[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Georges Simenon"Maigret i trup w kanale"Spółdzielnia Wydawnicza "Czytelnik"Warszawa 1993Producent wersji brajlowskiej:Altix Sp. z o.o.ul. W. Surowieckiego 12a02-785 Warszawatel. 644-94-78Rozdział 1Znalezisko braci NaudZaczynało witać, kiedy Jules, starszy z braci Naud, ukazał się na pokładzie barki. Najpierw wyłoniła się głowa, potem ramiona, wreszcie cała postać. Stał teraz na pokładzie, wielki i niezdarny,przeczesujšc rękš rozczochrane włosy koloru lnu. Spojrzał na luzę, w lewo - na quai de Jemmapes,w prawo - na quai de Valmy. Odetchnšł wieżym powietrzem wstajšcego dnia, zrobił sobie skręta, za palił. W chwilę póniej rozbłysło wiatło w małym bistro na rogu ulicy des Rcollets.Jules zszedł z trapu i przecišł nabrzeże skręcajšc drugiego papierosa. Kiedy Robert Naud, niewiele niższy i chudszy od swego brata, wynurzył się z luku, ujrzał w owietlonym barze Julesa opartego o kontuar i Popaula dolewajšcego sobie koniaku do kawy.Robert, jakby czekał na swojš kolejkę, skręcił papierosa identycznym ruchem co Jules. Kiedy starszy brat wyszedł z bistra, młodszy opucił barkę i spotkali się na rodku jezdni.* Uruchomię silnik - owiadczył Jules.--Bywało, że całymi dniami wymieniali najwyżej dziesięć tego rodzaju zdań. Ich łód zwała się "Dwaj bracia".Julius i Robert Za żony mieli siostry bliniaczki i obie rodziny mieszkały na barce.--Robert zajšł miejsce Jules'a w barze Popaula, gdzie unosił się aromat wzmocnionej koniakiemkawy.-* Zapowiada się ładny dzień - stwierdził mały, pulchny Popaul.--Naud spoglšdał w milczeniu na krajobraz za oknem. Niebo różowiało. Sterczšce rury kominównabierały życia i barwy, ale kryte dachówkš i łupkiem dachy oraz bruk na jezdni powlekała jeszczemiejscami delikatna warstwa nocnego szronu.--Rozległ się charkot silnika. Z rufy dobywały się rytmicznie kłęby czarnego dymu. Naud położyłpienišdze na ladzie, dotknšł końcami palców czapki i ruszył z powrotem nabrzeżem. Umundurowanynadzorca luzy stał przy komorze i szykował się do otwarcia wrót. W oddali, na quai de Valmy, słychać było kroki niewidocznych ludzi. Z barki dochodziły głosy dzieci i kobiet szykujšcych kawę.* 1 1 5 1 74 1-Jules, zasępiony, wychylił się przez burtę. Robert wiedział, o co chodzi. Załadowali kamień ciosowy w Beauval, przy czterdziestym ósmym słupie kanału de I'Ourcq, i swoim zwyczajem przecišżylibarkę o kilka ton. Już wczoraj, kiedy wpływali z basenu La Villette do kanału Saint-Martin, zahaczylio muliste dno.* 1 1 5 1 74 1-W marcu na ogół poziom wód jest wysoki. Tego roku jednak nie padało od dwóch miesięcy -wody było mało.* 1 1 5 1 74 1-Wrota luzy rozwarły się. Jules stanšł przy kole sterowym. Robert zszedł na lšd, odcumowałbarkę. ruba napędowa zaczęła się obracać i stało się to, czego obawiali się bracia: na powierzchni pojawiły się wielkie bańki gęstego błota.* 1 1 5 1 74 1-Robert chwycił bosak, oparł się na nim całym ciężarem ciała i usiłował odepchnšć dziób odbrzegu. ruba najwyraniej się zacięła. luzowy, nawykły do takich przestojów, czekał cierpliwie, zabijajšc po dorożkarsku ręce dla rozgrzewki.* 1 1 5 1 74 1-Barkš wstrzšsnęło, rozległ się niepokojšcy zgrzyt przekładni. Robert odwrócił się do brata. Juleszatrzymał silnik. Co się musiało stać, ale co?* 1 1 5 1 74 1-ruba nie mogła wbić się w dno, gdyż osłaniała jš płetwa steru. Widocznie co jš zaklinowało,może stara cuma, których pełno w kanale. Jeli tak, trudno będzie jš odczepić.* 1 1 5 1 74 1-Robert z żerdziš w garci poszedł na tył barki. Wychylił się i próbował dosięgnšć ruby w mętnejwodzie. Jules szukał mniejszego bosaka. Laurence, żona Jules'a, wyjrzała z luku.--* Co się stało?* 1 1 5 1 74 1-* Sam nie wiem.--Bracia w milczeniu manipulowali bosakami wokół zaklinowanej ruby. luzowy Dambois, zwany powszechnie Charles'em, stanšł na nabrzeżu i przyglšdał się ich zmaganiom. Nie pytał, nie komentował, pykał tylko powišzanš drutem fajeczkę.* 1 1 5 1 74 1-Pojawili się pierwsi przechodnie. Szli w popiechu w kierunku placu Rpublique; pielęgniarkiw białych czepkach zmierzały do szpitala Saint-Louis.--* Masz co?--* Chyba tak.* 1 1 5 1 74 1-* Lina?* 1 1 5 1 74 1-* Nie wiem.* 1 1 5 1 74 1-Jules Naud zaczepił bosakiem o jaki przedmiot. Po chwili miał go już na haku, na powierzchnipojawiły się nowe bańki.* 1 1 5 1 74 1-Jules powoli cišgnšł bosak do góry. Wreszcie wyłonił się dziwaczny pakunek w resztkach gazety, przewišzany sznurkiem.--Była to ludzka ręka, od ramienia po dłoń, która w wodzie nabrała sinej barwy i konsystencjiniętej ryby.--* 1 1 5 1 74 1-Depoil, brygadier z trzeciej dzielnicy, kończył nocnš służbę na posterunku przy quai de Jemmapes, kiedy w drzwiach pojawiła się długa sylwetka starszego z braci Naud.--* Powyżej luzy des Rcollets stoi nasza barka "Dwaj bracia". Kiedy chcielimy ruszyć, rubazaklinowała się i wycišgnęlimy rękę mężczyzny.--Depoil, który od piętnastu lat pracował w dziesištym obwodzie, zareagował tak, jak zareagowałby każdy policjant z tego posterunku na takš wiadomoć.* 1 1 5 1 74 1-* Mężczyzny? - zapytał z niedowierzaniem.* 1 1 5 1 74 1-* Tak, mężczyzny. Ciemno owłosiona...* 1 1 5 1 74 1-ruby napędowe nieraz zahaczały o zwłoki w kanale Saint-Martin i wyławiano je doć często,zwykle w całoci. Wród nich trafiały się, owszem, ciała mężczyzn: kloszarda, który wypił o jednegoza dużo i zelizgnšł się do wody, czy opryszka, którego pchnšł nożem członek wrogiej bandy.* 1 1 5 1 74 1-Poćwiartowane zwłoki również nie należały do rzadkoci, wycišgano je rednio dwa, trzy razydo roku. Zawsze jednak, odkšd brygadier Depoil sięgał pamięciš, były to zwłoki kobiet. I to okrelonych kobiet: w dziewięciu przypadkach na dziesięć prostytutek najniższej kategorii, takich, co szwendajš się nocš po zaułkach. Raporty stwierdzały niezmiennie: "Zbrodnia na tle sadystycznym".--Policja znała cały wiatek przestępczy dzielnicy, miała aktualnš czarnš listę. Osobnika, który naprzykład włamał się do sklepu czy zaatakował kogo z broniš w ręku, aresztowano zazwyczaj po kilkudniach. Rzadko natomiast udawało się pochwycić sprawców zabójstw.* 1 1 5 1 74 1-* Przyniósł jš pan? - spytał Depoil.* 1 1 5 1 74 1-* Rękę?* 1 1 5 1 74 1-* Gdzie jš pan zostawił?--* Na nabrzeżu. Możemy ruszać? Musimy się dostać na quai deI'Arsenal i rozładować barkę.Czekajš na nas.* 1 1 5 1 74 1-Brygadier zapalił papierosa. Zgłosił wypadek na Pogotowie Policyjne, po czym połšczył sięz mieszkaniem komisarza dzielnicowego Magrina.* 1 1 5 1 74 1-* Przepraszam, że pana budzę... Szyper wycišgnšł z kanału rękę... Nie! Mężczyzny... To samosobie pomylałem... Słucham?... Tak, tak, jest tutaj... Zaraz go spytam...--Nie odkładajšc słuchawki zwrócił się do Jules'a:--* Na pana oko długo przebywała w wodzie?* 1 1 5 1 74 1-Naud podrapał się w głowę.* 1 1 5 1 74 1-* Co to znaczy długo?* 1 1 5 1 74 1-* Jest w rozkładzie?--* Nie, nie powiedziałbym. Moim zdaniem pływała ze dwa, trzy dni.* 1 1 5 1 74 1-Brygadier powtórzył przez telefon:* 1 1 5 1 74 1-* Dwa, trzy dni...* 1 1 5 1 74 1-I słuchał, bawišc się ołówkiem, instrukcji komisarza.--* Możemy ruszać? - ponowił pytanie Naud, gdy brygadier odłożył słuchawkę.--* Na razie nie. A nuż inne częci ciała przyczepiły się do barki? Przy uruchamianiu łodzi mogłybyzaginšć. Tak mówi komisarz i słusznie.* 1 1 5 1 74 1-* Nie możemy tu sterczeć w nieskończonoć! Za nami stojš już cztery statki, ludzie się niecierpliwiš.* 1 1 5 1 74 1-Brygadier czekał na połšczenie telefoniczne.--* Halo! To ty, Victor? Obudziłem cię? Jadłe niadanie? wietnie, mam dla ciebie robotę.* 1 1 5 1 74 1-Victor Cadet mieszkał w pobliżu, przy ulicy du Chemin-Vert. Nie było miesišca, by nie wzywano go na poszukiwania w kanale Saint-Martin. I też nikt inny nie wyłowił z Sekwany i paryskich kanałów tylu najróżniejszych przedmiotów, w tym również ludzkich zwłok.* 1 1 5 1 74 1-* Muszę cišgnšć mojego pomocnika.----O godzinie siódmej rano na bulwarze Richard-Lenoir pani Maigret, wieża, ubrana już, pachnšcamydłem, krzštała się po kuchni szykujšc niadanie. Komisarz jeszcze spał. Na Quai des Orfvres Lucasi Janvier pełnili służbę od szóstej. Wiadomoć o ręce wyłowionej z kanału przyjšł Lucas.* 1 1 5 1 74 1-* Dziwne! - mruknšł do Janviera. - W kanale Saint-Martin znaleziono rękę i nie jest to ręka kobiety.* 1 1 5 1 74 1-* Mężczyzny?* 1 1 5 1 74 1-* A kogóż by?--* No... dziecka.--Taki wypadek miał miejsce jeden jedyny raz, trzy lata temu.* 1 1 5 1 74 1-* Zawiadomimy szefa?--Lucas spojrzał na zegarek, zawahał się. Pokręcił głowš.* 1 1 5 1 74 1-* Nie pali się. Niech sobie spokojnie wypije kawę.--Za dziesięć ósma przed barkš "Dwaj bracia" zebrał się już gęsty tłumek. Strażnik odpędzał gapiów od przedmiotu, który leżał pod plandekš na płycie. Przez luzę przepuszczano łód Victora - zacumowała przy nabrzeżu.--Victor Cadet był ogromnym mężczyznš. Aż korciło, by go zapytać, czy skafander robił sobie namiarę. Jego pomocnik był za to malutki, żuł tytoń i strzykał do wody bršzowš linš. Założył drabinkę,pompę i umocował na szyi Victora wielki mosiężny hełm.* 1 1 5 1 74 1-Na tylnym pokładzie "Dwóch braci" pokazały się dwie kobiety i pięcioro dzieci. Dzieciaki miaływłosy jasnoblond, prawie białe. Jedna z kobiet była w cišży, druga trzymała na ręku niemowlę.--Domy na quai d... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.