[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TAD WILLIAMSSKAD SIE BIORA MARZENIAPrzełożyła:Ewa HornowskaTad Williams, jeden z najpopularniejszych pisarzy fantasy, na chwilš odstępuje od gatunku, który uprawia, na rzecz czego, co z jednej strony jest uroczš parodiš, z drugiej za hołdem złożonym tak literaturze magicznej, jak i powieci detektywistycznej spod znaku Raymonda Chandlera, Mickeya Spillane'a czy Dashiella Hammetta. I oto widzimy, jak dorosły Tad Williams wietnie się bawi. Nie wyobrażam sobie, żeby znalazł się czytelnik, któremu ta igraszka by się nie spodobała. Mnie ona sprawiła ogromnš przyjemnoć.David CopperfieldDobra, przyznaję. Facet, który chce się urżnšć w biały dzień, w rodku tygodnia, powinien dobrze zamknšć drzwi swojego gabinetu. Dostępu do mnie broni zazwyczaj Tilly, ale tego dnia niepodobnego do innych wyszła wczeniej, żeby zawieć matkę do ortodonty na poprawienie klamry, {Emerytki, które na staroć dostajš fioła na punkcie zgryzu, zawsze przyprawiajš mnie o ból zębów. Powiedziałem Tilly, że jej matka ma za słabe dzišsła na takie fanaberie, ale kto by mnie tam słuchał.)W każdym razie Tilly zwykle siedzi za biurkiem w poczekalni, by mnie ochraniać. Nie, żebym jej aż tyle płacił, ale jako udaje mi się wzbudzić w niej instynkt macierzyński, chociaż różnica wieku między nami jest niewielka. Ma w sobie co z burkliwej, zwalistej niedwiedzicy. To okrelenie nawet dobrze do niej pasuje: wszyscy odwiedzajšcy mnie inkasenci, którzy mieli okazję widzieć, jak wkurzona Tilly w grubym, bezkształtnym, robionym na drutach swetrze, z opiłowanymi paznokciami przywodzšcymi na myl samicę grizzly wypadajšcš z jaskini, podnosi sio zza Swego biurka - będš dobrze wiedzieli, o czym mówię. Gdyby Tilly postanowiła zamieszkać z Misiem Smokcyem, wszyscy podpalacze lasów zwialiby do Meksyku.Fatalnie się złożyło, że drzwi nie były zamknięte, a posterunek, przy którym Tilly spławiała natrętów, akurat pusty. Doć atrakcyjna blondynka, stwierdziwszy, że droga do mojego gabinetu stoi otworem, weszła do rodka i zastała mnie na dywanie, w pozycji niemalże horyzontalnej.Przez dłuższš chwilę przyglšdałem się jej kostkom. Miały idealnš linię, ale z powodu krwi, która napłynęła mi do głowy, nie byłem w najlepszym nastroju do ich kontemplowania.- Uff- odezwałem się wreszcie. - Przepraszam. Włanie szukałem szkieł kontaktowych.Brzmiałoby to przekonywajšco, gdyby nie to, że twarz miałem wciniętš w dywan tak głęboko, jakbym zgubił co nie większego od atomu.- A ja szukam Daltona Pinnarda - odpowiedziała. - Znanego też jako Pinardo Wspaniały. Widzi pan kogo o tym nazwisku obok szkieł kontaktowych?Jej glos - nie to, że schrypnięty - doskonale nadawał się do przywoływania do porzšdku dziesięcioletnich urwisów błaznujšcych w tylnych ławkach, Albo do wywoływania u pijanych magików uczucia, że sš szumowinami zbierajšcymi się na powierzchni piwa w browarnianej kadzi. Jeli nie była nauczycielkš, to znaczy, że minęła się z powołaniem.- Mam zawiadczenie od lekarza, że jestem uczulony na złoliwoci -mruknšłem. - Lepiej niech pani sobie idzie, chyba że chce pani mieć na karku proces pierwszej klasy.Nie da się ukryć, że wcišż miałem niejakie kłopoty z prowadzeniem konwersacji. Celna riposta odniosłaby większy skutek, gdybym nie wygłosił jej z ustami pełnymi dywanowych kłaków. Czy można jednak oczekiwać od kogo, kto włanie wykończył dziesištš rolling rock, że zdoła się utrzymać w pionie i jednoczenie sypać dowcipami?- Nie mam zamiaru, panie Pinnard. Przyszłam w bardzo ważnej sprawie, może więc pan sobie darować te gierki.Skrzywiłem się. Tylko kobieta, której się wydaje, że dwa różowe dżiny serwowane na wieczornym przyjęciu po wywiadówce stanowiš o wyuzdaniu, potrafi zbyć pewne aspekty picia w samotnoci uprawianego wyłšcznie przez mężczyzn okreleniem gierki". Tak czy owak, popsuła mi nastrój, zabrałem się zatem do nieco skomplikowanego przedsięwzięcia, którego celem było przyjęcie pozycji siedzšcej.Udało mi się to bez specjalnych kłopotów. Wkrótce i tak miałem opucić biuro, więc co za różnica, że spadło kilka popielniczek. Trochę podniosła mnie na duchu wiadomoć, że choć baba była drażnišca, nie będzie się tu kręcić tak długo, bym dostał od tego kaca. Nie powiem, że przykro było na niš patrzeć. Pominšwszy wyraz lekki ego rozgoryczenia w okolicach ust, który wyglšdał na przemijajšcy, i okulary pasujšce w sam raz do tych paniu, co zakładajš rękawico ogrodowo, żeby zagrać na automacie, wyglšdała cholernie ładnie. Zdradzała niewielkš skłonnoć do rozpływania się w powietrzu, ale podrjr/cwiitom, że ma to jaki zwišzek z tym, co zaserwowałem .snlrn' na lunch.-No tak - odezwałem się błyskotliwie, kiedy j 117 u HUK l łom pmKt.n Przerwałem na chwilš, /,H>y |><mmr;i<- dywim /ii knlkiiirn iiili-ln w ]"szukiwaniu jakiego niedopałka, który byłoby można jeszcze spożytkować. - No tak, no tak. "W czym mogę pani pomóc, panno...?-Pani, jeli laska. Pani Emily Heltenbocker. Poza tym coraz bardziej wštpię, czy w ogóle może mi pan w czym pomóc. To mój ojciec ranie do pana skierował, a ja ufam mu na słowo. Przynajmniej jeszcze przez, jakie czterdzieci pięć sekund.Trzykrotnie próbowałem zapalić zapalniczkę i nie powiodło mi się, więc odłożyłem jš takim gestem, jakby chodziło mi tylko o zmierzenie długoci płomienia w celach czysto naukowych.- Heltenbocker? Czyż to nie prawdziwe nazwisko Charliego Heltona?- Jestem jego córkš.-Aha. - W rodku co mi wierzgnęło. Jak długo znalem Charliego, nigdy nie widziałem jego jedynaczki, którš po roawodaie rodziców wychowywała matka. Wielka szkoda, że spotkalimy się w sytuacji, kiedy byłem,,. no cóż, w stanie, w jakim byłem. -Dowiedaiałem się o pani tatusiu w zesz,łym tygodniu- Naprawdę mi przykro. To był wspaniały facet.-Był. Bardzo mi go brakuje.-Nie powiem, żeby odtajała, ale usiadłszy na krzele naprzeciwko, odsłoniła większy kawałek uda, niż można by oczekiwać po nauczycielce, co natchnęło mnie do ponowienia próby z zapalniczkš.-Na miłoć boskš - powiedziała po chwili, wycišgnęła z torebki swojš zapalniczkę i podała mi ogień pod sam nos.Zacišgnšłem się i diablo krótki papieros poszedł z dymem. Wrzuciła zapalniczkę z powrotem do torebki. Uderzyła mnie myl, że należy do kobiet, które gotowe sš zawišzać człowiekowi sznurowadła, gdyby za długo się przy tym guzdrał.