[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rafał A. Ziemkiewicz
Skarby Stolinów
Hrebor Cudak
Łatwo jest zezłościć rożenice. Starczy przy połogu wykonać jeden
gest nie w porę, uśmiechnąć się lub rzucić jakieś słowo w złej chwili.
Biada wtedy matce i rodzącemu się dziecku, bo rożenice, jak
wszystkie leśne demony, są złośliwe i mściwe ponad wszelką ludzką
miarę. Potrafi taka spojrzeć na noworodka złym okiem, aż skrzywi się
i nie wyprostuje już nigdy, potrafi zaplątać mu język albo zabrać cień,
od czego każdy człowiek marnieje szybko i umiera. Potrafi jednym
zmarszczeniem brwi zesłać na matkę gorączkę i niechybną śmierć. A
jeśli bardzo się ją urazi, wtedy odmieni dziecku serce; to prawdziwe
uniesie ze sobą w głąb puszczy i zostawi pośród uroczyska, a da
drugie, ułomne i sprzeczne z przyrodzeniem.
Tak się właśnie stało z Hreborem. Nie wiedzieć, w czym
przewiniła rożenicom jego matka, czym je mógł urazić ojciec. Może
zdarzyło im się w chwili zapomnienia radować głośno na przyjście z
dawna oczekiwanego potomka? Może nie ustrzegli przed złym okiem
szykowanej dla niego wyprawy? Może zawistny Jorsz, sługa
demonów, który często kręci się wokół ludzkich obejść, podchwycił
jakieś ich nierozsądne słowo i poniósł je ku leśnym ostępom?
Tego już nikt się nigdy nie dowie. Dość że w chwili połogu
odmieniła rożenica Hrebora, dając mu serce kobiety. I skoro się to
stało, zaraz przyszła ku niemu zła Dola i ujęła w palce nić nowego
żywota, tak że się musiało od tej chwili zdarzyć wszystko, co się
zdarzyło potem.
Jednak wówczas nikt jeszcze nie wiedział, co jest pisane
dziecku, i wielce cieszono się w Zadragu z jego przyjścia na świat.
Ojciec Hrebora, włodarz Żargrad, wiódł się z rodu Pahwazdów i
chociaż nie był to jeszcze w tym czasie ród tak liczny i potężny, jak
potem, należał już do najmożniejszych w całym Slengu. Tymczasem
Żargrad, choć już niemłody, wciąż nie miał dotąd potomka, któremu
mógłby zostawić włodarstwo. Radował się więc bardzo, zwłaszcza że
upragniony syn widział mu się chłopakiem silnym i mocnym, który
wyrośnie na dzielnego wojownika i rozważnego gospodarza. Gdy
unosił malca, trącając jego główką o stropowe belki, i prosił
wszystkich opiekunów rodu, wszystkie domowe chowańce o
życzliwość i troskę nad nim, gdy dotykał nim progu i paleniska,
oddając go w opiekę przezdziadom, marzył w duchu o sławie, jaką
zdobędzie jego syn i jaką okryje swój ród.
Może spełniłyby się te marzenia, gdyby się już losy dziecka nie
ustaliły wcześniej. Lecz tak próżne były hojne obiaty, które posyłał do
trzemu, i zaklęcia sprowadzonych żerców.
Był Żargrad człowiekiem rozważnym i lękał się, aby
puszczańskie moce nie powzięły złości ku jego pierworodnemu. Stąd
dał synowi to imię, które dziwiło potem niejednego, kto je słyszał.
Jakoż zdawało się, że jego zmyślność odniosła skutek; Hrebor rósł na
tęgiego młodzieńca, śmigłego i szerokiego w barach, choroby nie
imały się go wcale, wzrok miał bystry, a pięści mocne. Był też
dzieckiem nad wiek zmyślnym i nieraz zadziwiał starszych słowami,
jakich nikt by się nie spodziewał po niedorosłym otroku. Zarazem
jednak zdradzał dziwną ospałość i skłonność do popadania w zadumę.
Robił, co do niego należało, lecz sam z siebie nigdy o nic nie zadbał,
najbardziej zaś lubił siedzieć przy ogniu i słuchać opowieści i
śpiewów. Zapominał wtedy o całym świecie i nigdy nie miał tego
dość.
Żyło w tym czasie wielu wędrownych mistrzów, którzy całe swe
życie poświęcali doskonaleniu się w sztuce wojennej. Takiego
mistrza, imieniem Starz, sprowadził na swój dwór Żargrad, aby objął
on pieczę nad Hreborem; a było to wkrótce po tym, jak młodzieńcowi
ścięto po raz pierwszy włosy i odebrano go spod opieki matki. Przez
wiele lat zachodził Starz do Zadragu i całymi dniami ćwiczył młodego
Pahwazdę w trudnej sztuce szermierki, wieczorami zaś wpajał mu
mądrość dawnych mistrzów. śargrodowic słuchał go pilnie i
przykładał się do ćwiczeń najlepiej, jak umiał, gdyż wiedział, że taka
jest jego powinność. Szybko jednak spostrzegł Starz, że chłopiec nie
ma zupełnie serca do męskich spraw i niechętnie o nich myśli. Z
czasem obracał włócznią coraz sprawniej, ale zezłoszczony mistrz
wymawiał, iż czyni to jak tancerka, nie jak wojownik. Wreszcie gdy
uznał, że dość już nauki, poddał Hrebora zwyczajowej próbie. Dał mu
prawdziwą włócznię, ostrą i smukłą, zamiast drewnianej, i wypuścił
na niego podrażnionego psa. śeby dowieść swej siły, powinien uczeń
rozpłatać zwierzę jednym ciosem od głowy do ogona. Hrebor
tymczasem uskakiwał tylko na bok, nie uderzając. Dwa razy tak
zrobił, wreszcie, przynaglany przez mistrza i kąsany coraz dotkliwiej,
uderzył. Chlusnęła krew i wtedy zdarzyło się coś, czego Starz nigdy w
życiu nie oglądał: jego uczeń cisnął włócznię na ziemię i uciekł z
płaczem, klnąc się, że nigdy nie uderzy nikogo ostrym żelazem. Długo
potem leżał w posłaniu i łkał, a na samo wspomnienie tej chwili brały
go torsje.
Tegoż wieczora Starz opuścił Zadrag, a na odchodnym rzekł
włodarzowi:
- Wiele lat wędruję po puszczy, ale dotąd nie widziałem chłopca
równie dziwnego jak twój syn. Znam się na ludziach i powiem ci, że
nigdy nie będzie z niego ani wojownik, ani gospodarz. Najlepiej by
było, gdybyś oddał go żercom. Niech pali zioła i śpiewa zaklęcia, bo
do niczego innego się nie nadaje.
Żargrad zezłościł się tylko i ani mu w głowie było słuchać rady
Starża. Pomyślał, że dziwna ta słabość minie pewnie Hreborowi z
wiekiem, tymczasem zaś sam uczył go gospodarowania.
Zdarzyło się w jakiś czas potem, że Żargrad musiał na dłuższy
czas wyruszyć w podróż.
Zostawił więc wszystkie sprawy na głowie syna, przykazując
sługom, by we wszystkim byli mu posłuszni.
Długo wspominali pachołkowie ten czas, Hrebor bowiem karmił
ich równie dobrze, jak sam jadł, i mało doglądał. Nawet gdy wyszedł
w pole, zaraz wciągali go w gadkę i kiedy jeden opowiadał mu jakąś
historię, pozostali wypoczywali w najlepsze. Tymczasem rok był zły,
powódź poczyniła znaczne szkody w zasiewach, a wielki wiatr
przetrzebił mocno budynki w osadzie, tak że nawet najlepszy
gospodarz miałby sporo kłopotu. Hrebor zaś, kiedy przychodzili do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.