[ Pobierz całość w formacie PDF ]
RAFA� D�BSKISI�DMY LI��Mury kasztelu odpowiada�y ch�odnym poblaskiem promieniomzachodz�cego zimowego s�o�ca. Wy�ej na niebie pojawi� si�w�ski sierp ksi�yca, zal�ni�y nie�mia�o pierwsze gwiazdy.Do odzianego w czer� m�czyzny podszed� zbrojny wb��kitnym p�aszczu. Chwil� patrzy� na zamek, po czym rzek�niecierpliwie:- Panie, ludzie zaczynaj� si� niepokoi�. Zapada zmrok, ato miejsce cieszy si� ponur� s�aw�.- Dlatego przybywamy tu dzisiaj - odpar� czarny. - Wwigili� Dnia Narodzenia Pa�skiego z�e moce kryj� si� wswoich komyszach. Wszyscy przecie� s�yszeli, copowiedzia� kanonik Norbert.Rozejrza� si� po surowym krajobrazie.- Uspok�j ludzi, niebawem wyruszamy. Nie b�dzie czasu nal�ki i rozmy�lania.- Jeste�cie pewni, panie, �e w istocie wszystkie z�e mocedzi� �pi�, nawet ten jego, tfu... - zbrojny splun�� oduroku.Czarny zmierzy� go zimnym spojrzeniem.- Reuben, gdybym by� czegokolwiek pewien, mia�by� mnie zanaiwnego g�upca. Dlatego musimy uczyni� wszystko, przed czymmoja dusza si� wzdraga.- �o�nierzom nie spodoba si� mordowanie niewinnych...Czarny za�mia� si� g�ucho.- Nie trzeba nam najemnik�w z zasadami. Kto nie wykonarozkaz�w, p�jdzie na sznur - powiedzia� twardo. - Do��dyskuji! Wracaj do ludzi i dopilnuj, �eby byli gotowi na m�jznak.Reuben skin�� g�ow�, zawin�� po�� b��kitnego p�aszcza ioddali� si�. Czarny zerkn�� za nim. Nawet twardym wojakom todzikie miejsce dzia�a na wyobra�ni�. Skoro on sam odczuwaniepok�j, czego ��da� od przes�dnych prostak�w, cho�byzawodowych zab�jc�w. Zapewne nikt dot�d nie zmusza� ich dowykonywania misji przeciwko czarnoksi�nikowi. Pokr�ci�g�ow�. Jak mo�na zamieszka� w takim miejscu? Las urywa� si�jak no�em uci��, a dalej kr�lowa�y ciemne ska�y, pokryteteraz �achami �niegu, coraz s�abiej widoczne w zapadaj�cymmroku.Blask ognia z wysokiego kominka gra� refleksami napobru�d�onej twarzy. M�czyzna siedzia� przy le��cym w �o�umo�e dwuletnim dziecku. Ch�opczyk trzyma� mocno pot�n�d�o�, u�piony ju�, ale jeszcze nie pogr��ony w pe�nejnie�wiadomo�ci. W oczach m�czyzny mo�na by�o wyczyta�mi�o��, niespotykan� na co dzie� mi�kko�� spojrzenia.Orl�tko w gnie�dzie... Zape�ni�o ca�e jego serce i od czasu,kiedy Sara umar�a - ca�e �ycie. Gdyby nie syn, nie widzia�bycelu, pewnie zaprzepa�ci�by dziedzictwo, mo�e nawet sko�czy�ze sob�... U�cisk ma�ej pi�stki os�ab�, m�czyzna ostro�nieuwolni� d�o�, patrzy� chwil� na jasn� g��wk�, po czymskierowa� si� ku drzwiom.Za nimi czeka�a piastunka, czujna i zwinna jak kotka.Przemkn�a obok, �eby spocz�� w �o�u obok dziecka, strzecjego snu. Ci�kim krokiem podszed� do kominka w go�cinnejsali i leg� na �awie przykrytej grub� der�. Wyci�gn�� zwestchnieniem ogromne cia�o, przymkn�� oczy i obserwowa� gr��wiat�a pod powiekami. Zza lekko uchylonych drzwi od cz�cigospodarczej dolatywa� cichy gwar krz�taj�cej si� s�u�by.Odpr�y� si�. Zdawa�o mu si�, �e le�y zaledwie par� minut,kiedy uwag� jego zwr�ci� niecodzienny ha�as, krzyki i tupotwielu n�g. Zerwa� si�. Musia� zasn�� na d�u�ej, bo ogie�dogasa�. Drzwi prowadz�ce na pokoje otworzy�y si� z hukiem,w tym samym momencie otwarto na o�cie� drzwi kuchenne i do�rodka wt�oczy�a si� gromada zbrojnych. Trzech z nichruszy�o od razu do pokoju dziecinnego. Rzuci� si� w tamt�stron�, lecz zamar�, bo drog� zagrodzi� mu zakrwawionysztych miecza trzymanego przez �o�nierza w b��kitnymp�aszczu.- Nie radz�, baronie - napastnik by� zdyszany, ale bro�nie drgn�a. - Mam przyjemno�� z baronem Gotfrydem de Berge,jak s�dz�?Baron popatrzy� tylko na prze�ladowc� w�ciek�ymi oczyma,�y�y nabrzmia�y mu na szyi. Bezwiednie napi�� mi�nie.- Nie radz� - powt�rzy� b��kitny spokojnie.Z zewn�trz dochodzi�y s�absze odg�osy szamotaniny ikrzyki mordowanych. Baron zacisn�� szcz�ki. �eby tylko niezrobili krzywdy ma�emu Wilhelmowi.Do sali wszed� zbrojny w czarnym pancerzu i p�aszczutakiego� koloru. Pod pach� trzyma� garnczkowy he�m, miecztkwi� w pochwie, najwyra�niej dowodzi� tymi lud�mi. De Bergezwr�ci� si� do niego:- Co ma znaczy� gwa�t zadany kr�lewskiemu poddanemu najego w�asnej ziemi, w jego w�asnej siedzibie?!Czarny odpowiedzia� z drwi�cym u�miechem.- Niepotrzebnie si� unosisz, baronie. Przybyli�my w�wi�teczn� go�cin�.W tej chwili wkroczy�o trzech �o�nierzy, prowadz�c podbroni� piastunk� z dzieckiem w ramionach. Ch�opczykrozgl�da� si� dooko�a ogromnymi oczami, przera�ony zgie�kiemi obecno�ci� wielu ludzi. Wyczuwa� niebezpiecze�stwo inapi�cie.- Tatku! - wyci�gn�� nagle r�czki, dostrzegaj�c ojca.- St�j, de Berge - warkn�� Reuben i przy�o�y� sztych dogard�a barona.- Nie wojujemy z dzie�mi - oznajmi� czarny - jednak mamysytuacj� wyj�tkow�. - Na jego znak jeden z najemnik�wwyj�� sztylet i przytkn�� do zamar�ego w przera�eniu cia�ka.- Jeden fa�szywy ruch i pozb�dziesz si� dziedzica, �ydowskania�ko! Dotyczy to tak�e twojego przyjaciela.- Jakiego przyjaciela - baron potrz�sn�� g�ow�. - W zamkuprzebywali jedynie...- Nie suj nam piasku w oczy, magiku - przerwa� czarny. -Wiemy dobrze, kim jeste� i czym si� parasz. Wiemy te�, �emasz tu ku pomocy w nieczystych sprawach demona czy duchajakowego� na us�ugach. Pami�taj, cokolwiek podejrzanego si�zdarzy, m�j �o�nierz zada �miertelne pchni�cie Wilhelmowi!- Naprawd� wierzysz, nie wiem, jak ci� zwa�, w teopowie�ci ciemnych prostaczk�w? Ani nie jestem �adnymmagiem, ani tym bardziej nie mam na us�ugach duch�w nidemon�w...- Mo�liwe - zgrzytliwie roze�mia� si� czarny. Zsun��czepiec kolczy ku ty�owi. Wysypa�y si� spod niegokruczoczarne w�osy. Z pi�knej twarzy nie schodzi� drwi�cyu�miech. - Mo�liwe - powt�rzy� - �e jest, jak m�wisz.Mo�liwe te�, �e w dniu dzisiejszym nie masz �adnej mocy, coby si� zgadza�o, zwa�ywszy na �atwo��, z jak� zaj�li�my tw�jzamek. Jednak ja jestem cz�owiekiem ostro�nym i lubi� mie�zabezpieczone ty�y i boki w czasie walki i w �yciu. A zwa�mnie mo�esz Filip d'Aubrigny - doda�.- S�awny siepacz starej Mahaut - powiedzia� baron.- Ju� nie - odpar� czarny. - Stara przenios�a si� natamten �wiat. Pewnie trafi�a do piek�a, j�dza, cho� mo�e itam by jej nie chcieli - za�mia� si� znowu. - Teraz s�u�byswe pe�ni� dla innego, o tym za chwil�. Najpierw musimyzawrze� pewien uk�ad.- Pu�� dziecko - za��da� baron. - Kln� si�, �e nie b�d�niczego pr�bowa�, je�li to zrobisz.D'Aubrigny pokr�ci� g�ow�.- To ja dyktuj� warunki. Dok�d ich nie spe�nisz, dzieciakzostanie pod sztychem.- Jeste� �ajdakiem!- Oczywi�cie. Nie wszyscy na �wiecie mog� by� prawi,uczciwi i mi�uj�cy, jak ty, czarowniku.- Nie jestem...- To nieistotne - przerwa� d'Aubrigny. - Wyprowadzi� ich!- poleci�.�o�nierze wyszli do pokoju dziecinnego wraz z piastunk� iWilhelmem. Dziecko podnios�o �a�osny lament, a piastunkakrzycza�a:- Co wam zawini�o niewinne dziecko, mordercy, �e zabija�chcecie. �ajdaki...Drzwi zatrzasn�y si�. Baron patrzy� dziwnie na Filipa.- Powiedz mi - rzek� powoli. - W zamku by�o jeszcze jednodziecko, niemowl� mojej kucharki...- Na �wiecie nie ma niewinnych ofiar - odpar� lekkod'Aubrigny. - S� jedynie ofiary. Uwierz mi, �e gdyby to odemnie zale�a�o...Umilk� na widok zmienionej grymasem w�ciek�o�ci twarzybarona. Nawet krz�taj�cy si� po komnacie �o�nierzeznieruchomieli. De Berge, nie zwa�aj�c na ostrze mieczaReubena, post�pi� p� kroku do przodu, tak �e b��kitnymusia� si� cofn��, by go nie zabi�. Baron wyci�gn�� wkierunku d'Aubrigny'ego palce zakrzywione w szpony:- Wyzywam ci� na �mierteln� walk�, Filipie d'Aubrigny.Niezale�nie od tego, co si� stanie, wyzywam ci� i bior� na�wiadk�w wszystkich tutaj zgromadzonych. Za wymordowanieniewinnych i spokojnych ludzi, za �mier� czystego dziecka,za przera�enie mojego syna. Wyzywam ci�!W ciszy zabrzmia� niespodziewany dysonans. To Reubenopu�ciwszy miecz �mia� si� na ca�e gard�o.- S�ysza�e�, panie! On ci� wyzywa! B�d�c w twojej mocywyzywa ci� po rycersku, po trzykro�! Ha, ha, ha, co terazzrobimy? Wypada da� mu pole, prawda?- Zamknij si�! - warkn�� Filip. - Nie pora na bzdury.B��kitny przesta� si� �mia�.- Z�apa� was, panie - powiedzia� spokojnie. - Nie mo�ecieodm�wi� bez utraty czci!- A kto b�dzie o tym wiedzia�?- Mnie wszystko jedno, ale nasi ludzie... Rozniesie si�.D'Aubrigny zastanawia� si� chwil�.- Masz racj�, Reuben. Jako wyzwany - zwr�ci� si� dobarona - proponuj� termin dzi� po p�nocy, kiedy za�atwimyswoje sprawy. Zgoda?- Mam jaki� wyb�r?- Nie!- Zatem zgoda.- Dobrze - d'Aubrigny z zadowoleniem skin�� g�ow�. - Ateraz jeszcze jedno. Jak b�dzie z tym twoim przyjacielem? Inie udawaj, �e nie wiesz, o co mi chodzi.De Berge zmierzy� go pogardliwym spojrzeniem.- Je�eli tak bardzo obawiasz si� czego�, czego nie ma, tozapewniam ci�, �e m�j przyjaciel nie podejmie �adnychdzia�a�.- Klniesz si� na honor?Baron pokr�ci� g�ow� z niedowierzaniem.- Niech b�dzie, kln� si� na honor.D'Aubrigny podszed� do dziecinnej komnaty i uchyli�drzwi.- Jean - zawo�a� - mo�esz odj�� sztych od dzieciaka!Tylko pilnie strzec i by� w gotowo�ci, nie spa�!- Kto by tam spa� przy takiej niewie�cie - dobieg�przyt�umiony g�os.- Zostawi� mi j� w spokoju! - zirytowa� si� Filip. - Niepotrzeba �adnych wi�cej awantur. Pami�taj, �e ona te� mo�eby� czarownic�!Zatrzasn�� drzwi z hukiem.- Zadowolony? - zwr�ci� si� do barona.- Zadowolony b�d�, jak ciebie zabij� - odpar� tenspokojnie. - M�w, czego chcesz, i ko�czmy!D'Aubrigny przygl�da� mu si� nieodgadnionym spojrzeniem.- Wyj�� wszyscy! - poleci�. - Zostaj� tylko Reuben, ty ity - wskaza� palcem. - Zatknijcie par� �uczyw i wynocha!Zostali w pi�tk�. Filip u�miechn�� si� ze swoim drwi�cymwyrazem twarzy.- Nie potrzeba nam wi�cej �wiadk�w ni� to koniec... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |