[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SKRZYD�A W�R�D NOCY1. PAL GROZYWsparty na swej przedziwnie rze�bionej lasce Solomon Kane z pos�pnym zadziwieniemspogl�da� na widniej�c� przed nim tajemnic�. Zbyt wiele ju� widzia� opuszczonych wiosek odczasu gdy zwr�ci� twarz ku wschodowi i opu�ci� Wybrze�e Niewolnicze, by zagubi� si� wlabiryncie d�ungli i rzek, �adna jednak nie by�a podobna do tej w�a�nie. To nie g��d wygna�jej mieszka�c�w � niedaleko od wsi dostrzeg� zagony wybuja�ego dzikiego ry�u. Arabscy�owcy niewolnik�w tak�e nie zapuszczali si� do tej odleg�ej krainy. T� wie� musia�aspustoszy� jaka� wojna plemienna � zdecydowa� przygl�daj�c si� porozrzucanym w�r�dtraw i zaro�li ko�ciom i szczerz�cym z�by czaszkom. By�y pokruszone i po�amane. Spostrzeg�szakala i hien�, ostro�nie przekradaj�ce si� pomi�dzy walaj�cymi si� chatami. Ale dlaczegonapastnicy porzucili sw�j �up? Na ziemi le�a�y oszczepy wojenne o drzewcach rozsypuj�cychsi� po licznych atakach termit�w oraz pr�chniej�ce w deszczu i s�o�cu tarcze. Na szyijednego ze szkielet�w po�yskiwa� naszyjnik z jaskrawo malowanych kamyk�w � cennaprzecie� zdobycz dla ka�dego naje�d�cy.Przyjrza� si� chatom. Dziwne: kryte s�om� strzechy wielu z nich by�y poszarpane,porozdzierane, jak gdyby jakie� uzbrojone w szpony stworzenia pr�bowa�y dosta� si� down�trza z g�ry. I wtedy co� zobaczy�; jego oczy a� si� zw�zi�y pod wp�ywem zdumienia iniedowierzania. Tu� za wzg�rkiem butwiej�cych szcz�tk�w, kt�re kiedy� by�y cz�ci�palisady, wznosi� si� olbrzymi baobab. Do wysoko�ci sze��dziesi�ciu st�p w og�le nie mia�ga��zi, a jego pie� by� zbyt gruby, by mo�na si� by�o po nim wspi��. Mimo to spo�r�dnajwy�szych ga��zi zwisa� szkielet, najwyra�niej wbity na u�amany konar. Solomon Kanepoczu�, jak na jego ramieniu zaciska si� zimna d�o� tajemnicy. W jaki spos�b te �a�osneszcz�tki znalaz�y si� na drzewie? Czy�by rzuci�a ja tam nieludzka �apa jakiego� potwora?Kane wzruszy� ramionami, a jego d�o� mimowolnie ze�lizn�a si� do pasa, ku czarnymkolbom ci�kich pistolet�w i r�koje�ciom d�ugiego rapiera i sztyletu. Nie odczuwa� l�ku,kt�ry ogarn��by zwyk�ego cz�owieka, gdyby stan�� twarz� w twarz z Nieznanym iBezimiennym. Lata w��cz�gi po dziwnych krainach i star� z niezwyk�ymi stworamipozbawi�y jego umys�, ducha i cia�o wszystkiego, co nie by�o twarde jak fiszbin i stal.Wysoki, szczup�y, prawie chudy, zbudowany by� z ekonomi� typow� dla wilka. Szerokieramiona, d�ugie r�ce, nerwy jak postronki i �elazne mi�nie dope�nia�y obrazu tegourodzonego zab�jcy i szermierza. Ciernie i kolce d�ungli obesz�y si� z nim bezlito�nie.Ubranie i przekrzywiony kapelusz bez pi�ropusza zwisa�y w strz�pach, sk�rzane buty zKordoby by�y znoszone i wytarte. S�o�ce spiek�o na ciemny br�z jego pier� i ramiona, leczascetycznie szczup�a twarz zdawa�a si� niewra�liwa na jego promieni. Mia� dziwn�,ciemnoblad� cer�, kt�ra nadawa�a mu wygl�d niemal�e trupa; jedynie jasne, zimne oczyprzeczy�y temu wra�eniu.Po chwili Kane, raz jeszcze obrzuciwszy wiosk� uwa�nym spojrzeniem, poprawi� pas,przerzuci� do lewej r�ki ozdobion� rze�bion� g�ow� kota lask�, kt�r� dawno temu da� muN�Longa, i ruszy� przed siebie.Na zach�d od wioski wyrasta� rzadki pas lasu, przechodz�cy w szerokie pasmo sawanny� faluj�cego morza traw si�gaj�cych cz�owiekowi do piersi, czasami nawet jeszczewy�szych. Dalej znowu las, szybko przeradzaj�cy si� w g�st� d�ungl�. To stamt�d Kaneuciek� niby �cigany wilk, a jego ciep�ym jeszcze tropem pod��ali czarni ze spi�owanymi wszpic z�bami. Jeszcze teraz z lekkim podmuchem dochodzi� tu cichy g�os b�bn�w, kt�repoprzez mile d�ungli i stepu szepta�y sw� straszn� opowie�� o nienawi�ci, ��dzy krwi i�aknieniu �o��dk�w.W umy�le Kane�a wci�� by�a �ywa pami�� tej ucieczki i nieomal nieuchronnej �mierci.Zbyt p�no, bo dopiero wczoraj, zorientowa� si�, �e dotar� do kraju ludo�erc�w. Ca�epopo�udnie bieg� w�r�d cuchn�cych opar�w g�stej d�ungli, czo�ga� si�, kry�, kluczy� iprzecina� w�asne �lady, a tu� za plecami wci�� czu� obecno�� strasznych �owc�w. Przewag�zdoby� dopiero z nadej�ciem nocy, gdy pod os�on� ciemno�ci przekroczy� pas stepu. Teraz,p�nym rankiem, nie widzia� ani nie s�ysza� swoich prze�ladowc�w, nie mia� jednakpowod�w, by wierzy�, �e zaniechali po�cigu. Kiedy wchodzi� w sawann�, nast�powali mu napi�ty.Solomon Kane spogl�da� na rozci�gaj�c� si� przed nim krain�. Na wschodzie wznosi�o si��ukiem zakrzywionym ku p�nocy i po�udniowi pasmo g�r, na og� nagich i �ysych. Napo�udniu ci�gn�y si� a� po horyzont, a ich poszarpane kontury przypomina�y Kane�owiczarne wzg�rza Negari. Bli�ej znajdowa� si� �agodnie sfa�dowany teren, zadrzewionywprawdzie do�� g�sto, lecz o ile� mniej g�sto ni� d�ungla. Wydawa�o si�, �e jest to rozleg�yp�askowy�, od wschodu zamkni�ty g�rami, a od zachodu sawann�.Purytanin ruszy� na wsch�d d�ugim, p�ynnym, nie znaj�cym zm�czenia krokiem. Gdzie� zanim skrada�y si� czarne diab�y i nie mia� ochoty znale�� si� w �lepym zau�ku. Wprawdziemog�o si� zdarzy�, �e wystrza� zmusi przeciwnik�w do pe�nej przera�enia ucieczki,znajdowali si� oni jednak tak nisko na drabinie cz�owiecze�stwa, �e w ich t�pych m�zgachmog�o to nie wywo�a� �adnych skojarze� ani l�ku przed czym� nadnaturalnym. A nawetSolomon Kane, kt�rego sir Francis Drake nazywa� kr�lem mieczy Devonu, nie potrafi�bywygra� narzuconej mu bitwy z ca�ym szczepem.Zosta�a z ty�u milcz�ca wie� i ci�ar jej sekret�w i �mierci. Na tajemniczej wy�yniepanowa�a absolutna cisza. Nie s�ycha� by�o �piewu ptak�w i tylko niema ara przemyka�ami�dzy konarami drzew. Zak��ca�y t� cisz� jedynie kocie kroki Kane�a i nios�cy g�os b�bn�wszept wiatru.Nagle Anglik zobaczy� mi�dzy drzewami obraz, kt�rego nieoczekiwana groza sprawi�a, �ejego serce zabi�o szybciej. Kilka chwil p�niej sta� oko w oko z sam� Groz�, straszliw� ica�kowit�. Po�rodku rozleg�ej polany wbity by� pal, do kt�rego przywi�zano co�, co kiedy�by�o czarnym cz�owiekiem. Kane wios�owa� niegdy� w �a�cuchach na tureckiej galerze,harowa� w winnicach Barbarii, walczy� z czerwonosk�rymi Indianami w Nowym �wiecie imdla� z b�lu w lochach hiszpa�skiej Inkwizycji. Wiedzia�, jak nieludzcy potrafi� by� ludzie.Lecz wstrz�sa�y nim nie potworno�� ran, cho� by�y straszne, ale to, �e ten ludzki strz�p �y�jeszcze. Gdy bowiem zbli�a� si�, unios�a si� zwieszona na poharatan� pier� g�owa. Miotana zboku na bok, bryzga�a krwi� z resztek uszu, a spomi�dzy obdartych ze sk�ry wargwydobywa� si� zwierz�cy szloch.Przem�wi� do tego stworzenia, a ono wrzasn�o og�uszaj�co, wij�c si� w niesamowitychskr�tach. Szarpa�o g�ow� w d� i w g�r� i zdawa�o si�, �e pr�buje co� dojrze� pustk�martwych, rozwartych oczodo��w. J�cz�c g�ucho istota kuli�a swe um�czone cia�o przy palu,do kt�rego by�a przywi�zana. Unios�a g�ow�, jak gdyby nas�uchuj�c, jakby oczekiwa�a czego�od nieba.� Nie l�kaj si� � powiedzia� Kane dialektem plemion rzecznych. � Nie zrobi� cikrzywdy. Nic ju� nie zrobi ci krzywdy. Uwolni� ci�.M�wi�c to mia� gorzk� �wiadomo�� pustki swych s��w, lecz g�os jego obudzi� jakie�niewyra�ne skojarzenia w oszala�ym, konaj�cym umy�le Murzyna. Spomi�dzy pokruszonychz�b�w dobieg�y s�owa, niepewne i ciche, niesk�adne i przerywane �linieniem si� i be�kotem.Ten ludzki strz�p m�wi� j�zykiem pokrewnym narzeczom, kt�rych w czasie swych d�ugichw�dr�wek Kane nauczy� si� od przyjaznego mu ludu rzeki. Zrozumia� wi�c, �e ofiara tkwiprzy palu ju� d�ugo � wiele ksi�yc�w mamrota� Murzyn w malignie nadchodz�cej �mierci� a przez ca�y ten czas z�e istoty zabawia�y si� nim wedle swych nieludzkich zachcianek.Wymieni� ich nazw�, lecz Anglik jej nie zrozumia�. S�owo brzmia�o jak akaana. Lecz to nieowe akaana przywi�za�y go tutaj. Um�czony zew�ok wybe�kota� imi� Goru, kt�ry by�kap�anem i kt�ry zbyt mocno zacisn�� sznur na jego nogach. Kane zdziwi� si�, w jaki spos�bwspomnienie tak niewielkiego b�lu zdo�a�o przeby� krwawe labirynty tortur, skoro Murzynpami�ta� ten b�l nawet teraz.Na dodatek, ku przera�eniu Kane�a, czarny m�wi� o swoim bracie, kt�ry pomaga� goprzywi�zywa�. Szlocha� przy tym jak dziecko, a wilgo� tworzy�a krwawe �zy w pustychoczodo�ach. Be�kota� co� o oszczepach, po�amanych przed laty podczas jakich�zapomnianych ju� �ow�w. Solomon delikatnie rozci�� Murzynowi wi�zy i z�o�y� na trawieum�czone cia�o. Stara� si� by� ostro�ny, ludzki wrak wi� si� jednak i skamla� jak zdychaj�cypies, a krew pociek�a na nowo z licznych szram. Kane zauwa�y�, �e rany wygl�daj� raczej nazadane przez k�y i szpony ni� przez no�e i w��cznie.Wreszcie praca dobieg�a ko�ca i zakrwawione, wym�czone cia�o spocz�o na mi�kkiejmurawie ze starym, obwis�ym kapeluszem Kane�a pod g�ow�. Murzyn rz�zi� ci�ko.Anglik otworzy� manierk� i wla� mi�dzy pokaleczone wargi kilka kropel wody.� Opowiedz mi o tych diab�ach � rzek� pochylaj�c si�. � Na Boga mego ludu! tazbrodnia zostanie pomszczona, cho�by sam szatan stan�� mi na drodze.W�tpi� nale�y, czy te s�owa dotar�y do konaj�cego. Kane us�ysza� za to inny d�wi�k. Ara,z typow� dla swego gatunku ciekawo�ci�, wylecia�a z pobliskiego zagajnika i przefrun�a taknisko, �e jej wielkie skrzyd�a musn�y w�osy Europejczyka. Na g�os uderze� tych skrzyde�Murzyn uni�s� si� i krzykn��, a Kane wiedzia�, �e krzyk ten do �mierci b�dzie prze�ladowa�go w sennych koszmarach.� Skrzyd�a! Skrzyd�a! Znowu nadchodz�! Och, �aski, skrzyd�a!Z jego ust strumieniem bluzn�a krew. Po chwili ju� nie �y�.Kane wsta� i otar� zroszone lodowatym potem czo�o. Las jak zaczarowany znieruchomia�w skwarze po�udnia, a nad ziemi� zaleg�a cisza. Anglik spojrza� w zadumie na pasmoczarnych, nieprzyjaznych g�r, pi�trz�cych si� w dali, na odleg�e sawanny. Na tej tajemniczejkrainie ci��y�a pradawna kl�twa, okrywaj�ca cieniem dusz� purytanina.Delikatnie podni�s� krwawy zew�ok, w kt�rym... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |