[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpocząć lekturę, kliknij na taki przycisk , który da ci pełny dostęp do spisu treści książki. Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym LITERATURA.NET.PL kliknij na logo poniżej. LUCJAN SIEMIEŃSKI PODANIA I LEGENDY POLSKIE, RUSKIE I LITEWSKIE Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000 2 Kilka słów o ważności podań ludowych l Stary świat pogański przeminął; na jego miejscu powstała nowa wiara, poważna, tkli- wa, pełna szczytnych tajemnic i szczytniejszych nadziei. Z nią zstąpiło w serce człowieka mnóstwo uczuć nie znanych starożytnym: jako to: święta gorliwość wiary, poświęcenie się, szlachetny zapał wolności, miłość, miłosierdzie, przebaczenie krzywd i uraz. Pod ta- kimi wpływami zrodziła się poezja lepiej zastosowana do potrzeb chrześcijaństwa, poezja mająca także swoje mity i podania. Przez długi czas nowe to źródło natchnień zaniedba- nym było przez umników wszelkiego rodzaju; pobożną i tkliwą legendę zostawiano tylko starym babom i dzieciom, jakby niegodną dostojniejszych uszu; podanie miejscowe o ol- brzymach, duchach pokutujących itp. odrzucał poważny historyk jako nie przypadające do miary jego pojęć i poszukiwań. Zgoła, z biegiem czasu, z wzrastającym duchom docieka- nia i rozbiorowości psuła się owa szczytna prostota wiary, która tylu rozkoszy była źró- dłem, a bez której nie masz i być nie może prawdziwej poezji. Poezja bowiem każdego okresu składa się zwykle z dwóch głównych żywiołów: ze szczerej wiary i wyobraźni człowieka, który wierzy w to, co opowiada i z wiary szczerej ludzi z czystym uczuciem, którzy wierzą w to, co im opowiadanym jest. Za granicami tej ufności i wspólnego pojęcia, gdzie się zbiegają harmonijne organizacje, poezja jest tylko czczym słowem, tylko sztuką jałową składania wierszy. Dlatego poezja w znaczeniu pro- stym i pierwotnym tego wyrazu nie istnieje dziś prawie, tylko między gminem, który sam jeden jest panem potrzebnych do niej warunków. Chcesz się z nią bliżej zapoznać, musisz szperać po starych księgach pisanych przez ludzi gorącej wiary i prostego ducha, albo też zasiąść w kole wieśniaczym. Tam to jeszcze krążą tkliwe i urocze podania, których powa- dze nikt się nie ośmieli zaprzeczyć, a które z pokolenia na pokolenie przechodzą jak pu- ścizna w nieomylnym i poważnym słowie starców. Tam żadnej wziętości nie mogą mieć szydercze zarzuty zarozumiałych mędrków, dla których dociekań wiecznie są zamknięte tajemnice duchowo, bo aczkolwiek zdają się gonić za prawdą, zdobywają same tylko wąt- pliwości. Klechda, podanie, legenda nie może przypuszczać żadnej rozprawy ani krytyki, tarcza bowiem głębokiej wiary odbija pociski wymagań rozumowych, jak i wzgardliwej filozo- fii; utwory te ludowe nie są zmuszone zamykać się w obrębach zwykłego prawdopodo- bieństwa, nawet w obrębach możliwości; bo to, co nie jest dziś możliwym, bez wątpienia było nim za dawnych czasów, kiedy świat młodszy i niewinniejszy zasługiwał, aby Bóg robił dla niego cuda, kiedy anieli i święci bez ubliżenia swej niebiańskiej dostojności mie- szali się z ludem prostym i czystym, który dzielił swój żywot między pracą dnia każdego i pełnienia świętych powinności. II Najniebezpieczniejszym nieprzyjacielem klechdy, podania, pieśni gminnej, zgoła wszelkiej wiary jest (a ułamkowa cywilizacja stanów wyższych przeciskająca się do ludu; ona mu bowiem za odsłonienie kilku materialnych ulepszeń i celów odbiera szeroki świat duchowy, z którym wieśniak w ściślejszych zostawał stosunkach niż najwybujalszy filo- zof. Najlepiej o tym przekonamy się z doświadczenia na ludzie w ogólności, jeżeli rozwa- żymy, jakim jest w krajach, gdzie go pewna oświata owionęła, a jakim w tych, gdzie przy 3 dawnych swoich wyobrażeniach pozostał? Oto w pierwszych - stracił bardzo wiele z swojej prostoty, z swej świadomości duchowej, ze swojej poezji; piosnek, którymi od wieków odzywały się jego lasy i pola, dziś wstydzi się śpiewać jako zbyt prostackich; w powieść, którą opowiada, nie wierzy i nie gniewa się, gdy ktoś ją wyśmieje: zgoła, zamie- niwszy wszystkie skarby uczuciowe na zyski materialne, staje się bardziej kosmopolitą i wszystko mu jedno, czy przewracać ziemię w przedpotopowych lasach nowego świata, czy na besarabskim stepie. Ta półcywilizacja odejmuje owę woń niewinności, owe szczytną prostotę właściwą plemionom, co pielęgnuje nie wygasłe ognisko wiary; i pa- trzmy tam, gdzie jeszcze nie dosięgła, pojawiają się niezmierne materiały, z których dłoń twórczego geniuszu może wznieść budowę spółczesną o wiele spanialszą nad wszystkie mrzonki nowoczesnych socjalistów. Rozumiem tu głównie lud w naszych polskich zie- miach tak ruski, jak litewski. Dzisiaj jest on takim jeszcze, jakim był przed tysiącem i więcej lat. Religia chrześcijańska podciągnęła tylko jego wyobrażenia pod jeden wielki system domowy, społeczny i polityczny, a bynajmniej nie zniszczyła dawnych podań, ale wytłumaczyła je i uzupełniła, co właśnie, jak się wyraża Mickiewicz, stanowi jej charakter postępu. Wiadome powszechnie, że między dogmatami chrześcijaństwa a dogmatami po- gańskimi jest związek.* Religia chrześcijańska nie zniosła ofiary, tylko wykryła jej znaczenie, nie odrzuciła pojęcia pierwiastków złego i dobrego, tylko objaśniła ich stosunek, łączyła się przeto z najistotniejszymi zasadami wiary pogan. III Sądzę, że źle ci robią, którzy za nic poczytując tę samorodną cywilizację ludu, gardzą nią jako przesądem lub zabobonem i gwałtem mu narzucają formy społeczeństwa zachod- niego, które jak to dobrze dziś czujemy, opierają się na dość niegruntownych podstawach, gdyż lada system, lada wypadek, wstrząsa je i obala. Daleko ważniejszym zadaniem było- by, miasto przewracać zbutwiałe karty przeszłości, z których nie może nic żywotnego się wysnuć, czytać w otwartej księdze ludu; zbadać jego życie wewnętrzne (zewnętrznym, to jest politycznym, dotąd nie żył) we wszystkich korzeniach i gałęziach tego tajemniczego drzewa i znaleźć klucz do jego serca, które dotąd jeszcze się nie otwarło i nie otworzy nawet za obiecane złote góry. W przedmiocie tym najjaśniej i najgłębiej wypisał się autor rozprawy O góralach tatrańskich umieszczonej w piśmie czasowym „Rok 1844” na mie- siąc wrzesień posz[yt] IX, do niej więc odsyłam; tam znajdzie się i podział tej pracy, i wytknięte jej cele. To jeszcze natracę, że przedsięwzięcie to, tak pod względem użytku publicznego, jak literackiej zasługi, przyniosłoby tysiąckroć ważniejsze korzyści niż ogła- szanie zdań pscudopostcpowych, niż wertowanie starych broszur lub paszkwili i karykatur różnoczcsnych, z których pan Maciejowski odgadywał przeszłość polskiego i ruskiego na- rodu. Nie za stolikiem, to z piórkiem i okularami, nie nad stosem szpargałów przychodzi się do odkrycia nowych prawd lub światów; Kolumb mógł z niektórych wieści od is- landzkich żeglarzy domyślać się o istnieniu nieznanej ziemi, ale byłby jej nigdy nie od- krył, bez spuszczenia się na wiatr i losy, bez poświęcenia swej osoby nie-pcwnościom morza. Nie przeczę, że w pracach tego rodzaju potrzebne są gruntowne i głębokie wiado- mości, ale tylko jako środek, i to podrzędny. Przykład Chodakowskiego wielu w tym względzie poruszył, ale wszyscy cząstkowie działali tylko w tym nowym dla siebie ży- wiole; ci do pieśni, owi do klechdy, inni do strojów i zwyczajów ludu, a nikt jeszcze nic objął jednej prowincji jednego plemienia** ze wszystkimi zwyczajami, wyobrażeniami, pieśniami, muzyką, tańcami, przysłowiami, podaniami miejscowymi, tajemnicami lekar- skimi, z nauką astronomii, historią naturalną (ludową) i innymi gałęziami świata umysło- wego. Taki opis zaspokajałby potrzebę naszą; uczyłby szanować tę istotę, która acz stoi na 4 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |