[ Pobierz całość w formacie PDF ]
GEORGETTE HEYERSierotka(tłum. Anna Wronisk)19991.Hrabia Wroxton bawił się całkiem dobrze, jeli to w ogóle możliwe, by starszy dżentelmen, cierpišcy z powodu niestrawnoci i szczególnie gwałtownego ataku podagry, mógł odczuwać jakš przyjemnoć poza ulgš w nękajšcych go bólach. Pochłonięty był wdzięcznym zadaniem, jakie stanowiło dlań wygłaszanie przemowy na temat przywar swego potomka. Nie wtajemniczonym jego ostre słowa mogły wydawać się niesprawiedliwe, gdyż Ashley wicehrabia Desford odznaczał się wszelkimi cechami syna, z którego każdy ojciec powinien być dumny. Miał nie tylko miłš powierzchownoć i wysokš atletycznš sylwetkę, lecz także ujmujšcy styl bycia, będšcy wynikiem wrodzonej delikatnoci oraz wychowania, jakie odebrał. Wykazywał się również sporš dozš cierpliwoci i poczuciem humoru, które uwidaczniało się w umiechu, jaki czaił się w jego oczach i jaki wiele osób uważało za nieodparty. Ojciec jednak nie zaliczał się do tych ludzi - jako cierpišcy na podagrę uznawał ów umiech za wręcz irytujšcy.Działo się to w czerwcu, lecz ponieważ nie można było powiedzieć, że panujš letnie upały, hrabia kazał napalić w bibliotece. On i jego dziedzic siedzieli teraz po obu stronach kominka: hrabia z grubo obandażowanš nogš opartš na stołku, a syn (niezauważenie odsunšwszy swe krzesło od płonšcych bierwion) - jak zazwyczaj w swobodnej pozie naprzeciw ojca. Wicehrabia miał na sobie surdut, bryczesy z kolej skóry i wysokie buty, co było jak najbardziej odpowiednim porannym strojem każdego dżentelmena bawišcego na wsi. Jednak pewna elegancja, dajšca się zauważyć w kroju surduta oraz sposobie wišzania fulara, stała się dla ojca wicehrabiego pretekstem, by nazwać syna, jednym z tych okropnych dandysów. Na to ów odparł tonem łagodnego protestu:- Ależ nie, sir! Prawdziwy dandys byłby oburzony słyszšc co podobnego.- Rozumiem więc - patrzšc na niego rzekł ojciec - że uważasz się za sybarytę!- Prawdę mówišc, sir - powiedział wicehrabia przepraszajšco - za nikogo szczególnego się nie uważam. - Milczał przez chwile, obserwujšc z sympatiš i jednoczenie rozbawieniem, jak zaciskajš się szczęki jego rodzica, po czym rzekł przymilnie:- No, ojcze! Czymże zasłużyłem sobie na podobnš reprymendę z twojej strony?- A co zrobiłe, by zasłużyć sobie na pochwałę? - natychmiast odparował hrabia. - Nic! Jeste lekkoduchem, synu. Przeskakujesz wcišż z kwiatka na kwiatek, nie mylšc o tym, że twoje nazwisko zobowišzuje cię do czego więcej niż nazwisko jakiego pospolitego człowieka! Jeste zwykłym utracjuszem - i nie musisz mi przypominać, że pienišdze, które wydajesz na konie, zakłady i spódniczki, sš twoje, gdyż wiem o tym dobrze. Nie przestanę jednak powtarzać tego, co zawsze mówiłem: to bardzo podobne do twej ciotecznej babki, by zostawiać ci całš swš fortunę - niczego innego nie należało się spodziewać po takim ptasim móżdżku jak ona! To tak jakby dać ci carte blanche na najróżniejsze... eee... ekstrawagancje i rozrywki! Ech, na Jowisza, nic już nie powiem - rzekł jego lordowska moć z przekonaniem, lecz jak się okazało, niezupełnie konsekwentnie. - Była ciotkš twej matki i ta okolicznoć zamyka mi usta.Umilkł rzucajšc wojownicze spojrzenie swemu dziedzicowi, na co wicehrabia odparł tylko ze stosownš powcišgliwociš:- Racja, ojcze!- Gdyby poczyniła zastrzeżenie, że jej majštek ma być wykorzystany na utrzymanie twej żony i dzieci, uznałbym to za korzystny zapis - oznajmił hrabia, dodajšc jednak: - Nie żebym wtedy albo teraz nie chciał czy nie mógł zwiększyć twoich apanaży, tak by mógł sprostać dodatkowym wydatkom zwišzanym ze wstšpieniem w zwišzek małżeński!Przerwał znowu i wicehrabia, zdajšc sobie sprawę, że oczekuje się od niego jakiej reakcji, odrzekł uprzejmie, iż jest ojcu bardzo zobowišzany.- Och, nie, wcale nie jeste! - odparł hrabia ponuro. - A co więcej, nie wyrazisz swej wdzięcznoci inaczej, jak tylko dajšc mi wnuka, niezależnie od tego, jak szybko roztrwonisz fortunę swej ciotecznej babki. Na Boga, ależ dużo mam wnuków! - powiedział, nagle przypomniawszy sobie swe inne pretensje. - Nikt z was ani trochę nie myli o rodzinie! Należałoby się spodziewać, że w moim wieku będę miał gromadę wnuków, które byłyby mi pociechš na staroć! I co? Czy mam jakie? Nie mam. Ani jednego.- Przecież masz troje - odrzekł wicehrabia nie dajšc się zbić z tropu. - Wprawdzie nie wydaje mi się, by stanowiły dla ciebie wielkš pociechę, lecz uważam, że ze względu na Griseldę należy wspomnieć o jej latorolach.- Dziewczynki! - sapnšł hrabia wykonujšc przy tym lekceważšcy gest, jakby odsuwał je na bok. - One się nie liczš! Poza tym to smarkule Broxboumeów. Chcę chłopców, Ashley! Carringtonów, którzy by przejęli nasze nazwisko, tytuł i tradycje rodu.- Chyba nie wszystkie! - zaprotestował wicehrabia. - Należy zachować zdrowy rozsšdek, sir. Nawet gdybym spełnił twoje oczekiwania i ożenił się w wieku dwudziestu lat, a moja nie szczęsna małżonka co roku obdarowywałaby mnie bliniętami, to i tak nie byłby w pełni zadowolony... pomijajšc fakt, że wród tak wielu wnuków musiałoby się trafić kilka dziewczynek.Próba rozbawienia starszego pana niemal by się udała (gdyż hrabia skłonny był do miechu), gdyby nie to, że poczuł nagły ból w chorej nodze, pod wpływem którego wykrzywił twarz i wykrzyknšł gronie:- Nie bšd impertynencki, mój panie! Przypominam ci, że... dzięki Bogu!... nie jeste moim jedynym synem!- Rzeczywicie nie - zgodził się wicehrabia ze stoickim spokojem. - I chociaż mam wrażenie, że Simon jest jeszcze za młody, by zapełnić swymi potomkami pokój dziecinny, to tuszę, iż Horace mógłby cię zadowolić w tym względzie... oczywicie, gdy skończy się okupacja - a wszystko wskazuje, iż nastšpi to w niezbyt odległej przyszłoci - i będzie mógł do nas wrócić.- Horace! - wykrzyknšł jego lordowska moć. - Będę szczęliwy, jeli nie przyjedzie do domu z jakš francuskš dziewkš!- Och, nie sšdzę, by było to możliwe - odparł wicehrabia.- Horace nie jest wielkim zwolennikiem cudzoziemców i pamięta o honorze rodu tak samo jak ty, sir.- Nie dożyję dnia, w którym miałbym się o tym przekonać - stwierdził hrabia, próbujšc odwołać się do swego wieku i choroby, lecz nieco osłabiajšc efekt przez dodanie zgryliwej uwagi: - Co żadnego z was niewiele obchodzi!Wicehrabia rozemiał się, lecz była w tym spora doza sympatii.