[ Pobierz całość w formacie PDF ]

                                Skarb

 

     Ciemno już się robiło za oknem a Lucyna nie wracała. Julia chodziła od okna do okna wpatrując się w czarny prostokąt podwórka, na którym od czasu do czasu pojawiała się jakaś postać, ale córki nie było widać. Julia przytknęła czoło do chłodnej szyby. Drżącą dłonią wytarła zbierające się w oczach łzy. Wszystko się ostatnio waliło niczym domek z kart. Andrzej coraz częściej wymykał się po kolacji do biura tłumacząc się zaległymi projektami i dodatkowymi zleceniami dyrektora. Znała te jego projekty w mini spódniczkach o trzepoczących sztucznych rzęsach. Ale nie umiała z nimi walczyć, udawała, więc, że wszystko jest w porządku, ze nie martwią ją mężowskie późne powroty, zapach alkoholu i damskich perfum. Julia westchnęła ciężko.  Jeszcze niedawno mogła liczyć na Lucynę, na jej dziewczęcy śmiech, opowieści o szkole, przyjaciółkach, stopniach. Ale ostatnio to się zupełnie zmieniło. Lucyna zaraz po powrocie ze szkoły zamykała się w swoim pokoju, włączała komputer i odpływała do swojego wirtualnego świata. Julia czuła, że coś jest nie tak, że córka nie chce już z nią przebywać. Ze ucieka od niej, ogradza się jak mąż. Chciała z nią porozmawiać, dociec przyczyny. Ale Lucyna każde jej pytanie, każda próbę zbliżenia kończyła pogardliwym wzruszeniem ramion i zimnym jak lód spojrzeniem. Julia postanowiła jednak to jakoś wyjaśnić. Dlatego dziś poszła do szkoły, liczyła, ze rozmowa z wychowawczynią jej coś rozjaśni, pozwoli zrozumieć dziwne zachowanie córki

- Dobrze, ze pani przyszła – pani Jaworska dziwnie ucieszyła się na jej widok – już chciałam do pani zadzwonić

- Stało się coś? – serce Julii momentalnie podniosło bolesny alarm

- Myślę, ze tak. Z Lucyną coś dziwnego się dzieje. Ma kłopoty z koncentracją, źle wygląda, no i bardzo opuściła się w nauce.                  Pani Jaworska otworzyła dziennik, przesunęła palcem wzdłuż rzędu cyfr

- Widzi pani te jedynki? Uzbierało ich się trochę

- Z polskiego chyba nie? – Julia znała zamiłowanie córki do przedmiotów humanistycznych

- Właśnie z polskiego też, to mnie najbardziej zaniepokoiło. Proszę porozmawiać z córką, Może ma jakieś problemy, może coś jej dolega. Albo się po prostu zakochała – pani Jaworska uśmiechnęła się uprzejmie – ale ja z niej niczego wyciągnąć nie mogłam. Jeśli nie poprawi tych ocen nie przejdzie do następnej klasy.

  Julia wracała do domu zupełnie przygnębiona. Andrzej ją zawiódł, ale Lucyna była jej nadzieją, jej oczkiem w głowie. Ona nie mogła jej zawieść, nie mogła tak sobie  zlekceważyć nauki. Przecież dotychczas stać ją było na dobre oceny, zawsze marzyła o studiach. Julia nie mogła znaleźć sobie miejsca, jej myśli plątały się jak nici ze sprutego swetra, zupełnie nie wiedziała co zrobić, by jej stosunki z córką jakoś ocieplić. Może powita ją uśmiechem? Może ją przytuli, pogłaszcze po włosach? Może usiądą sobie naprzeciwko  przy kuchennym stole i Julia zaparzy herbatę malinową. I będą pić sobie tę herbatę na nowo bliskie sobie, odnajdując drogę do swoich oczu i serc. I Lucyna wtedy jej wszystko opowie, na nowo zaufa…

Dzwonek u drzwi oderwał ją od tych jasnych myśli. Zerwała się z krzesła, pobiegła do przedpokoju.

- Kochanie – zawołała zgodnie z ułożonym wcześniej scenariuszem.

Lucyna zmierzyła ją oschłym spojrzeniem. Uchyliła się przed wyciągniętą na powitanie ręką .

- Zwariowałaś? Na czułości ci się zebrało? – warknęła nie ukrywając złości

- Lucyna- Julia jęknęła zupełnie zbita z tropu

- Co Lucyna? – córka ominęła ją w przejściu – coś ci nie pasuje?

- Zmieniłaś się ! Nigdy nie byłaś dla mnie taka …

- No jaka? Zła? Okrutna? Wredna?

- Obca, zupełnie jak nie moja córka – Julia poczuła nieprzyjemną gulę w gardle

- Nie chcę o tym mówić. – Lucyna się jakoś zreflektowała - I daj mi wreszcie  spokój

- Nie mogę, byłam dziś w szkole . Rozmawiałam z Jaworską

- Szpiegujesz mnie?

- Chcę ci pomóc, masz kłopoty. Możesz nie zdać na drugi rok.

- Najpierw sobie pomóż – Lucyna podniosła głos – ojciec cię zdradza, słyszysz? On spotyka się z innymi kobietami a ty mu jeszcze obiad pod nos podajesz , kapcie pod nogi stawiasz. Brzydzę się tobą .

Julia skuliła się jakby dostała cios w brzuch

- Dlaczego? – wyjąkała oszołomiona

- Widziałam go z tą jego lafiryndą. Siedzieli w kawiarni, trzymali się za ręce- Lucyna oddychała ciężko pozbywając się nagle z serca zalegających słów – ale ciebie to nie obchodzi, ty wolisz płakać do poduszki niż walczyć. Nie potrzebuje takiej matki!

   Julia nie wiedziała jak na ten atak córki odpowiedzieć. Ale ona nie czekała na odpowiedź, tylko odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła z domu…

  

    Julia  poczuła jak drętwieją jej nogi. Stała tu przy tym oknie z nadzieją, że za chwilę Lucyna wróci, że pozwoli sobie wytłumaczyć, ze zrozumie, dla kogo ona się poświęca, dla kogo tak cierpi. Ale mijały kwadransy a drzwi  się nie otwierały. Julia  usiadła w fotelu, otoczyła głowę splecionymi dłońmi. Jak Lucyna powiedziała? Ze takiej matki nie potrzebuje? Ze ona, Julia nie walczy? Już kiedyś słyszała takie słowa, już ktoś kiedyś jej coś takiego mówił. Julia przymknęła oczy opanowując nagłe wzruszenia. Tak mówiła babcia, gdy Julia miała jakieś kłopoty. Gdy ktoś jej dokuczył, albo nie szło jej w szkole tak jak trzeba .

- Bo ty nie walczysz- mawiała siadając przy niej z drożdżowymi ciasteczkami w koszyku. Jej twarz poprzecinana siateczką zmarszczek miała w sobie znamiona uporu , którego  nauczyło ją wiejskie, surowe życie. Dłonie babci pachniały wanilią i mlekiem a jej oczy patrzyły na Julię z wyrazem bezwzględnej miłości i uwielbienia. Julia lubiła wtulać się w babciny fartuch i czuć jej pocałunki na jasnych lokach.

- Bo ty nie walczysz – powtarzała babcia i wyjmowała z regału książkę. Była tam ich cała masa. Wszystkie  baśnie Andersena, braci Grimm, Perraulta. Stały w równym rządku jak żołnierze na warcie. Nocami słychać było szelest ich kart i cichy szept bohaterów, którzy opowiadali sobie wzajemnie swoje historie. Babcia znała je wszystkie. I kiedy Julia wyznawała jej swoje zmartwienie babcia jednym ruchem ręki wyciągała z półki tę właściwą. Wodziła wzrokiem po spisie, rozkładała grube, tekturowe grzbiety. I wtedy do ich małej izdebki ozdobionej czerwonymi pelargoniami stojącymi na drewnianym parapecie wpływał inny, zaczarowany świat pełen królewiczów, czarodziejów, smoków, walecznych rycerzy. Babci głos przywoływał pola bitew, groźne potwory, dobre wróżki i bohaterów, którzy potrafili pokonać zło swą siła , odwagą i dobrem. Oczy Lucyny błyszczały dziwnym światłem bo raz była szewczykiem który pokonał wawelskiego smoka, raz biednym synem, który szukał dla mamy żywej wody, innym zaś razem dobrą siostrą, która szyła z pokrzyw koszulki dla swych braci łabędzi

- Widzisz – mówiła babcia równie przejęta losami  baśniowych postaci – trzeba walczyć, trzeba zło dobrem zwyciężać.

Lucyna na zawsze zapamiętała słowa babci, wyryły się w jej sercu jak życiowe motto. Szkoda, ze o tych babcinych książkach zapomniała. Może powinna je częściej czytać Lucynie? Może jej wyjaśnić, ze ona też walczy, tyle że nie kłótnią i awanturami a modlitwą. Zło dobrem zwyciężaj – mówiła babcia odnajdując w każdej baśni ten najważniejszy fragment, który to najlepiej odzwierciedlał. Lucyna westchnęła ciężko- „Oj babciu, dlaczego cię przy mnie już nie ma, dlaczego nie mogę usiąść na twoich kolanach”

Lucyna podniosła do góry oczy by powstrzymać napływające do nich łzy. I wtedy oczami duszy naprawdę zobaczyła swoją babcię, jej fotel, czerwone pelargonię i drożdżowe ciasteczka w wiklinowym koszyku

- Babciu – westchnęła i wtedy opanowała ją nagle uporczywa myśl, jakby babcia przez nią chciała jej coś powiedzieć, do czegoś namówić. Julia zerwała się na równe nogi. Pobiegła do kuchni, wzięła latarkę. Schody na strych zaskrzypiały głośno jakby ze zdziwieniem, ze po kilku latach ktoś nagle odważył się po nich stąpać. Metalowe zawiasy z trudem ustąpiły pod naciskiem ręki. Julia odgarnęła zwisającą u wejścia pajęczynę i skierowała się ku bocznej ścianie. Tam pod małym okienkiem powinny stać szare kartony babci. Obwiązane grubym sznurkiem kryły skarb, schowany tam po jej  śmierci. Julia strzepała dłonią kurz. Kichnęła czując jak drobne pyłki zalegają jej nos. Nachyliła się nad pierwszym kartonem, pociągnęła za sznurek. Okładki książek pozdrowiły ją błyskiem odbijającym się od latarki. Lucyna uklękła, wyciągnęła pierwszą książkę, położyła sobie ją na kolanach. Poprzez mgłę łez odczytała tytuł. I znów jak kiedyś znalazła się w świecie gdzie można było być kimś silnym i dzielnym i można było poradzić  sobie z wszystkimi przeciwnościami losu…

 

  -Mamo , gdzie jesteś !

Julia rozejrzała się po strychu nieprzytomnym wzrokiem. Wołanie Lucyny kazało jej  wrócić do rzeczywistości. Zamknęła karton z książkami pozostawiając sobie tę jedną, którą właśnie czytała. Podniosła latarkę z podłogi i z książką pod pachą ruszyła w dół po schodach. Lucyna patrzyła na nią jak na jakąś zjawę, która wyłoniła się z czarodziejskiej góry

- Myślałam, że ciebie nie ma, że odeszłaś, przestraszyłam się – Lucyna patrzyła na matkę zaniepokojonym wzrokiem

- Przecież cię kocham.Ojca też – Julia powiedziała twardo, odważnie. Jeśli ma walczyć to będzie, ale swoją własną bronią, bronią dobroci

- Chciałam cię przeprosić, nie myślałam tak. Po prostu, nie umiem się z tym taty zachowaniem pogodzić. I nie umiem o tym rozmawiać.

- Wiesz, babcia mi się dziś przypomniała – powiedziała Julia jakby nie słysząc słów córki – ona mnie nauczyła walczyć. Chodź posłuchaj co mi dziś na nowo odkryła. Te jej baśnie to prawdziwy skarb.

Julia pociągnęła Lucynę na kanapę. Usiadły wiec obok siebie blisko, ramię przy ramieniu.  Julia zaczęła czytać. Jej głos zupełnie przypominał tamten, babciny. Lucyna przymknęła oczy pozwalając swojej wyobraźni poszybować w nieznane kraje, niezwykłe przestrzenie.

I wtedy w przedpokoju otworzyły się cicho drzwi. Ojciec wszedł prawie bezszelestnie. Zatrzymał się zdziwiony. Nie zauważyły jak stał przez chwilę przysłuchując się czytanej baśni. A później stąpając cicho wszedł do kuchni i usiadł przy stole. Oparł głowę na rękach i trwał tak zasłuchany w monotonny szmer czytanego tekstu. Dawno już nie czuł takiej bliskości z żoną i córką, choć dzieliła go od nich gruba ściana. Westchnął głęboko wstając ciężko z krzesła. Tam, kilka metrów od niego były otwarte drzwi prowadzące do ich pokoju. Jeśli zrobiłby kilka kroków mógłby za chwilę znaleźć się  obok nich…

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.