[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ks. Franciszek Skorusa, Wrocław, 21 VII 2008 r.
To może poprosimy na początek, żeby nam ksiądz powiedział krótko parę słów o sobie: skąd ks. pochodzi, kiedy ks. wstąpił do seminarium, jad długo trwała nauka tam.
No ja byłem kształcony w dwóch seminariach. Pierwszy i drugi rok mam skończony w Krakowie, a trzeci i pozostałe lata mam skończone tutaj, we Wrocławiu. Z tym, że tutaj taką przerwę miałem – skończyłem trzeci rok i zostałem wzięty do wojska, bo wtedy brali kleryków do wojska. Wcześniej, rok czy dwa lata już, brali zakonnych, z niektórych seminariów zakonnych. Z Wrocławia po raz pierwszy wzięli w sześćdziesiątym drugim roku, więc ja poszedłem w tym pierwszym poborze. Z seminarium poszło nas wtedy pięćdziesięciu siedmiu kleryków do wojska. Służba moja trwała dwadzieścia miesięcy dlatego, że złamałem nogę – byłem w jednostce saperskiej no i przy zajęciach złamałem nogę – i zostałem zwolniony na rok urlopu zdrowotnego. Po roku wyciągnąłem śrubę z nogi, stanąłem na komisję i wtedy dopiero mnie już zwolnili do rezerwy. Początkowo nawet mówili, że mi przysługuje renta czasowa, no ale gdy [śmiech] się zapytali gdzie pracuję, mówię, że na razie nie pracuję. - No to co robicie? - Uczę się Bo wtedy mówili „co robicie” do żołnierza, „wy” szeregowy czy starszy szeregowy. Mówię, że się uczę. - Gdzie? - No w seminarium duchownym. To mi zabrali te dokumenty, bo mi już dali takie dokumenty, żebym taką obiegówkę pozbierał te opinie z różnych wojskowych... Zabrali to z powrotem i już mi o rencie nic nie mówili. No i wróciłem jako pierwszy z wojska spośród tych wziętych do wojska. W sześćdziesiątym piątym roku wiadomo co było. Szum był niesamowity...
To może zanim właśnie, bo to nas najbardziej interesuje, właśnie sześćdziesiąty piaty rok, to jeszcze chcielibyśmy spytać wcześniej...
Ja bym jeszcze napomknął ja to było w wojsku, prawda, bo może gdzieś się wam przyda...
To może jak zostanie czasu...
Aha, dobrze.
...bo to jest na pewno ciekawy, ale poboczny wątek. Proszę nam powiedzieć, kiedy ksiądz się zetknął pierwszy raz z kard. Kominkiem.
W sześćdziesiątym pierwszym roku wtedy, kiedy tutaj znalazłem się w seminarium duchownym. Nie było to jakieś pierwsze..., no jakaś rozmowa osobista, tylko kiedy przyszedł do seminarium z wykładem. A takie bezpośrednie rozmowy były dopiero na szóstym roku. No raz czy drugi raz byłem w rezydencji, dlatego że tak dosyć się przyjaźniłem z siostrzeńcem Kardynała, rok młodszy ode mnie, jest w świdnickiej obecnie diecezji. No tośmy tam czasem zaglądnęli. Jakieś sprawy go posyłało, coś załatwić, to jako kolega dosyć bliski to mówi: chodź, bo coś mamy załatwić dla Kardynała.
A mógłby ksiądz, bo to jest bardzo ciekawa informacja, a pamięta ksiądz, mógłby ksiądz podać nam nazwisko tego siostrzeńca Kardynała Kominka?
Ksiądz Alojzy Swoboda.
Dobrze. A w jakiej miejscowości...
On jest proboszczem w Gorcach, Gorce-Boguszów, kiedyś to się nazywało osobno Boguszów, osobno Gorce.
Teraz jest razem.
On jest w Gorcach.
A czy mógłby ksiądz, wracając do tego głównego wątku, przybliżyć, jak wyglądały relacje w seminarium właśnie księdza z biskupem Kominkiem, księdza i w ogóle pozostałych kleryków.
No cieszył się bardzo wielkim szacunkiem, jego wypowiedzi i kontakty z nami były takie..., wielka powaga biła, ale z drugiej strony też i życzliwość i zrozumiałość dla kleryków. Porównując z kard. Gulbinowiczem, Kardynał więcej żartów używa. Kardynał Kominek mniej był taki żartobliwy, ale wyczuwało się powagę, i zarazem życzliwość, wyrozumiałość, także bardzo chętnie żeśmy się z nim spotykali. Na szóstym roku raz w tygodniu miał takie pogadanki dla nas, bo wykładów bezpośrednio ja z nim nie miałem, tylko na szóstym roku już tak przygotowywał nas do święceń. No bardzo chętnie baliśmy udział w tych pogadankach. No naświetlał sytuację jaka jest, to już był sześćdziesiąty szósty rok, ja w sześćdziesiątym szóstym roku jestem wyświęcony. No ale tak bardzo wspominam to kazanie, które miał po takim szumie w telewizji, w gazetach, miał kazanie w katedrze i ktoś tam powiedział, że po raz pierwszy w katedrze były oklaski. Bo we Włoszech to podobno było w zwyczaju, a u nas wtedy po raz pierwszy odezwały się oklaski. Pamiętam miedzy innymi takie zdanie, że chcą nas teraz pogrzebać, nas czyli biskupów, no w ogóle nagonka na Kościół, no ale zapomnieli o tym, że specjalistami od pogrzebów to my jesteśmy [śmiech]. No i ja myślę, że to takie prorocze słowa, bo rzeczywiście komuna została pogrzebana, chociaż nie całkowicie, jeszcze w różnych takich odmianach występuje, prawda. No ale w tej postaci, jaka wtedy była, kiedy były te hasła, że idee nieśmiertelne, no to już się skończyło, prawda.
A właśnie, czy w czasie tych pogadanek w seminarium kard. Kominek zdradzał swoje zapatrywania na kwestię granicy zachodniej, kwestię administracji kościelnej na ziemiach zachodnich, która była jeszcze nieuregulowana wtedy, na kwestię relacji z Niemcami, czy jakoś ksiądz pamięta takie wątki?
No wtedy komentarze w seminarium co do listu były takie: jeśli nie przebaczymy, jeśli nie chcemy przebaczyć Niemcom, no to jak ułożyć te stosunki? To trzeba by wojnę wypowiedzieć Niemcom, prawda? A wojna nie rozwiązuje spraw z punktu widzenia kościelnego. Więc jedynie dialog. No i dialog na jakich fundamentach? No na fundamentach Ewangelii. List był najpierw do biskupów, a potem dopiero do całego narodu, nie? Przebaczamy no i prosimy o przebaczenie – innego wyjścia nie było. Później zresztą, kiedy zaczęły się te kontakty, jak już chylił się komunizm ku upadkowi, to się okazało, że innego wyjścia nie było. No i dopiero później komuniści też uznali wielkość i jakieś prorocze znaczenie tamtego listu.
A czy ten list był dla księdza zaskoczeniem, czy właśnie sondując z wykładów kard. Kominka, z tego co mówił klerykom, można było się spodziewać takiego listu?
Ta myśl się zrodziła biskupom w Rzymie w trakcie Soboru Watykańskiego, wcześniej my klerycy nie wiedzieliśmy o tym, że będzie taki list, dopiero jak już się ukazał no i ten wielki szum z gazet, no to pytaliśmy profesorów jak i co. No niektórzy tak mówili, że może biskupi za wcześniej wystąpili z taką... może w innej postaci trzeba było. Niektórzy nawet też tak troszkę mieli wątpliwości. No ale jak później głębiej profesorowie nam wyjaśniali, no to mówili, że innej drogi nie ma – tylko na fundamencie chrześcijaństwa.
A w jaki sposób ksiądz i pozostali klerycy dowiedzieliście się o Liście, jaką droga dotarły te informacje?
No wtedy była jeszcze Wolna Europa, no a potem nasza prasa bardzo szumiała oczywiście potępiając biskupów, osaczając...
Ale pierwszym źródłem była Wolna Europa, tak, z którego ksiądz się dowiedział o liście?
No może bezpośrednio nie. Ktoś tam inny usłyszał z Wolnej Europy, no a potem, nie wiem, może któryś z profesorów powiedział – tego w szczegółach nie pamiętam skąd była ta pierwsza wiadomość. No a z gazet, które były przecież dostępne, to... No i ludzie też tak mówili – czy biskupi dobrze zrobili, czy nie. Bo nagonka była taka straszna. No ale mi mówili też koledzy ze świeckich studiów, już nie wiem na której to uczelni było, bo to ja bezpośrednio nie słyszałem, tylko któryś z kolegów mówił, że był wiec gdzieś tam i jeden ze studentów zabrał głos i odniósł się tak do tego: że jeżeli ktoś się uprze, to może patrzyć na świat – porównanie było takie bardzo trywialne – może patrzeć na świat także przez odbytnicę i niech się nie dziwi, że będzie widział świat zasrany [śmiech]. No, czyli mówił, że no są czynniki, które na siłą chcą widzieć ten list jako okazję do potępienia, do zgnębienia najpierw biskupów, a potem całego Kościoła, chociażby w Polsce.
A proszę nam jeszcze powiedzieć, czy ksiądz i pozostali klerycy mieliście wówczas świadomość, że to kard. Kominek jest autorem listu, czy on funkcjonował w świadomości jako autor listu?
No mówili profesorowie i słyszało się, że jednak jeśli nie jedynym, to jednym z głównych autorów i pomysłodawcą jest właśnie kardynał Kominek.
Mówił ksiądz, nam już wspominał o właśnie tej reakcji na List władz. A czy ksiądz osobiście, jako kleryk wówczas doświadczył w jakiś sposób represji związanych z Listem ze strony władz?
Wcześniej ja doświadczałem bezpośrednio w wojsku jak byłem. Była taka linia odgórna, że jeżeli kleryk rezygnował z seminarium, to po roku służby go zwalniali i szedł na studia, jakie sobie wybrał bez egzaminów wstępnych i zapewniali wszelkie stypendia. Ciągle to przypominali, czy wiem o takim rozkazie. Ja już miałem rok służby i po roku przyszło dwóch kleryków: jeden z warszawskiego seminarium, drugi z tarnowskiego. No i ten z warszawskiego, nie wiem jaka taktykę miał, bo z tzw. Informacji Wojskowej albo z kontrwywiadu przychodzili do jednostki i on tak ciągle…, no i ci z linii politycznej… W każdej jednostce była ta linia polityczna: zastępca do spraw politycznych, każdy batalion, każda kompania miała swojego dowódcę do spraw politycznych. Więc ci ciągle mnie nagabywali, czy wiem o tym, czasem znów mówili: po przyjacielsku wam radzimy. Nawet gdybyście mieli wrócić do seminarium, to lepiej by wam było gdzieś na uczelni. No ale linia była taka, że kto korzysta z tej szansy, no to do seminarium już raczej nie ma powrotu.
Tak, a czy później właśnie po orędziu ksiądz osobiście doświadczył tych…
Osobiście nie, ale się wyczuwało czasem gdzieś nawet na mieście jak szliśmy coś załatwić czy w ramach nawet spaceru, przechadzki, to się czasem słyszało jakieś wypowiedzi, nie: o!, przedstawiciele zdrajców.
A jak ksiądz uważa, a jak wierni wówczas zareagowali na ten list?
A więc to kazanie, które wygłosił kard. Kominek i te brawa i ta ogromna ilość ludzi, no to wszyscy raczej…, brawa wyrażały, że zgadzamy się, popieramy. No ale przecież społeczeństwo, tak jak i dzisiaj, wtedy też nie był o tak całkiem jednolite. No to raczej wtedy życzliwość była wielka, tylko gdzieś tam ktoś szedł i jakiś epitet pod naszym adresem powiedział. Ale tak raczej jakiegoś tam bezpośredniego ataku z tego powodu, no przecież jak tylko kleryk był, raczej wtedy była nagonka na biskupów.
A ta msza, o której ksiądz tutaj wspomina, a na której bp Kominek był nagradzany brawami, ona była tuz po orędziu, tak?
No nie, to była pewna odpowiedź już na to, co było w prasie i w telewizji, na tą nagonkę.
Pamięta ksiądz, nawet tak mniej więcej, w jakim czasie miała miejsce ta msza? Kiedy to mogło być?
Nie chciałbym popełnić błędu…
Nie, oczywiście…
To była msza wieczorna i było już wtedy prawie że ciemno… Miesiące jesienne czy nawet tak koło zimy.
No tak, to mogło być…
O ile pamiętam, to już było całkiem ciemno na zewnątrz.
Czyli zima’65 na ’66. Dobrze. To może jeszcze chcielibyśmy się spytać księdza, jak ksiądz zapatrywał się na kwestię listu wówczas, a jak się ksiądz zapatruje dzisiaj. Czy różnią się jakoś te opinie?
Raczej nie. Czytając ten list, no po prostu uznawałem, że – te komentarze też były – no jeśli nie chcemy tej drogi, no to jaką drogę wybierzemy? Jedynie wypowiadając wojnę, a to było z naszego punktu kościelnego, chrześcijańskiego absolutnie przekreślone z góry. Więc jedynie ta właściwa droga. Wtedy tak oceniałem. No a potem jakoś, jak już się te zmiany zaczęły, to jakoś no tak przychodzi człowiekowi pewna satysfakcja: a jednak właśnie tak, jak wtedy mówiliśmy i wyjaśniali, bo w rozmowach, nawet i w gronie krewnych, jak się pojechało na wakacje czy na jakieś tam wolne, no to też trzeba było wyjaśniać. No i potem jakoś tak człowiek z przyjemnością słuchał: no rzeczywiście, że byli przewidujący ci biskupi.
A czy ks. Kard. Kominek tak jakoś właśnie po opublikowaniu orędzia, przy tej całej nagonce propagandowej, z księdzem i pozostałymi klerykami rozmawiał na ten temat?
No…, kardynał zmarł w siedemdziesiątym czwartym roku, to jednak wtedy nie było głośno, że była to najwłaściwsza droga i że ten list torował drogę do pojednania z Niemcami. Wtedy jeszcze tak się nie mówiło, dopiero później, już jak się chylił ku upadkowi komunizm… Potem, jak już upadł, to dopiero jawnie mówiono: ten list rozpoczął pojednanie z Niemcami no i jakieś układu.
A czy w siedemdziesiątym drugim roku, kiedy została uregulowana kwestia administracji kościelnej na ziemiach zachodnich, wracał ten temat listu w kręgach kościelnych?
Niewątpliwie Gierek jakoś tak już troszkę inaczej patrzył na tą sprawę. Tak szczegółowo – już wtedy w seminarium nie byłem, tylko… – no ale w rozmowach z księżmi, ludźmi, kiedy już Gierek rządził Polską, to unormowanie stosunków z Kościołem było, no to też wspominali, że niewątpliwie dążąc do tego, żeby z Niemcami jakoś układać, no to Gierek też zauważył, że tamten list no torował drogę wyjścia.
A jeszcze wracając… Czy ksiądz wiedział o tej odpowiedzi biskupów niemieckich na list?
No później dopiero, no z prasy i wypowiedzi profesorów seminarium, no potem już osobiste przyglądanie się sprawie, nasłuchiwanie środków przekazu, więc sobie jakoś wyrabiałem zdanie.
Jak ksiądz odbierał tą odpowiedź?
No wiadomo, my byśmy oczekiwali więcej od biskupów niemieckich, no ale mówiliśmy: „dobre i to”.
A proszę nam powiedzieć, czy później już w czasie pracy duszpasterskiej swojej, ale przed osiemdziesiątym dziewiątym rokiem, ksiądz miał jakieś kontakty z niemieckimi katolikami, czy może oni przyjeżdżali…
Raczej nie. Jak byłem wikarym w Leśnicy tutaj, no to przyjeżdżali księża z DDR-u z grupami młodzieży. No to, jeśli już przyjechali, mieli kogoś znajomego. Był kolega, który po niemiecku bardzo dobrze mówi, zresztą urodzony w trzydziestym siódmym roku tu na Nowym Dworze, on miał kontakty, nawet rodzinę Miał w Niemczech, tak więc przyjeżdżali już do niego, a przez niego ja miałem z nimi kontakty. Ja niemieckiego nie umiem, więc waśnie tylko przez pośrednictwo tego kolegi, no to bardzo życzliwie ci księża i ta młodzież do nas. No i my też przyjmowaliśmy ich z całą życzliwością. No i po parę dni nocowali z obozowych warunkach, w śpiworach. Nie mieliśmy jakiejś takiej możliwości, żeby im pokoje… W salce katechetycznej spali.
A jeszcze, trochę tu mieszamy chronologię, ale chcielibyśmy wrócić do pytania…, do momentu tuż przed opublikowaniem listu, bo w październiku ... [ Pobierz całość w formacie PDF ] |