[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1
Daniel Silva
Reguły Moskwy
Przełożył Jędrzej Burakiewicz
Tytuł oryginału:
Moscow Rules
Dla Jeffa Zuckera, Rona Meyera, Lindy Rappaport i Michaela
Gendlera za ich przyjaźń, mądrość i pomoc. Oraz jak zawsze dla
mojej żony Jamie i moich dzieci, Lily i Nicholasa
Nie oglądaj się za siebie. Nigdy nie jesteś zupełnie sam.
Reguły Moskwy
Część pierwsza
W
EZWANIE
1
COURCHEVEL, FRANCJA
2
Jak co roku, inwazja zaczęła się w ostatnich dniach grudnia.
Wjeżdżali opancerzonymi samochodami kempingowymi drogą wijącą
się z dna doliny Rodanu albo lądowali helikopterem bądź prywatnym
samolotem na zdradliwym lądowisku na szczycie góry. Bilionerzy,
bankierzy, potentaci naftowi, magnaci przemysłowi, supermodelki,
rozpuszczone dzieci; majętna elita odrodzonej Rosji. Napierali na
apartamenty w Cheval Blanc i Byblos, zarekwirowali duże luksusowe
domy przy me de Bellecóte. Zarezerwowali klub nocny Les Caves na
prywatne imprezy, splądrowali luksusowe sklepy przy Croissette.
Porwali najlepszych instruktorów, opróżnili sklepy z najlepszego wina
i koniaku. Rankiem dwudziestego ósmego w całym miasteczku nie
było ani jednego wolnego fryzjera, a Le Chalet de Pierres, znana
restauracja na zboczu góry, słynąca z pieczonej na ogniu cielęciny,
przestała przyjmować rezerwacje stolików aż do połowy stycznia. W
sylwestra podboju dokonano. Courchevel, ekskluzywny, położony
wysoko we francuskich Alpach kurort narciarski, był po raz kolejny
pod rosyjską okupacją.
Tylko Hotel Grand Courchevel oparł się najazdowi ze Wschodu.
Stali bywalcy nie byli tym zaskoczeni, bo zarówno Rosjanom, jak i
gościom z dziećmi dawano delikatnie do zrozumienia, żeby znaleźli
sobie miejsce gdzie indziej. Budynek miał trzydzieści nie za wielkich,
dyskretnie urządzonych pokoi. Do Grand Hotelu nie przyjeżdżało się
ze względu na złote ornamenty i pokoje rozmiarów boiska.
Przyjeżdżało się tu, by zasmakować dawnej Europy. Goście
niespiesznie spędzali czas w barze nad kieliszkiem campari albo przy
3
kawie i egzemplarzu „Le Monde” w sali śniadaniowej. Panowie przy
kolacji nosili garnitury, a w stroje narciarskie przebierali się po
śniadaniu, nie przed nim. Rozmowy prowadzono dyskretnie,
ściszonym głosem i z nadmierną uprzejmością. Hotel wciąż nie mial
dostępu do Internetu, a telefony były kapryśne. Zdawało się, że
gościom to nie przeszkadza; byli równie wytworni co hotel.
Większość była w późnym wieku średnim. Pewien dowcipniś z
jednego z bardziej efekciarskich hoteli w Jardin Alpin określił
klientelę Grand Hotelu jako „ludzi starszych z rodzicami”.
Hol był nieduży, czysty i porządnie ogrzany płonącym w
palenisku ogniem. Na prawo, obok wejścia do jadalni, znajdowała się
recepcja, ciasna alkowa z mosiężnymi haczykami na klucze i
skrzynkami na wiadomości i listy. Obok skrzypiącej windy - jedynej
w hotelu - umieszczono biurko concierge’a. Wczesnym popołudniem
drugiego stycznia stał przy nim Philippe, silnie zbudowany były
komandos, noszący na nieskazitelnie czystej klapie marynarki
skrzyżowane złote klucze, symbol Międzynarodowego Instytutu
Concierge’ów. Właśnie marzył o tym, by wreszcie porzucić
hotelarstwo, przenieść się na stałe do rodzinnego gospodarstwa i zająć
uprawą trufli. Zamyślone piwne oczy spojrzały na listę przyjazdów i
wyjazdów. Był na niej tylko jeden wpis: „Lubin, Alex. Przybędzie z
Genewy samochodem. Zarezerwował pokój 237. Chce wypożyczyć
narty”.
Philippe przyjrzał się nazwisku okiem doświadczonego
concierge’a. Miał talent do nazwisk. To było ważne w jego pracy.
4
Alex... Zdrobnienie od Aleksander, pomyślał. A może Aleksandr?
Czy Aleksiej? Podniósł wzrok i odchrząknął cicho. Z recepcji
wysunęła się postać o nienagannej prezencji. Ricardo, kierownik
popołudniowej zmiany.
- Chyba mamy problem - powiedział spokojnie Philippe.
Ricardo zmarszczył brwi. Był Hiszpanem z Kraju Basków. Nie lubił
problemów.
- O co chodzi?
Philippe podniósł kartę przyjazdów.
- Lubin, Alex.
Ricardo nacisnął palcami kilka klawiszy. Paznokcie miał świeżo
wymanikiurowane.
- Dwanaście dni? Chce wypożyczyć narty? Kto przyjął tę
rezerwację?
- Nadine, o ile się nie mylę.
Nadine była nowa. Pracowała na najgorszej, nocnej zmianie.
Biorąc pod uwagę, że popełniła przestępstwo, wynajmując pokój
komuś o nazwisku Alex Lubin bez konsultacji z Ricardem, należało
założyć, że będzie pracować na tej zmianie do śmierci.
- Myślisz, że to Rosjanin? - spytał Ricardo.
- Bez wątpienia.
Ricardo przyjął odpowiedź jako ostateczną. Chociaż piastował
wyższe stanowisko, był o dwadzieścia lat młodszy od Philippe’a i
nauczył się polegać na jego doświadczeniu i ocenie.
- Może uda się go zrzucić konkurencji?
5
- Nie da rady. Stąd aż do Albertville wszystko jest zajęte.
- W takim razie nie mamy wyboru. Oczywiście, chyba że sam
zdecyduje się wyjechać.
- Co proponujesz?
- Plan B, rzecz jasna.
- To trochę skrajne podejście, nie sądzisz?
- Owszem, ale nie ma innego sposobu.
Były komandos przyjął rozkaz krótkim skinieniem głowy i
zaczął planować operację. Zaczęła się o 16:12, kiedy ciemnoszary
mercedes z genewską rejestracją zatrzymał się przy schodach
wejściowych i zatrąbił. Philippe nie wstał od biurka przez dwie
minuty, dopiero potem założył zadziwiająco spokojnie szynel i powoli
wyszedł na zewnątrz.
Monsieur
Alex Lubin - dwanaście dni,
wypożyczenie nart - wysiadł już z samochodu i stał wściekły przy
otwartym bagażniku. Miał kościstą twarz i jasne blond włosy,
starannie zaczesane na szeroką łysinę. Patrzył gniewnie do bagażnika
na dwie duże nylonowe walizki. Concierge spojrzał spod
zmarszczonych brwi na bagaż, jakby w życiu nie widział podobnych
przedmiotów, po czym grzecznie przywitał gościa lodowatym tonem.
- Czym mogę służyć,
monsieur?
Pytanie zadał po angielsku. Odpowiedź była w tym samym
języku, z silnym słowiańskim akcentem.
- Mam zarezerwowany pokój w tym hotelu.
- Naprawdę? Nic mi nie wiadomo o żadnych przyjazdach tego
popołudnia. Na pewno zaszła jakaś pomyłka. Może porozmawia pan z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.