[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Skrywiec i GuiselRoger ZelaznyTłumaczenie Paweł Jendrych, Krzysztof Kurektyt.oryg. "The Shroudling and the Guisel"Opowiadanie to podejmuje sprawy Merlina, syna Corwina, tak jakpozostawiłem go na końcu "Księcia Chaosu", dziesištego iostatniegotomu mojego cyklu Amber.Jako ksišżę Amberu ze strony ojca orazksišżę Chaosu od strony matki, Merlin ma pewne problemy - nienajmniejszym z nich jest to, iż znajduje się w linii sukcesji dozwolnionego dopiero co Tronu Chaosu. Nie jest to pozycja, któršzamierzał zajšć. Czuł, iż jest bezpieczny w tym względzie dziękiliczbie pretendentów znajdujšcych się przed nim. Niestety,ostatnimiczasy zaczęli oni ginšć, generalnie z innych niż naturalnychprzyczyn. Podejrzewa, że jego matka, Dara, oraz przyrodni brat,Mandor, maczali w tym palce. Jednakże przeciwstawił się im wpojedynku na magię, w skutek którego musieli oni po raz kolejnyprzemyleć sprawę usadzenia go na tronie. Czy Merlin wymknšł sięimspod kontroli na dobre, czas pokaże. Tymczasem udał się on dojednego z domów gocinnych Mandora, majšc nadzieję na dobrzeprzespanš noc.Przebudziłem się w ciemnym pokoju, kochajšc się z kobietš, chociażnie pamiętam bym szedł z niš do łóżka. Życie potrafi być dziwne.Czasami też wyjštkowo słodkie. Nie miałem chęci niszczyć naszegowspólnego spotkania, więc kontynuowałem dalej i dalej to corobiłem,tak jak i ona, aż dotarlimy do punktu dawania i przyjmowania,tegomomentu równowagi i odpoczynku.Wykonałem gest lewš rękš i nad naszymi głowami pojawiło się małewiatło. Miała długie czarne włosy i zielone oczy, wysoko osadzonekoci policzkowe i szerokie brwi. Kiedy zapłonęło wiatło,zamiałasię, odsłaniajšc wampirze zęby. Na jej ustach nie było ladu krwi.Choć wypadło to nieuprzejmie z mojej strony, sprawdziłem szyję wposzukiwaniu ran po ugryzieniu.- Upłynęło dużo czasu Merlinie. - powiedziała miękko.- Pani, masz nade mnš przewagę. - odrzekłem, mylšc usilnie skšdpowinienem jš pamiętać i skšd ona zna mnie.Zamiała się ponownie.- Niewielkš. - odpowiedziała i poruszyła się w taki sposób, abyrozkojarzyć mnie całkowicie oraz zapoczštkować na nowo całyłańcuchpewnych wydarzeń z mojej strony.- To nie fair. - powiedziałem, wpatrujšc się w te głębokie oczy,gładzšc jej blade brwi. Było w tym co przerażajšco znajomego, alenie mogłem przypomnieć sobie co.- Myl - rzekła - gdyż chcę być pamiętanš.- Ja...Rhanda? - zapytałem.- Twoja pierwsza miłoć. Kiedy byłe mój - mówiła umiechajšc się-tam w mauzoleum. Tak naprawdę były to dziecięce zabawy. Alesłodkie,czyż nie?- Naturalnie. - odparłem, przeczesujšc jej włosy. - Nie, nigdyciebie nie zapomniałem. Jednak nie spodziewałem się, iż jeszczeciebie zobaczę po tym, jak znalazłem list mówišcy, że twoi rodzicezabraniajš ci zabaw ze mnš...sšdzšc, że jestem wampirem.- Ale wszystko za tym przemawiało, mój ksišżę Chaosu i Amberu. Tatwoja dziwna siła i magia...Spojrzałem na jej usta, na odsłonięte kły.- Dziwnie to brzmi, bioršc pod uwagę, że jestecie rodzinšwampirów.- oznajmiłem.- Wampirów? Nie, nie jestemy wampirami. - zaprzeczyła. - Jestemyostatnimi ze Skrywców. Pozostało nas tylko pięć rodzin. Żyjemy wewszystkich odbiciach cieni, stšd do Amberu i dalej, aż do Chaosu.Przytuliłem jš mocniej, jednoczenie przetrzšsajšc swojš wiekowšwiedzę o niezwykłociach tego wiata. Póniej powiedziałem:- Wybacz, ale nie mam pojęcia kim sš Skrywce.Jeszcze póniej odpowiedziała:- Byłabym zdziwiona, gdyby wiedział. Zawsze utrzymywalimy fakt oistnieniu naszego gatunku w tajemnicy.Otworzyła usta i w bladym wietle zobaczyłem, jak jej kłyprzeobrażajš się w normalne uzębienie.- Pojawiajš się w chwilach namiętnoci - zauważyła - ale też gdymuszę się pożywić.- W takim wypadku używasz ich tak jak wampiry.- Albo ghoul. - odparła. - Ich ciało jest bardziej pożywne niżkrew.- Ich?- Tych, którymi się żywimy.- A kim oni zazwyczaj sš? - zapytałem.- Tymi, bez których wiat byłby lepszy. - powiedziała. - Większoćznich po prostu znika. Czasami, po posiłku, jacy żartownisiezostawiajš kawałki ich ciał.Pokręciłem głowš.- Pani, nic nie rozumiem. - stwierdziłem.- Przychodzimy i odchodzimy jak chcemy. Jestemy niezauważalnym idumnym ludem. Żyjemy według kodeksu honorowego, który chroni nasprzed waszym zrozumieniem. Ci, którzy podejrzewajš, że istniejemy,nie wiedzš gdzie szukać.- A jednak ty przyszła i mówisz mi te rzeczy.- Obserwowałam ciebie przez większoć mojego życia. Niezdradziłbynas. Ty także żyjesz według pewnego kodeksu.- Obserwowała mnie przez większoć życia? Jak?Zarzucilimy na chwilę rozmowę, ponieważ zbliżała się ta chwila.Niechciałem jej stracić. W końcu, kiedy leżelimy obok siebie,powtórzyłem pytanie. Tym razem była na nie gotowa.- Jestem mgnieniem cienia w twoim lustrze. - rzekła. - Patrzysz, ajednak mnie nie widzisz. Mamy swoje ukochane rzeczy, miejsca lubosoby, którymi jestemy zafascynowani i obserwujemy je. Ty zawszebyłe mojš.- Dlaczego do mnie przyszła Rhando? - spytałem. - Po tylu latach?Odwróciła wzrok.- Być może umrzesz niedługo. - powiedziała po jakiej chwili. -Chciałam powrócić do tych szczęliwych dni, które spędzilimy wWildwood.- Umrę niedługo? Nie przeczę, moje życie pełne jestniebezpieczeństw. Jestem zbyt blisko tronu, mam jednak silnychprotektorów - i jestem silniejszy niż niektórzy mylš.- Jak już mówiłam, obserwowałam ciebie. - oznajmiła. - Nie wštpięwtwojš walecznoć. Widziałam jak przygotowujesz różne czary iutrzymujesz je. Niektórych nawet nie rozumiem.- Jeste czarodziejkš?Potrzšsnęła głowš.- Moja wiedza w tych sprawach, choć rozległa, jest czystoakademicka. - odrzekła. - ródło moich mocy leży gdzie indziej.- Gdzie? - dociekałem.Wskazała na mojš cianę. Gapiłem się przez chwilę.- Nie rozumiem. - powiedziałem w końcu.- Mógłby to wzmocnić? - spytała, kiwajšc na wiatełko.Zrobiłem to.- Teraz przesuń je w pobliże lustra.To również zrobiłem. Lustro było wyjštkowo ciemne, tak jakwszystkoinne w domu gocinnym Mandora, jaki wybrałem by spędzić noc ponaszym niedawnym pojednaniu.Wstałem z łóżka i podszedłem do lustra. Całkowicie czarne, niezawierało odbicia czegokolwiek.- Osobliwe.- Nie. - rzekła. - To ja je zamknęłam i zablokowałam zaraz po tymjak tu weszłam. Podobnie uczyniłam z innymi lustrami w tym domu.- Weszła tutaj przez lustro?- Tak. Żyję w wiecie luster.- A twoja rodzina? I te cztery inne, które wspominała?- Każde z nas zakłada dom poza granicami przestrzeni odbitej wlustrze.- I stamtšd podróżujesz z miejsca na miejsce?- W rzeczy samej.- Oczywicie aby obserwować twoje ukochane rzeczy oraz zjadaćistoty, których nie akceptujesz?- To również.- Jeste przerażajšca, Rhando. - Wróciłem do łóżka i usadowiłemsięna brzegu. Ujšłem jš za rękę. - Cieszę się, że znów moglimy sięspotkać. Szkoda tylko, że nie przyszła do mnie wczeniej.- Przychodziłam. - powiedziała. - Pod osłonš czarów snu mojejrasy.- Mogła mnie chociaż obudzić.Kiwnęła głowš.- Chciałabym móc zostać z tobš, lub zabrać ciebie do domu, ale wtymokresie twojego życia umiejętnie cišgasz na innychniebezpieczeństwa.- Na to wyglšda. - zgodziłem się. - Lecz w takim razie dlaczegotutaj jeste, pomijajšc rzecz oczywistš?- Zagrożenie rozszerza się. Teraz dotyczy także nas.- Szczerze mówišc sšdziłem, że niebezpieczeństwa w moim życiuzostały w niewielkim stopniu zażegnane. Przezwyciężyłem próbyprzejęcia nade mnš kontroli Dary i Mandora i doszedłem z nimi doniejakiego porozumienia.- Nie mniej jednak oni wcišż spiskujš.Wzruszyłem ramionami.- To ich natura. Oni wiedzš, że ja wiem. Wiedzš też, że jestem dlanich równym przeciwnikiem oraz, że jestem na nich terazprzygotowany. A mój brat Jurt...wydaje się, że i z nim doszedłemdo... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |