[ Pobierz całość w formacie PDF ]
HERBERT GEORGE WELLSSKRADZIONE CIA�OWYB�R NOWELPRZEK�AD WITOLDA KINDLERAWYDAWNICTWO LUDWIKA FISZERA, WARSZAWASKRADZIONE CIA�OPan Bessel by� jednym z g��wnych udzia�owc�w firmy �Bessel, Hard Brown�, z SaintPaul�s Churchyard i od wielu ju� lat znany by� w ko�ach, interesuj�cych si�zagadnieniamipsychicznemi, jako badacz sumienny i obdarzony szerokim umys�em. Pan Bessel �y�wcelibacie i, zamiast zamieszkiwa� na jednem z przedmie��, jak to czyni ka�dyporz�dnykupiec z City, mia� sw� siedzib� na Albany, w pobli�u Piccadilly. Roznami�tnia�ygoszczeg�lnie zagadnienia przekazywania my�li na odleg�o�� oraz mo�liwo�ci zjawludzi�ywych; w listopadzie 1896 r. zacz�� przeto, pospo�u z p. Vinceyem ze StapleInn, szeregdo�wiadcze� nad rzekom� mo�liwo�ci� wywo�ania, jedynie wysi�kiem w�asnej woli,zjawysamego siebie w przestrzeni.Do�wiadczenia swe urz�dzili w spos�b nast�puj�cy: o godzinie zawczasu ustalonejp.Bessel winien by� si� zamkn�� w jednym z pokoj�w swego mieszkania na Albany, za�p.Vincey w swoim gabinecie na Staple Inn; nast�pnie ka�dy z nich mia� skierowa�,(w spos�bmo�liwie stanowczy, my�l swoj� w stron� drugiego. P. Bessel, kt�ry doszed� domistrzostwaw sztuce autohypnozy, usi�owa� pocz�tkowo, o ile tylko m�g�, najprz�d si�zahypnotyzowa�,a potem przerzuci� si�, jako �widmo istoty �ywej�, poprzez dwumilow� niemalodleg�o��,dziel�c� go od p. Vinceya. Przez kilka wieczor�w pr�by ich nie doprowadzi�y do�adnegozadawalniaj�cego wyniku. Lecz za pi�tym czy sz�stym razem, p. Vincey ujrza�naprawd�, czyte� wyobrazi� sobie, �e widzia� zjaw� p. Bessela w pokoju. O�wiadczy� on, �ezjawa, cho�bardzo kr�tkotrwa�a, by�a nader �ywa i wyra�na: zd��y� zauwa�y�, �e twarz p.Bessela by�ablada, o niespokojnym wyrazie, oraz, �e czupryna jego by�a w nie�adzie. Przezchwil� p.Vincey, chocia� oczekiwa� tego fenomenu, by� zbyt zadziwiony, aby przem�wi�, czyporuszy� si�, i, niemal natychmiast, wyda�o mu si�, �e cie� rzuci� na niegoprzez rami�uko�ne spojrzenie i znikn�� niepostrze�enie.By�o um�wione, �e wszelkie pojawienia si� widma b�dzie si� usi�owa�ofotografowa�; leczp. Vinceyowi zabrak�o nale�ytej przytomno�ci umys�u, by pochwyci� aparat,przygotowanyna stole. Gdy to uczyni�, by�o ju� zbyt p�no. Jednak�e ogromnie podnieconypowodzeniem,zanotowa� �ci�le godzin� i zatrzyma� przeje�d�aj�cy ,,cab�, aby niezw�ocznieuda� si� doAlbany, celem powiadomienia p. Bessela o tym wyniku.Przybywszy na miejsce, ze zdziwieniem zauwa�y�, �e zewn�trzne drzwi by�yotwarte, ao�wietlone wn�trze mieszkania znajdowa�o si� w nies�ychanym nie�adzie. Napod�odze wala�asi� rozbita butelka od wina szampa�skiego; szyjka jej odpad�a prawdopodobnie,potr�caj�cka�amarz, stoj�cy na biurku, oko�o kt�rego te� pozosta�a. O�miok�tny stolik, nakt�rym sta�azwykle statuetka z bronzu i le�a�o kilkana�cie ulubionych ksi��ek, zosta�gwa�towniewywr�cony. Na obiciu �cian zna� by�o �lady palc�w, poplamionych atramentem,kt�re,zdawa�o si�, dokona�y tego po prostu dla przyjemno�ci splamienia niepokalanejdot�d tapety.Lekka kotara perska zosta�a zerwana si�� i rzucona w ogie�, gdzie tli�a si�,zatruwaj�cpowietrze. Wsz�dzie panowa� najdziwniejszy nie�ad. P. Vincey, kt�ry przyby� wprzekonaniu,�e znajdzie swego przyjaciela, oczekuj�cego1 go spokojnie w fotelu, z trudno�ci�wierzy�swym oczom i sta� w os�upieniu, zastanawiaj�c si� nad niespodzianym widokiem.I nagle, w niejasnem przeczuciu nieszcz�cia, uda� si� do od�wiernego.� Gdzie jest p. Bessel? � zapyta�. Wszystkie meble w jego pokoju s� po�amane.Od�wierny nie odpowiedzia� nic, lecz uda� si� niezw�ocznie do mieszkania p.Bessela, abystwierdzi�, co si� dzieje na miejscu.� Rozumiem teraz! � rzek�, obrzucaj�c spojrzeniem ca�e pobojowisko. � Niewiedzia�em o tem. P. Bessel wyszed�. On oszala�.I zacz�� opowiada�, �e przed p�godzin�, to znaczy w chwili pojawienia si� zjawyp.Bessela w gabinecie p. Vinceya, lokator jego wypad� na ulic� bez kapelusza, zw�osemzje�onym i stracono go z oczu za rogiem Bondi Street.� �A kiedy mnie mija�, � ci�gn�� dalej od�wierny, � �mia� si� jakim�konwulsyjnym �miechem, mia� otwarte usta i b��dne oczy� m�wi� panu, �e mnieprzestraszy�� niech pan patrzy, ot, tak� I na�laduj�c �miech pana Bessela,od�wiernywykrzywi� si� okropnie, co bynamniej nie by�o uspokajaj�cem.� �Gestykulowa�, a palce mia� skurczone i zaci�ni�te� ot, tak. I powtarza�g�uchym izd�awionym g�osem: �ycie! �ycie!.,, tylko to s�owo: �ycie!� No, no, no! � zacz�� p. Vincey, � no, no, no! Z os�upienia nie m�g� powiedzie�nicwi�cej.Od od�wiernego odwraca� si� ku pokojowi, i od pokoju ku od�wiernemu, bardzopowa�niezafrasowany. Rozmowa ich nie posun�a si� poza przypuszczenie, �e prawdopodobniep.Bessel nied�ugo powr�ci i wyja�ni, co si� z nim zdarzy�o.� Mo�e to by� tylko gwa�towny b�l z�b�w, � rzek� od�wierny, � nag�y atak sza�u,kt�ryogarn�� go od razu i pozbawi� rozumu. Mnie samemu, w podobnych chwilach,zdarza�o si�rozbija� rozmaite rzeczy�Lecz po chwili namys�u doda�:� Ale, gdyby to by�o tylko to, dlaczego w takim razie, przechodz�c ko�o mnie,mia�bykrzycze�: �ycie! �ycie!P. Vincey, podobnie jak on, nie m�g� tego wyt�umaczy�.P. Bessel nie powraca�; wreszcie, spojrzawszy raz jeszcze zasmuconem okiem naokropnynie�ad, p. Vincey napisa� kilka s��w na kawa�ku papieru, pozostawi� go wwidocznem miejscuna biurku i powr�ci� w bardzo przygn�bionym stanie ducha do w�asnego mieszkaniana StapleInn. Sprawa ta wywiera�a na nim przykre wra�enie; nie wiedzia�, jak wyt��maczy�post�powanie p. Bessela. Spr�bowa� czyta�, lecz na pr�no; wyszed� wi�c namiasto zzamiarem zrobienia kr�tkiego spaceru, i by� tak roztargniony, �e o ma�o niewpad� podtramwaj na rogu Chancery Lane. W ko�cu po�o�y� si� do ��ka przesz�o o godzin�wcze�niej,ni� mia� we zwyczaju. Przez d�u�szy czas nie m�g� zasn��, prze�ladowanywspomnieniemziej�cego niepokojem zamieszania, w jakiem zasta� mieszkanie p. Bessela. A kiedywreszciezasn�� nerwowym, nier�wnym snem, ukaza�y mu si� niemal natychmiast widzenia,bardzowyra�ne i wprost zatrwa�aj�ce.Ujrza� mianowicie p. Bessela, z twarz� blad� i wykrzywion�, gestykuluj�cego napodobie�stwo szale�ca. Niewypowiedziany strach, w pomieszaniu z jakim� b�agalnymwyrazem, malowa� si� na jego twarzy. P. Vinceyowi zdawa�o si�, �e s�yszy g�osswegoprzyjaciela, wzywaj�cego go tonem pe�nym rozpaczy, cho� w�wczas wyda�o mu si� toz�udzeniem. Lecz nawet po obudzeniu zachowa� bardzo �ywe wra�enie tego snu.Siedzia� wciemno�ciach, ogarni�ty dr�eniem, pe�en dziwnej, nieokre�lonej trwogi przednieznanem,kt�r� sny budz� nawet w najdzielniejszych ludziach, Po d�u�szym czasie jednakotrz�sn�� si�,obr�ci� na drugi bok i zasn��, ale ten sam sen powr�ci� z jeszcze wi�ksz�wyrazisto�ci�.Obudzi� si� ponownie ju� z ca�kowit� pewno�ci�, �e p. Bessel znajduje si� wwielkiemniebezpiecze�stwie i wzywa pomocy. Dalszy sen by� ju� niemo�liwym. P. Vincey by�zupe�nie przekonanym, �e jego przyjacielowi grozi jakie� okropne nieszcz�cie.Przez chwil�usi�owa� nadaremno zwalczy� to przeczucie, lecz w ko�cu podda� si� jemu. Wbrewg�osowirozs�dku wsta�, zapali� �wiat�o, ubra� si� i wyszed� na ulice, opustosza�e o tejporze. Spotka�jedynie paru policjant�w oraz w�zki dziennik�w porannych. Poszed� w kierunkuVigo Street,aby si� dowiedzie�, czy p. Bessel powr�ci�.Nie doszed� tam jednak. Gdy przechodzi� oko�o Long Acre, jakie� pod�wiadomewra�enieskierowa�o go do Covent Garden, kt�ry zaczyna� si� budzi� do swej nocnejdzia�alno�ci.Ujrza� przed sob� hale, z dziwacznemi kontrastami ��tego �wiat�a oraz czarnego,ruchliwegot�umu. Nagle pos�ysza� krzyki: jaki� osobnik wybieg� z za w�g�a i zbli�a� si�szybko kuniemu. Pozna� natychmiast p. Bessela, lecz p. Bessela zmienionego, z go�� g�ow�,rozczochranym w�osem, zerwanym ko�nierzykiem i �ci�gni�temi ustami, wywijaj�cegolask�,trzyman� mocno w r�ku. Bieg� bardzo szybko, zr�cznemi krokami i po chwiliznalaz� si� tu�obok p. Vinceya.Bessel! � zakrzykn�� Vincey.Uciekaj�cy zdawa� si� nie poznawa� ani swego nazwiska, ani p, Vinceya.Natomiast,trzyman� w r�ku lask� uderzy� silnie swego przyjaciela, trafiaj�c go w twarz,mi�dzy oczy. P.Vincey, og�uszony i zdumiony, zachwia� si�, straci� r�wnowag� i zwali� ci�ko nachodnik.Gdy pada�, zdawa�o mu si�, �e p. Bessel przeskoczy� przez niego i pobieg� dalej.Kiedyotworzy� oczy, napastnik ju� znikn��, a w po goni za szale�cem bieg� policjantoraz kilkuprzekupni�w i handlarzy.Przy pomocy kilku przechodni�w � gdy� ulica szybko nape�nia�a si� lud�mi � p.Vinceypowsta�. W tej chwili otoczy�a go grupa ciekawych, ogl�daj�c jego ran�.Kilkana�cie g�os�wusi�owa�o go uspokoi� co do jego stanu i opowiada�o mu o post�pkach �szale�ca�,jaknazywali p. Bessela. Wpad� om nagle na �rodek rynku, wyj�c: ��ycie, �ycie�,bij�c na prawo ina lewo okrwawion� lask�, ta�cz�c i wybuchaj�c �miechem przy ka�dem uderzeniu.Jaki�m�odzieniec i dwie kobiety mia�y rozbite g�owy; poza tem szaleniec z�ama� r�k�handlarzowiwarzyw i jednem uderzeniem laski zabi� jakie� dziecko; postawa jego by�a takgro�na izdecydowana, �e przez pewien czas wszyscy uciekali przed nim w pop�ochu.Wreszcie rzuci�si� na kramik mleczarski, porwa� stamt�d lamp� naftow�, rzuci� j� przez okno dobiurapocztowego i umkn��, �miej�c si� dziko, obaliwszy jednego z policjant�w, kt�ryodwa�y� si�stawi� mu czo�o.Pierwszym odruchem p. Vinceya by�o, oczywi�cie rzuci� si� r�wnie� w pogo� zaswoimprzyjacielem, aby, o ile mo�no�ci, uchroni� go przed zemst� rozw�cieczonegot�umu. Ale czu�si� zbyt oci�a�ym; uderzenie og�uszy�o go napo�y i, kiedy waha� si� jeszcze,rozesz�... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |