[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Korekta: Narlome (Abelarda Gildenman)

Powoli wracam do świadomości. Co dziś mamy? Czwartek. Chyba czwartek. Już po pełni. Zaczynam czuć jak człowiek. Znów nie pamiętam, co się działo w ciągu nocy. Ale może to i lepiej? Czasem wydaje mi się, że polubiłem te przemiany. Nie, polubiłem to złe słowo. One po prostu pomagają mi choć na trochę zapomnieć o tym, co zdarzyło się siedem lat temu. Jedna noc wytchnienia. Nie pamiętam wtedy o naszej paczce. Chociaż czy bestia, która we mnie siedzi, ich nie pamięta? Pamięta i to doskonale, bo dzięki nim była bardziej ludzka. Ale w tę noc ja i ona to dwa osobne umysły. Ja nie pamiętam tego, co pamięta ona. Może to i lepiej?
Słońce zaczyna razić mnie w oczy. Wdziera się do środka przez to małe okienko, rozświetlając pomieszczenie. Dookoła unoszą się drobinki kurzu. Błyszczą w słońcu, jakby były kryształami. Ale nie zawsze to, co widzimy, jest prawdą. To, co wydaje się piękne, tak naprawdę może być brzydkie. I na odwrót. Pozory mylą. Tak jak w moim przypadku, jak to mówił James. Nie jesteś bestią. Jestem.
To mija. Teraz tylko kolejne dni oczekiwań. Boję się pełni. Za każdym razem, gdy się zbliża, odczuwam strach. Do wilkołactwa nie można się przyzwyczaić. Ale zaczynam odczuwać do nich pewną… tęsknotę? Przez tę jedną noc w miesiącu mogę zapomnieć. Przez dwanaście nocy w roku mój umysł odcięty jest od wspomnień, od ciągle powracającego pytania: dlaczego? Dlaczego ten, którego uważałem za przyjaciela, okazał się mordercą? Przez niego nie żyją James, Lily, Peter. Harry nie ma rodziców. A ja? Straciłem wiarę w coś takiego jak przyjaźń. Bo czy przyjaciel może zdradzić?
Jest już ranek. Najbardziej nie lubię tego powracania do ludzkiej świadomości. Może nawet bardziej od samej przemiany. Nagle wszystko przychodzi na nowo. Wtedy nie mogę robić nic innego, tylko myśleć. I wspominam. Tamte dni, naszą czwórkę, naukę, Hogwart. Wtedy nic nie zapowiadało jego zdrady. Zresztą, czy kiedykolwiek zapowiadało?
W piwnicy jest zimno. Teraz to czuję. Betonowa podłoga, bielone ściany. I to jedno okno pod samym sufitem. Światło, które przez nie wpada, jest ciepłe. Czuję to na dłoni. Są jeszcze drzwi, solidne, drewniane. Zaklęcie wygłuszające działa jak zawsze. Każdy element tego pomieszczenia znam na pamięć. Pod ścianą leży moja różdżka. Trzeba wstać. Teraz dopiero czuję, że mam obite ramię. Ciekawe co Ona… co ja wyprawiałem? Zresztą, chyba lepiej nie wiedzieć.
Kręci mi się w głowie. Przed oczami latają mi plamy. Kolejna dziura w koszuli. Trzeba będzie zszyć. Ale najpierw stąd wyjdę. Wystarczy zdjąć te kilka zaklęć z drzwi. Minąć schody i dojść do kuchni. A potem do łóżka. To takie proste. Ale głowa łupie mi tępym bólem, a nogi mam jak z waty.
Ciepła herbata i krzesło. To zawsze pomaga. Czuję się, jakby ktoś mną poniewierał. Tu jest ciepło, nie to co tam. Słońce wpada przez jasne okno. Mieszkanie jest niewielkie, na samym dole kamienicy. Kuchnia, łazienka, dwa małe pokoje. I piwnica. Mieszkam tu zupełnie sam. Dwa sąsiednie mieszkania i trzy na piętrze są wolne. To dlatego, że budynek jest w opłakanym stanie. Ale dla mnie to lepiej. Czynsz jest niski, wiem, że nikt się tu nie wprowadzi. Przynajmniej w czasie pełni nikt niczego nie zauważy. Ale zawsze wygłuszam piwnicę i solidnie zabezpieczam drzwi. Tak na wszelki wypadek. Choć ten dom ma i swoje wady. Prawie zawsze jest tu zimno. Nie lubię zimna. Może to głupie, ale kojarzy mi się z tamtą nocą. Wtedy też było zimno. Pamiętam to. Dziwne, bo miałem zaledwie pięć lat. Pamiętam tylko zimno i ten ból. Chyba od tamtego czasu zawsze miałem wstręt do chłodu. Może poza nocami w Hogwarcie. Ale Hogwart był już dawno.
Dojść do pokoju. Nic trudnego. Naprawdę nic trudnego, gdy chwiejesz się na każdym kroku. Ale to tylko kilka metrów. Korytarz. Ze ściany odchodzi tapeta. To pewnie przez wilgoć. Klamka od drzwi znów się zacina. A może to tylko moje osłabienie? W taki chwilach czuję się bezbronny jak dziecko. Nienawidzę bezsilności. Bo? Bo wtedy też była pełnia. O wszystkim dowiedziałem się później. Już po fakcie. Cudowne uczucie, gdy dochodzisz do siebie po pełni i pojawia się Dumbledore. Przynosi wiadomość. Voldemort przegrał. Koniec walki, nareszcie wolność. Do dziś dokładnie pamiętam to, co wtedy czułem i na co czekałem. Lily i James pewnie zaraz wpadną z Harrym. I Syriusz. Poklepie mnie po plecach, prawie udusi w uścisku. Co z tego, że przegapiłem noc zwycięstwa, skoro wygraliśmy? A na końcu pojawi się Peter i… I nikt nie przybędzie. Bo co? Jak to? Lily i James? Ale? A Syriusz? Strażnik! Boże, on… nie wierzyłem.
A kilka dni później wiadomość o śmierci Petera i złapaniu Syriusza Blacka.
Bezsilność. To mnie przeraża. Może nawet bardziej niż pełnia.
W plecy znów kłuje sprężyna. Na ścianie porobiły się zacieki. Stąd widzę, że krzesło niedługo się rozklei. Nie mam nawet siły się przebrać. Kładę się tak, w tej dziurawej koszuli, przetartych spodniach. Teraz się przespać i będzie dobrze. Wrócę do sił. Następna pełnia dopiero za miesiąc. Teraz dwadzieścia osiem dni normalnego życia. A potem jedna koszmarna noc. Dwadzieścia osiem dni rozmyślań. I jedna noc wytchnienia. Czy to nie jest ironia?
Na szafce to jedno zdjęcie. Sam się sobie dziwię, że mogę na nie tak spokojnie patrzeć. Zakończenie Hogwartu. James, Peter, Lily, ja i on. Dwie bestie, trzy ofiary.
Pozory mylą. Jak w moim wypadku… wiem, James, pamiętam. Ale nie wierzę w to, zrozum! Pozory mylą - jak w moim, jak w jego… Jak w jego przypadku. Przyjaciel okazał się zdrajcą. James, daj mi spokój. Nie widzisz, że jest po pełni? Chcę odpocząć. Od tego wszystkiego, od tej bezsilności, od wściekłości, od zawodu, od was. Tak, od was. Ale wy wszyscy nie dajecie mi spokoju. Zwłaszcza on. Wy odeszliście, a on jest. Żyje, a wy nie. Ale wszyscy jesteście tak samo natrętni.
Co by było, gdyby uciekł? Choć to niemożliwe. Nie z Azkabanu. On zawsze łamał zasady, ale są granice. Pewnie teraz nawiedzają go gorsze myśli niż mnie. Chociaż wciąż mnie zastanawia, czemu zabił Petera? Czemu nie uciekał, tylko dał się złapać? To jest dziwne. Nie wierzę, że sumienie kazało mu czekać na aresztowanie. Chyba, że jest niewinny. Pozory w końcu mylą. Może to nieprawda, że zdradził? Nie, to absurd. James, nie miałeś racji. Gdziekolwiek jesteś, stary, zapamiętaj. Jestem bestią. A on jest mordercą. Ty nie żyjesz. Peter nie żyje. On nie wyjdzie na wolność. Żaden z was nigdy nie wróci.

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.