- Nic z tego, ojcze! - powiedział. - Nie próbuj ze mnš tych sztuczek. Nie urodziłem się wczoraj - znam cię dobrze od dwudziestu dziewięciu lat! - i wiem, kiedy próbuje się mnie podejć. Dobry Boże, sir, trzymasz się bardzo dobrze - poza skłonnociami do podagry, z której mógłby się wyleczyć, gdy by nie wypijał dwóch butelek porto za jednym posiedzeniem - i będziesz żył jeszcze długo! Wystarczajšco długo, jestem tego pewien, by karcić mojego syna, tak jak karcisz dzi mnie!Hrabia nie mógł oprzeć się uczuciu zadowolenia słyszšc, że jego dziedzic znajduje go w bardzo dobrej formie, lecz uznał za stosowne stwierdzić surowo, że nie rozumnie i nie aprobuje tych potocznych wyrażeń, których niestety używajš teraz młodzi mężczyni. Przez chwilę miał chęć poinformować wicehrabiego, że gdyby zamierzał zasięgnšć jego opinii na temat picia, zapytałby go o to, lecz oddalił tę myl, wiedzšc, iż nie należy liczyć, że Ashley przyjmie reprymendę z synowskš pokorš, a ponadto sam nie miał ochoty wdawać się w rozmowę, pod czas której poruszałby się po tak niepewnym gruncie. Zamiast tego rzekł więc:- Twój syn? Nie chcę żadnych bękartów, dziękuję za co takiego, Desford! - Po czym dodał pospiesznie: - Lecz nie sšdzę, by miał ich dużo... czy choćby jednego!- Z tego, co wiem, żadnego, sir - rzekł wicehrabia.- Miło mi to słyszeć! Gdyby jednak zgodził się na małżeństwo, które dla ciebie aranżowałem, twój syn mógłby teraz siedzieć mi na kolanach.- Nie chciałbym ci się sprzeciwiać, sir, ale trudno mi uwierzyć, by jakikolwiek wnuk, który próbowałby w tej chwili usišć ci na kolanach, nie został surowo ofuknięty.Parsknšwszy miechem hrabia zdradził się, że strzał był celny, lecz mimo to powiedział:- Och, nie musisz moich słów brać tak dosłownie! Prawdš jest, że twoje zachowanie było okropne, gdy nie chciałe owiadczyć się Henrietcie Silverdale! Nie spodziewałem się po tobie takiej niewdzięcznoci, Desford! Pomylałby kto, że wybrałem ci żonę, której nie lubisz lub której w ogóle nie znasz - a co, muszę ci powiedzieć, nierzadko zdarzało się za mojej młodoci! Zamiast tego wybrałem ci dziewczynę, z którš przyjaniłe się od dziecka i którš, jak przypuszczałem, darzyłe szczerš sympatiš. Mogłem znaleć ci pannę z wyższych sfer, ale miałem na względzie twoje szczęcie! I co mnie spotkało w nagrodę? Niech usłyszę!- Och, na miłoć boskš, ojcze...! - zawołał wicehrabia, po raz pierwszy okazujšc zniecierpliwienie. - Musimy wracać do tego, co wydarzyło się dziewięć lat temu? Czyż tak trudno uwierzyć, że Hetta nie bardziej miała ochotę wyjć za mnie niż ja ożenić się z niš?- Nie... i jeli chcesz mi powiedzieć, że jej nie lubiłe, to szkoda twojej fatygi!- Oczywicie, że jš lubiłem - tak jak bym lubił siostrę! I nic się pod tym względem nie zmieniło: jestemy dobrymi przyjaciółmi, ale jako nikt nie ma ochoty polubić swej siostry, choćby nie wiem, jakim darzył jš przywišzaniem! Prawda wyglšda tak, że ty, ojcze, i sir John uzgodnilicie to między sobš... chociaż po dzi dzień nie mogę się nadziwić, jak mogli cie być tak niemšdrzy, by sšdzić, że przekonacie nas, niemal brata i siostrę, do tego wspaniałego pomysłu! Nie, nie obur... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |