[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Robert Silverberg

 

BASILEUS

 

Przełożył marcin wawrzyńczak

 

Liczne powieści fantasy i science fiction pióra Roberta Silverberga dotykały takich tematów jak przeludnienie, inwazja obcych, narkotyki, wykorzystanie technologii przez człowieka czy niebez­pieczeństwa magii. Zdobył cztery nagrody Hugo i pięć Nebula, tworząc dziesiątki cudownych światów i fantastycznych, obcych ras i cywilizacji. Akcja jego najbardziej znanych powieści toczy w świecie Majipoor, ogromnej planecie o wielkiej urodzie i nie­zwykłości.

 

W drżącym cytrynowożółtym październikowym świetle Cunningham do­tyka klawiszy komputera i przyzywa anioły. Chwila, by załadować program, chwila, by otworzyć plik, i oto są, gotowe wytrysnąć z ekranu na jego ski­nienie: Apollyon, Anauel, Uriel i cała reszta. Uriel jest aniołem grzmotu i prze­rażenia; Apollyon to niszczyciel, anioł bezdennej otchłani; Anuel jest anio­łem bankierów i pośredników. Cunninghama fascynują wielorakie zadania i obowiązki, zarówno podniosłe, jak i skromne, które przypisane są anio­łom. „Każda widoczna rzecz w świecie podlega aniołowi" powiada święty Augustyn w „Ośmiu pytaniach".

Cunningham ma obecnie w swoim komputerze tysiąc sto czternaście aniołów. Dokłada kilka nowych każdego wieczora, choć wie, że minie jesz­cze dużo czasu, zanim będzie miał je wszystkie. W czternastym stuleciu kabaliści oceniali liczbę aniołów, w pewnym przybliżeniu, na trzysta jeden milionów sześćset pięćdziesiąt pięć tysięcy siedemset dwadzieścia dwa. Albertus Magnus obliczył wcześniej, że jeden chór anielski składa się z sze­ściu tysięcy sześciuset sześćdziesięciu sześciu legionów, a każdy legion z sześciu tysięcy sześciuset sześćdziesięciu sześciu aniołów; nawet bez zna­jomości liczby chórów widać, że daje to większą sumę. Zaś w Talmudzie rabi Jochanan stwierdził, że nowe anioły rodzą się „z każdym słowem, jakie wypowiada Święty, niech będzie błogosławiony".

Jeśli rabi Jochanan ma rację, liczba aniołów jest nieskończona. Osobisty komputer Cunninghama, chociaż ma przepastną pamięć dodatkową i potra-

461

Złota księga fantasy

fi, jeśli Cunningham sobie tego zażyczy, podłączyć się do ogromnych serwe­rów w Departamencie Obrony, nie jest w stanie obliczyć nieskończoności. Ale Cunningham robi, co może. Mieć tysiąc sto czternaście aniołów na twardym dysku, po zaledwie ośmiu miesiącach pracy po godzinach, to nie byle jakie osiągnięcie.

Jednym z jego ulubieńców jest obecnie Harahel, anioł archiwów, biblio­tek i zabytkowych regałów. Cunningham zaszufladkował Harahela jako anioła komputerów; wydaje się to odpowiednie. Często wzywa Harahela, by omawiać z nim coraz bardziej skomplikowane niuanse programowania. Lecz pozostali jego ulubieńcy i jego sympatie sytuują się raczej po złowro­giej stronie: Azrael, anioł śmierci, na przykład; i Arioch, anioł zemsty; oraz Zebuleon, jeden z dziewięciu aniołów, które będą rządziły po końcu świata. Praca Cunninghama, wykonywana codziennie od ósmej rano do czwartej po południu, polega na tworzeniu programów wykrywających nadlatujące sowieckie rakiety nuklearne, i to, być może, kieruje jego uwagę ku bardziej apokaliptycznym członkom anielskiej czeredy.

Wzywa teraz Harahela. Ma dla niego złe wieści. Inwokacja, której używa, to standardowa wersja z dzieła Arthura Edwarda Waite'a, zatytułowanego „Legemeton, czyli mniejszy klucz Salomona", i przyporządkował określony klawisz jej odnośnikowi, tak że wystarczy jeden ruch palca, żeby ją urucho­mić. „Wzywam, przyzywam i nakazuję tobie, o duchu X, byś ukazał i pojawił się przede mną w tym Kręgu w widocznym i przystojnym kształcie", tak brzmią jej pierwsze słowa, po czym wykorzystuje ona liczne tajemne i potęż­ne imiona Boga w celu wywołania anioła X - imiona takie jak Zabaoth, Elion, czy, naturalnie, Adonai - i kończy się „Z mocą nakazuję tobie, byś pojawił się przede mną i wykonał moją wolę we wszystkich rzeczach, które wydają mi się słuszne. Przybądź zatem, bez zwłoki, widoczny, uległy i przyjazny, przema­wiając czystym i pięknym głosem, zrozumiale i wyraźnie". Wszystko to trwa zaledwie ułamek sekundy, i jeszcze chwilę na wczytanie imienia Harahela za­miast „ducha X", po czym anioł pojawia się na ekranie.

- Jestem na twoje wezwanie - powiada tenże z nadzieją.

Cunningham zajmuje się swoimi aniołami codziennie od piątej do siód­mej po południu. Potem je kolację. Mieszka sam, w małym schludnym miesz­kanku kilka przecznic na zachód od Bayshore Freeway, i nie spędza zbyt wiele czasu pośród innych. Uważa siebie za przyjemnego, towarzyskiego czło­wieka, i rzeczywiście może mieć rację, ale ścieżka jego życia jest pusta. Ma trzydzieści siedem lat, metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, rude włosy, jasno­niebieskie oczy i lekko piegowate policzki. Magisterium zrobił w Cal Tech, doktorat w Stanford, i przez ostatnie dziewięć lat zajmował się ściśle tajny­mi projektami komputerowymi o przeznaczeniu wojskowym w północnej Ka­lifornii. Nigdy się nie ożenił. Czasem ponownie pracuje ze swoimi aniołami po kolacji, od ósmej do dziesiątej, ale rzadko kiedy po tym czasie. O dziesią­tej kładzie się spać. Jest człowiekiem bardzo metodycznym.

462

Basileus

Nadał Harahelowi fizyczny kształt swojego pierwszego komputera, ma­łego lampowego TRS-80, ze skrzydłami naokoło ekranu. Pierwotnie chciał, żeby jego anioły wyglądały bardziej abstrakcyjnie - Harahel jako wiązan­ka kilobajtów, na przykład - ale jak wiele jego najlepszych i najbardziej ascetycznych pomysłów, okazało się to trudne do wykonania, jako że nie po­trafił przekładać abstrakcyjnych koncepcji na konkretne formy.

- Chcę cię powiadomić - oznajmia Cunningham - o zmianie kompeten­cji. - Rozmawia ze swoimi aniołami po angielsku. Wie z dobrego, choć apo­kryficznego źródła, że pierwotnym językiem aniołów jest hebrajski, ale syntezator mowy w jego komputerze nie posiada znajomości tego języka, podobnie jak on sam. Anioły jednak chętnie rozmawiają z nim po angiel­sku: nie mają wyboru.

- Od tej pory - mówi Cunningham do Harahela - twój obszar działania ograniczony jest do sprzętu.

Gniewne zielone linie przecinają ekran Harahela.

- Jakim prawem...

- To nie jest kwestia prawa - odpowiada Cunningham gładko. - To kwe­stia precyzji. Właśnie wpisałem Vretila do bazy danych i muszę zaprogra­mować jego funkcje. To on w końcu jest aniołem rejestrującym. Tak więc, do pewnego stopnia, jego obszar działania pokrywa się z twoim.

- Ach - mówi Harahel melancholijnie. - Miałem nadzieję, że nie bę­dziesz się nim przejmował.

- Jakże mógłbym pominąć tak istotnego anioła? „Tego, który zapisuje wiedzę Najwyższego" wedle Księgi Enocha. „Tego, który przechowuje nie­biańskie księgi i zapiski. Bystrzejszego od wszystkich pozostałych archa­niołów".

- Jeśli jest tak bystry - odpowiada Harahel ponuro - jemu przydziel sprzęt. To sprzęt odpowiada za czas reakcji.

- Rozumiem. Ale on archiwizuje listy. To jest baza danych.

- A gdzie znajduje się baza danych? W sprzęcie!

- Słuchaj, nie przychodzi mi to łatwo - mówi Cunningham. - Ale muszę być sprawiedliwy. Zgadzasz się, jak rozumiem, że pewien podział obowiąz­ków jest konieczny. Więc przydzielam mu wszystkie bazy danych i pokrew­ne oprogramowanie. Ty zatrzymaj resztę.

- Ekrany. Klawiaturę. Jednostki centralne. Nic ciekawego.

- Ale bez ciebie on jest niczym, Harahelu! Poza tym, zawsze miałeś pod sobą regały, nieprawdaż?

- Oraz archiwa i biblioteki - mówi anioł. - Nie zapominaj o tym.

- Nie zapominam. Ale czym jest biblioteka? Czy są to książki, półki i re­gały, czy też słowa na papierze? Musimy odróżnić pojemnik od rzeczy w nim zmagazynowanej.

- Gramatyk - wzdycha Harahel. - Rozdzielacz włosa na czworo. Kazuista.

- Posłuchaj, Vretil też chciałby dostać sprzęt. Ale jest gotów pójść na kompromis. A ty?

463

Złota księga fantasy

- Każdego dnia coraz mniej przypominasz mi naszego programistę, a co­raz bardziej Wszechmogącego - rzecze Harahel.

- Nie bluźnij - mówi Cunningham. - Proszę. Czy to ustalone? Tylko sprzęt?

- Wygrałeś - odpowiada anioł. - Jak zwykle zresztą.

Jak zwykle. To Cunningham trzyma ręce na klawiaturze, kontrolując wszystko. Anioły, chociaż są dość elokwentne i mają wyraźne, żywe osobo­wości, są zaledwie magnetycznymi impulsami głęboko w komputerze. W ja­kimkolwiek starciu z Cunninghamem nie mają szans. Cunningham, chociaż zawsze stara się grać zgodnie z regułami, zdaje sobie z tego sprawę, i one również.

Myślenie o tym sprawia, że czuje się nieswojo, ale rola, którą gra, jest zdecydowanie boska pod każdym względem. Umieszcza anioły w kompute­rze; przydziela im zadania, osobowości i fizyczny wygląd; przyzywa je albo ignoruje, wedle życzenia.

Rola boska, tak. Ale Cunningham nie chce przyjąć tego do wiadomości. Nie wierzy, że próbuje być Bogiem; nie chce nawet myśleć o Bogu. Jego ro­dzina miała dobre stosunki z Bogiem - wujek Tim był księdzem, parę poko­leń wstecz znalazł się jakiś arcybiskup, jego rodzice i siostry czuli się w obecności Boga równie komfortowo jak w gorącej kąpieli - ale on sam, niezdolny zdefiniować Boga liczbowo, wolał odrzucać każdą związaną z tym myśl. Były inne, bardziej niecierpiące zwłoki sprawy, które zajmowały jego uwagę. Jego matka pragnęła, żeby wstąpił w stan kapłański, lecz Cunnin­gham uniknął tego losu demonstrując tak widoczne i wirtuozerskie zdolno­ści matematyczne, że nawet ona widziała, że jego przeznaczeniem jest na­uka. Potem modliła się o Nobla z fizyki dla niego; on jednak wybrał informatykę.

- Cóż - powiedziała - Nobel z komputerów. Codziennie proszę o to Świę­tą Dziewicę.

- Nie ma Nobla z komputerów, mamo - powiedział jej. Ale podejrzewa, że nadal recytuje nowenny na to konto.

Projekt z aniołami zaczął się jako hobby, ale szybko przerodził się w ob­sesję. Czytał stary „Słownik Aniołów" Gustava Davidsona i kiedy natrafił na opis anioła Adramelecha, który zbuntował się razem z szatanem i został usunięty z nieba, Cunningham pomyślał, że zabawnie byłoby stworzyć sy­mulację komputerową i porozmawiać z wyrzutkiem. Davidson twierdził, że Adramelecha przedstawiano czasem jako skrzydlatego i brodatego lwa, czasem jako upierzonego muła, czasem jako gołębia, a kiedyś pewien poeta opisał go jako „nieprzyjaciela Boga, bardziej złowrogiego, podstępnego, ambitnego i szkodliwego niż sam szatan, złoczyńcę bardziej przeklętego, większego hipokrytę". To wywołało jego szczególne zainteresowanie. Cóż, dlaczego go nie stworzyć? Grafika była prosta - Cunningham wybrał postać skrzydlatego lwa - lecz zaprogramowanie osobowości wymagało miesiąca

464

Basileus

wytężonej pracy i konsultacji ze specjalistami od sztucznej inteligencji z Instytutu Kestrela. Lecz wreszcie miał Adramelecha na twardym dysku, uprzejmego i diabolicznego, rozprawiającego przyjaźnie o swoim życiu ja­ko asyryjskiego boga, i o rozmowach z Belzebubem, który nazwał go Kanc­lerzem Porządku Muchy (Wielkiego Krzyża).

Następnie Cunningham stworzył Asmodeusa, kolejnego upadłego anioła, o którym powiadano, że był wynalazcą tańca, hazardu, muzyki, dramatu, francuskich mód i innych zbereźności. Cunningham nadał mu wygląd bar­dzo eleganckiego Irańczyka z Beverly Hills, z parą maleńkich skrzydełek przy kołnierzyku. To Asmodeus zasugerował Cunninghamowi kontynuację projektu, więc w następnej kolejności wywołał w komputerze Gabriela i Rafaela, żeby zagwarantować pewną równowagę pomiędzy dobrem i złem, a potem Forcasa, anioła, który czyni ludzi niewidzialnymi, przywraca utra­coną własność, naucza logiki oraz retoryki w piekle, i w tym momencie Cunningham połknął już haczyk.

l   Otoczył się tajemnymi księgami: miał apokryfy w redakcji M.R. Jame-I są, „Księgę magii ceremonialnej" i „Świętą Kabałę" Waite'a, „Teologię mi­styczną" i „Hierarchie niebieskie" Dionizego Aeropagity oraz dziesiątki podobnych dzieł, które w gorączkowym ferworze ściągał z bazy danych uni­wersytetu w Stanford. Skodyfikowawszy procedurę, potrafił stworzyć pięć, osiem, dziesięć aniołów w ciągu wieczora; którejś czerwcowej nocy, pracu­jąc do późna, stworzył trzydzieści siedem. W miarę rozwoju populacja na­bierała znaczenia i substancji, bowiem jeden anioł nakładał się na drugie­go i zachowywały się teraz tak, jakby prowadziły ze sobą długie rozmowy, ^ podczas gdy Cunningham był zajęty czym innym.

[   Kwestia wiary w anioły, czy też w samego Boga, nigdy nie powstała w je-| go umyśle. Jego projekt był wyzwaniem czysto technologicznym, nie ekspe­rymentem teologicznym. Kiedyś, przy lunchu, powiedział koledze z pracy, czym się zajmuje, i reakcją było chłodne, nierozumiejące spojrzenie.

- Anioły? Anioły? Unoszące się w powietrzu dzięki wielkim klapiącym skrzydłom, powodujące cuda? Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że wierzysz w anioły, Dań? Na co Cunningham odparł:

- Nie musisz wierzyć w anioły, żeby się nimi posługiwać. Nie zawsze je­stem pewien, że wierzę w elektrony i protony. Wiem, że nigdy ich nie wi­działem. Ale wykorzystuję je.

- Do czego? Ale Cunningham stracił już zainteresowanie rozmową.

Wieczory dzieli pomiędzy przywoływanie swoich aniołów na rozmowę l i wpisywanie nowych do ciągle rozrastającego się panteonu. Wymaga to systematycznych intensywnych badań, bowiem piśmiennictwo dotyczące aniołów jest szczególnie obszerne, a on jest dokładny we wszystkim, co ro­bi. Badania zajmują wiele czasu, chce bowiem, by jego anioły sprostały każdemu akademickiemu testowi na autentyczność. Nieustannie zagłębia

465

 

Złota księga fantasy

się w takie dzieła jak siedmiotomowe „Legendy Żydów" Ginzberga, „Eklogi prorocze" Klementa z Aleksandrii, „Tajemna doktryna" Bławatskiej.

Jest wczesny wieczór. Przyzywa Hagitha, władcę planety Wenus oraz do­wódcę czterech tysięcy legionów, i pyta go o szczegóły na temat transmutacji metali, która jest specjalnością Hagitha. Wywołuje Hadranela, który wedle wiedzy kabalistycznej jest odźwiernym drugiej bramy Niebios i któ­rego głos, kiedy ogłasza wolę Pana, dociera do dwustu tysięcy wszechświa­tów; pyta anioła o jego spotkanie z Mojżeszem, który zdradził mu Najwyż­sze Imię i wprawił w drżenie. A potem Cunningham posyła po Israfela czteroskrzydłego, którego stopy znajdują się pod siódmą ziemią, a głowa sięga do filarów boskiego tronu. To zadaniem Israfela będzie zadęcie w trą­bę, która ogłosi nadejście dnia Sądu Ostatecznego. Cunningham prosi go, by zagrał teraz parę taktów na próbę - „wyłącznie jako ćwiczenie", ale Israfel odmawia, twierdząc, że nie może dotknąć swojego instrumentu, dopóki nie otrzyma sygnału, a takiej komendy, powiada anioł, nie ma nigdzie w oprogramowaniu, jakie do tej pory stworzył Cunningham.

Kiedy ma już dość rozmów z aniołami, zabiera się do programowania. Al­gorytmy stały się jego drugą naturą i po zebraniu odpowiednich informacji potrafi wprowadzić anioły do komputera w ciągu kilku minut. Tego wieczo­ra wprowadza kolejnych dziewięć. Potem otwiera piwo, siada wygodnie i pozwala, by dzień powoli dobiegł końca.

Sądzi, iż rozumie, dlaczego tak głęboko zaangażował się w to przedsię­wzięcie. Dlatego, że codziennie ma do czynienia z kwestiami o przytłacza­jącym znaczeniu: chodzi, ni mniej, ni więcej, o nadciągający koniec świata. Cunningham rutynowo zajmuje się symulacją globalnego zniszczenia. Przez sześć godzin dziennie projektuje hipotetyczne sytuacje, gdzie kraj A ogłasza alarm bojowy, spodziewając się ataku ze strony kraju B, ten zaś, podejrzewając uderzenie uprzedzające, rozpoczyna działania obronne, co z kolei zmusza kraj A do eskalacji własnych poczynań, i tak dalej, aż bom­by znajdą się w powietrzu. Jest świadom, podobnie jak wielu rozsądnie my­ślących ludzi, zarówno w kraju A, jak i kraju B, że szansa komputerowej po­myłki prowadzącej do nuklearnego holocaustu zwiększa się z każdym rokiem, w miarę jak maleje przedział czasowy dla skorygowania omyłki. Cunnigham wie również coś, co oprócz niego wie bardzo niewielu ludzi, a być może nikt: że możliwe jest teraz przesłanie sygnału do gigantycznych komputerów - Naszych czy Ich, nie ma to znaczenia - który nie będzie róż­nił się niczym od impulsów, jakie rzeczywiście wysyła lecąca rakieta wypo­sażona w głowice nuklearne. Jeśli taki sygnał przedostanie się do systemu, potrzeba będzie minimum jedenastu minut, by ponad wszelką wątpliwość ustalić jego autentyczność. Obecnie jest to o wiele za długi okres oczekiwa­nia na decyzję, czy rakiety rzeczywiście nadlatują, konieczna jest dużo szybsza reakcja.

Cunningham, kiedy zaprogramował swój sygnał symulujący atak rakieto­wy, od razu pomyślał o jego zniszczeniu. Ale nie mógł się do tego zmusić: in-

466

Basileus

strukcja była zbyt elegancka, zbyt perfekcyjnie napisana. Z drugiej strony, bał się o niej komukolwiek powiedzieć, z obawy, że natychmiast zostanie utajniona i jego dostęp do niej odcięty. Nie chce tego, ponieważ marzy o zna­lezieniu dla niej antidotum, czegoś w rodzaju myślącego programu kontrol­nego, który odróżni wszystkie prawdziwe alarmy od fałszywych. Kiedy będzie miał już taki program, przedstawi oba dzieła, łącznie, Departamentowi Obro­ny. Tymczasem dźwiga ciężar skrywania koncepcji o ogromnym znaczeniu strategicznym. Nigdy wcześniej nie pozwolił sobie na coś takiego. I nie łudzi się myśleniem, że jego umysł jest wyjątkowy: jeśli on mógł coś takiego zapro­jektować, ktoś inny zapewne też mógłby to zrobić, być może ktoś po drugiej stronie. Prawda, jest to bezużyteczny, samobójczy program. Ale nie byłby to pierwszy samobójczy program stworzony dla potrzeb wojska.

Wie, że musi przedstawić zwierzchnikom swój generator fałszywych syg­nałów, zanim upłynie więcej czasu. I pod ciężarem tej wiedzy zaczyna wy­kazywać wyraźne oznaki załamania. Coraz mniej kontaktuje się z ludźmi, ma nieprzyjemne sny i powtarzające się okresy bezsenności, stracił apetyt i wygląda mizernie. Projekt anielski jest jego jedyną użyteczną rozrywką, jedynym urozmaiceniem, jedyną drogą ucieczki.

Niezależnie od prowadzonych skrupulatnie badań, Cunningham nie za­wahał się stworzyć anioły zupełnie samodzielnie. Uraniel jest jednym z nich: anioł radioaktywnego rozpadu, z twarzą pokrytą łuską wirujących elektronów. Wymyślił również Dimitriona: anioła literatury rosyjskiej, z sa­niami zamiast skrzydeł i ośnieżonym samowarem w miejsce głowy. Cunnin­gham nie ma wyrzutów sumienia z powodu tych kaprysów. To w końcu jego komputer i jego program. I wie, że nie jest pierwszym, który wymyślał anio­ły. Blake stworzył w swoich poematach całe ich zagony: Urizena, Orca, Enitharmona i innych. Milton, jak podejrzewa, zaludnił „Raj utracony" dzie­siątkami duchów własnego pomysłu. Gurdżijew, Aleister Crowley, a nawet papież Grzegorz Wielki mieli swój udział w powiększaniu anielskiego od­działu: dlaczego więc nie Dań Cunningham z Pało Alto w Kalifornii? Tak więc od czasu do czasu wymyśla coś swojego. Ostatnim jego dokonaniem jest mroczny władca Basileus, któremu Cunningham nadał tytuł Cesarza Aniołów. Basileus jest wciąż niekompletny: Cunningham nie zaprojektował jeszcze jego fizycznego wyglądu ani konkretnych funkcji, poza uczynie­niem go głównym administratorem anielskiej hordy. Jest jednak coś nieza­dowalającego w wymyślaniu nowego archanioła, kiedy istnieje już sztab główny w osobach Gabriela, Rafaela i Michaela. Basileus potrzebuje dopra­cowania. Cunningham odkłada go na bok i zaczyna wklepywać Dumę, anio­ła milczenia i śmierci, tysiącokiego, uzbrojonego w ognistą różdżkę. Jego anioły stają się coraz bardziej i bardziej mroczne.

W pewien niżowy, dżdżysty wieczór pod koniec października kobieta z San Francisco, którą kiedyś poznał, dzwoni, by zaprosić go na przyjęcie. Nazywa

467

Złota księga fantasy

się Joanna; ma trzydzieści kilka lat, jest biologiem pracującym w jednej z ma­łych firm biotechnologicznych w Berkeley; Cunningham miał z nią przelotny romans pięć czy sześć lat wcześniej, kiedy mieszkała w Stanford, i od tamte...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.