-A więc... Charlie paniš do nmie przysłał? - Oparłem się wygodniej. Wreszcie zdołałem połšczyć dwie panie Heltenbocker w jednš, cii przyczyniło się do większej efektywnoci rozmowy. Miała wcale niebrzydkš twarz z wyrazistym nosem i ładnie zarysowanymi koćmi po-liczkowymi. - Chce mnie pani zaangażować na stypę czy co w tym Ducie? Byłbym zaszczycony. Z pewnociš mógłbym zmontować jaki k nitki program w hołdzie jego pamięci. - A w duchu goršczkowo zasta-iiiiwiałem się, które sztuczki ze swoich występów ograniczajšcych się iirawio wyłšcznie do dziecięcych balików wybrać, żeby ich wykonanie iH-zfid kolegami z branży nie wypadło żenujšco. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby luminarze wiata magii wpadli w zachwyt na widok balonńw w kształcie zwierzštek.Nic. nie nn stypę. Już się odbyła. Skromna, tylko dla najbliższej t ml/.my. ('liov pomówić v. panem o czym innym. Słyszał pan, co mu się i.r,.Vi!;nv.ylM?Nic t>yfcm /dolny wymylić tisi poczekaniu niczego innego poza kiw-nit.Mifin |'.l*>wi| w oilimwinl/1,!, To włiinio upadek ducha po odejciu Charliego i wiadomoć własnej miertelnoci, która narasta przy okazji takich wydarzeń, w znacznej mierze były powodem mojego króciutkiego popołudniowego posiedzenia. Co prawda nie w takiej mierze jak zawiadomienie o zajęciu mojej hipoteki, które otrzymałem dzi rano, ale niewštpliwie podsyciła mojš melancholio.Co można powiedzieć o starym przyjacielu, dla którego Sztuczka z Koszem i Szablami skończyła się tak strasznie? Że pewnego dnia, gdy był w finansowym dołku, zdarzyło mu się ćwiczyć bez pomocy asystenta, co wyglšda trochę tak, jakby ów stary przyjaciel popełnił samobójstwo? Oczywicie, ostra jak brzytwa azabla kojarzy się raczej z narzędziem mordu niż samobójstwa, a większoć ludzi rucacj nie próbujfi się kłamać ze rodka ratanowego kosza szerokoci czterech stóp, ale drzwi pracowni były zamknięte, a jedyny klucz został znaleziony w kieszeni zakrwawionej koszuli, którš Charlie miał na sobie. Poważna prasa pisała, że ćwiczył z koszem i co musiało nie wyjć, Ostra kling-a przecięta tętnice szyjnš tuż za uchem. Większoć gazet orzekfa, że to wypadek, a policja (przypuszczalnie chcšc wykazać takt) zgodziła się z tym werdyktem. Niektóre brukowce robiły aluzje do samobójstwa i zamieszczały ponure zdjęcia z miejsca zbrodni pod tytułami w stylu: OSTATNIA SZTUCZKA! albo KOSZ PEŁEN KRWI! (Mógłbym obsypać owe pisma jeszcze większymi szyderstwami, ale mój najnowszy wywiad - sprzed dwóch zaledwie lat - zawdzięczam Gazecie Astrolo-giczno-Detektywistycznej", co dowodzi, że nie wszystkie one pozbawione sš wnikliwoci.)-Mhmm, czytałem - rzekłem w końcu. - Przeżyłem prawdziwy wstrzšs. Okropny wypadek.. To było morderstwo.Zegaiynka nie podaje godziny z takim przekonaniem.- Słucham?- Morderstwo. - Sięgnęła do torebki, ale tym razem nie wyjęła zapalniczki. Na moim biurku z głonym planięciem, jak w nieudanejsztuczce karcianej, wylšdowała koperta. - Rozmawiałam wczorajz prawnikiem. Spodziewałam się, że tata był bez grosza.Nagle mnie to zainteresowało. Przyszła tu, żeby mnie do czego wynajšć, ch... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |