[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->ROBERT SILVERBERGOBLICZA WÓDTytuł oryginału:The Face of the WatersPrzełożyli: Barbara Kamińska i Zbigniew A. KrólickiCharliemu “Brownowi”,duszy “Locusa” — był już chyba najwyższy czas.A ziemia była bezkształtna i pusta;i w otchłani zapadła ciemność.A duch boży unosił się nad obliczem wód.Genesis I, 2Ocean nie zna litości, wiary, praw czy pamięci. Jegoniestałość człowiek może wykorzystaćdo własnych celów jedynie dzięki nieugiętej woli orazbezsennemu, zbrojnemu, zawistnemuczuwaniu, w którym chyba zawsze było więcejnienawiści niż miłości.Joseph ConradLustro morzaPROLOGPowyżej był błękit, a poniżej inny błękit, dwie niezmierzonei niedostępne otchłanie, tak że statek wydawał się zawieszonypomiędzy tymi dwiema niebieskimi pustkami, nie dotykającżadnej z nich, nieruchomy, doskonale spokojny. W rzeczywisto-ści leżał na wodzie, gdzie było jego miejsce, a nie nad nią — icały czas poruszał się. Noc i dzień, przez cztery doby, sunął mia-rowo naprzód, oddalając się od Sorve, żeglując wciąż dalejprzez dziewicze morze.Gdy Valben Lawler wyszedł na pokład wczesnym rankiempiątego dnia, ujrzał wokół statku setki długich srebrzystych py-sków sterczących z wody. To było coś nowego. Pogoda równieżsię zmieniła: wiatr ucichł, morze znieruchomiało, spokojne, leczjakby naładowane jakąś dziwną energią. Żagle obwisły. Linybyły luźne. Cienkie ostre pasmo mgły przecinało niebo niczymnajeźdźca z innej części świata. Lawler, wysoki, smukły mężczy-zna w sile wieku, o atletycznej budowie i wdzięku, uśmiechnąłsię do stworków w wodzie. Były tak brzydkie, że niemal miłe.Paskudne bestie, pomyślał. Błąd. Paskudne — tak; bestie —nie. W ich nieprzyjemnych szkarłatnych ślepiach migotał zimnybłysk inteligencji. Jeszcze jeden inteligentny gatunek na tymświecie, który liczył ich tak wiele. Były paskudne właśnie dlate-go, że nie były zwierzętami. I w dodatku wyglądały okropnie:wąskie głowy, rozszerzone, rurowate szyje. Przypominałyogromne metalowe robaki sterczące z wody. Z mocnymi szczę-kami; małymi, ostrymi jak piły zębami, których całe rzędybłyszczały w promieniach słońca. Wyglądały tak całkowicie izdecydowanie wrogo, że naprawdę budziły podziw.Przez moment Lawler bawił się myślą, że mógłby skoczyćza burtę i popluskać się z nimi. Zastanawiał się, jak długo pozo-stałby przy życiu. Prawdopodobnie jakieś pięć sekund. A potemspokój, spokój na zawsze. Miła perwersyjna idea, przelotnamyśl o samobójstwie. Jednak, oczywiście, nie myślał o tym po- [ Pobierz całość w formacie PDF ] |