[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lynda Simmons
Niebezpieczny wdzięk
Z angielskiego przełożyły
Krystyna Chmiel Ewa Morycińska-Dzius
1
Shannonowi, który jest tyleż czarujący co niebezpieczny, z wyra-
zami sympatii
2
Podziękowania
Oto lista osób, którym chciałabym podziękować za wkład w powsta-
nie tej książki:
Brianowi i Betty McGowan dziękuję za umożliwienie mi pogłaska-
nia lamy i nawiązania bliższego kontaktu z kangurami Bennetta, stru-
siami afrykańskimi, emu i świnką wietnamską. Nigdy nie zapomnę Wa-
szej szlachetności i gościnności.
Oldze Truchan i Dawidowi Scott dziękuję za wprowadzenie mnie za
kulisy świata projektantów potraw i fotografików. Osobiste doświad-
czenia w tej dziedzinie zwiększają wiarygodność mojego pisarstwa.
Jackie Buchner z firmy aranżującej potrawy dla potrzeb filmu wyra-
żam wdzięczność za przybliżenie mi chwytów handlowych i warsztatu
produkcyjnego telewizyjnych filmów reklamowych.
Dziękuję także Tomowi Decillis, który wie o grających szafach wię-
cej niż ktokolwiek inny.
Michaelowi Hancockowi z Browarów Denisona składam podzięko-
wanie za zapoznanie mnie z warunkami pracy w swoich zakładach, a
firmie „Złota Podkowa " -za to, że historia Max ujrzała w ogóle światło
dzienne.
Nie ma chyba na świecie książki będącej płodem tylko jednego umy-
słu. Tym większą wdzięczność winna jestem tym, którzy swoją wiedzą i
doświadczeniem wspomogli publikację tej opowieści.
3
I
„To noc cudów!" krzyczał olbrzym z dachu stodoły.
Gromada roztańczonych elfów wpadła do zakładu fryzjerskiego i
odegrała swój numer.
Jeszcze zanim smok przy bramie zaczął zionąć ogniem wprost w
błotnik jej samochodu, Maxine Henley nabrała pewności, że wybrała
nieodpowiedni weekend na powrót do domu.
- Przejścia nie ma! - ryknął smok, wciąż miotając iskry, kiedy to-
czył się ciężko w stronę jej samochodu. Max z westchnieniem opuściła
szyby, obejmując wzrokiem zaklinaczy węży nad stawem, pasiaste na-
mioty przy wybiegu dla koni i muszlę koncertową przy stajni. W po-
wietrzu unosił się słodki zapach waty cukrowej, co wskazywało, że
jarmarczne atrakcje przywabią tłumy widzów, a co za tym idzie, przy-
niosą niezły dochód.
Jak co roku w dzień przesilenia letniego na farmie Henleyów odby-
wał się Jarmark Świętojański. Piętnaście lat temu matka Maxine po raz
pierwszy zorganizowała tę imprezę w celu przyciągnięcia gości do
swojego zajazdu, ale - w przeciwieństwie do „Świąt winobrania" i ple-
nerów rzeźbiarskich pod patronatem fabryki konserw - pomysł jarmar-
ku chwycił i przerodził się w coroczny festiwal, reklamowany w rubry-
ce „Zobacz koniecznie" przewodników turystycznych po Blue Ridge.
4
Transparent nad bramą zachwalał te same atrakcje, o których ryczał
olbrzym - „Chóry Elfów, Wróżek i Krasnoludków, Jakich Jeszcze Nie
Widzieliście".
Max z westchnieniem sięgnęła po portmonetkę. Rzeczywiście, jak
mogła zapomnieć o krasnoludkach?
- A cóż to za stworzenie... - Smok zaczął swoją kwe
stię, ale gwałtownie urwał i wlepił w nią zdumione spoj
rzenie. - O rany, Maxine?
Zdjął przyprawioną głowę i wsadził przez okno rękę w szponiastej
rękawiczce.
-
Boże wielki, dziewczyno, jak miło znów cię widzieć!
-
Ciebie też, Ben - odwzajemniła się Max, ale ściskając pokrytą łu-
skami łapę nie mogła powstrzymać uśmiechu. Wprawdzie Ben Morgan
trochę posiwiał od czasu, kiedy ostatnio go widziała, a wokół oczu
przybyło mu zmarszczek, ale jak dawniej potrafił śmiać się od ucha do
ucha, a rumieńce miał nawet żywsze. Można było z dużym prawdopo-
dobieństwem założyć, że jeśli on odgrywał rolę odźwiernego, to w ol-
brzyma na dachu stodoły wcielił się jego brat Tim. Potwierdzało to
prawidłowość zaobserwowaną przez Max już przed laty, że w Schom-
berg w stanie Wirginia nic się nigdy nie zmieniało.
-
Szkoda, że nie przyjechałaś wcześniej - narzekał, kurczowo ściska-
jąc jej rękę, podczas gdy równocześnie wyciągał z kieszeni pieczątkę. -
Nie zobaczysz już poly-kaczy ognia ani tańczących wróżek, ale na tej
estradzie do północy będzie coś się działo. A jak tam twoja ręka?
-
Trochę trzeszczy w stawach - przyznała Max.
-
Widzisz, to są skutki życia w mieście - dogadywał, przybijając jej
na przedramieniu niebieską pieczątkę w kształcie tańczącej wróżki.
Chowając pieczątkę do kieszeni dodał: - Od tego mięśnie wiotczeją.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.