[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Glenda Sanders śADNA INNA – TYLKO TA! (Not This Guy!) ROZDZIAŁ 1 Mike Calder nie lubił pić w samotności, ale w dniu swojego ślubu zrobił wyjątek. Otwierając drugą butelkę szampana, doszedł do wniosku, Ŝe nie powinien tak nazywać tego dnia. Ślub się bowiem nie odbył. Pozostały zapasy trunku przeznaczonego na toasty za radosną przyszłość nowoŜeńców. – Za pannę młodą! – mruknął szyderczo Mike. Wlał do gardła zawartość kieliszka i z rozmachem cisnął nim w ceglany kominek. Z ponurą satysfakcją słuchał brzęku szkła. – Niech się cieszy takim samym szczęściem, jakiego przedtem zaznała z tym swoim byłym męŜem! Poszła do łóŜka z eks-małŜonkiem! Z facetem, który w napadzie szału wybił kijem baseballowym szybę w samochodzie Mike’a, gdy ten po raz pierwszy zaparkował na podjeździe domu Beth Ann. Z osobnikiem, który tak ją nękał, Ŝe obawiając się z tego powodu utraty pracy, złoŜyła w sądzie oficjalną skargę. Honorarium adwokatowi wypłacił Mike. Tydzień przed ślubem poczuła się samotna i padła w ramiona byłego męŜusia! A przecieŜ powinna trzymać się od niego jak najdalej. Zapomniał o urodzinach dzieci, nie odwiedzał ich w wyznaczonych terminach i przeprowadził się na drugi koniec kraju, nawet nie obejrzawszy się za siebie. Oprócz tego notorycznie zalegał z płaceniem alimentów. Mike musiał kiedyś poŜyczyć Beth Ann pieniądze na rachunek za energię elektryczną. Hałas wyrwał z drzemki psa Mike’a. Stary Dodger podniósł się sztywno na cztery łapy i podszedł bliŜej, aby oszacować straty. – Siad! – rozkazał Mike, zanim pies dotarł do odłamków szkła. – Jestem weterynarzem, ale nie mam teraz nastroju do zszywania psich nosów i jęzorów. I trzęsą mi się ręce, przyznał, wstając z fotela. Przyniósł z kuchni miotełkę i śmietniczkę i zebrał na nią kawałki kieliszka. Wyrzucił je do kosza na śmieci, po czym wyjął z szafki litrowy kufel. Wlał do niego ponad połowę butelki szampana i uznał, Ŝe takie rozwiązanie jest znacznie lepsze. Nareszcie mógł sobie popić, nie marnując energii na bezustanne dolewanie i pociąganie małych łyczków. A poza tym te delikatne kryształy i tak nie pasują do rąk męŜczyzny. DuŜy, stojący zegar wybił kolejną godzinę. Mike skrzywił się. Gdyby sprawy potoczyły się inaczej, właśnie wyjeŜdŜałby w krótką podróŜ poślubną. – Prosit ! – burknął w stronę zegara i wypił potęŜny haust wina. Gdyby tylko sprawy potoczyły się inaczej! Oczywiście, prychnął z goryczą. Gdyby. Gdyby nie zostawił Beth Ann na przeciwległym krańcu kontynentu. Gdyby jej syn przedtem nie uciekł z domu. Gdyby to on, Mike, pojechał po niego do Kalifornii, zamiast na własny koszt wysyłać tam Beth Ann. Gdyby ona nie przespała się ze swoim byłym męŜem. Wszystkie rozwaŜania kończyły się tym zdaniem. Nawet mnóstwo wypitego szampana nie przyćmiło wspomnień o tamtej rozmowie w mieszkaniu jej byłego męŜa. Mike natychmiast połapał się w sytuacji. Jego narzeczona uciekała wzrokiem w bok i odpowiadała monosylabami. Oczywiste wnioski same się nasuwały. Trzeba przyznać, Ŝe Beth Ann nie próbowała zaprzeczać, gdy zadał jej konkretne pytanie. Niestety, usiłowała się tłumaczyć, co było o wiele gorsze. – Sama nie wiem, jak to się stało – powiedziała. – Przyjechałam taka zdenerwowana... Owszem, miała prawo trząść się ze zdenerwowania. Jeszcze jak! Identycznie zareagowałaby kaŜda matka, gdyby jej dziesięcioletni synek, któremu za karę skonfiskowała elektroniczną grę, wybrał się autostopem do tatusia. Nic dziwnego, Ŝe Beth Ann szalała z niepokoju, a jej siedmioletnia córeczka wpadła w histerię. – Ja... kiedy zobaczyłam, Ŝe Danny jest cały i zdrowy... poczułam straszną ulgę, a Steve okazał mi tyle zrozumienia... Okazał zrozumienie? Kto, jej eks? Ten świr? Mike był zbyt zaszokowany, aby przypomnieć Beth Ann, Ŝe on teŜ dobrze ją rozumiał. Dlatego dał jej tysiąc dolarów na dwa lotnicze bilety, aby razem z córką mogła polecieć z Florydy do Kalifornii i sprowadzić małego zbiega do domu. Szkoda, Ŝe Beth Ann w porę nie zrezygnowała z wyjaśnień. Ona jednak brnęła dalej. – Steve naprawdę za nami tęsknił. Twierdzi, Ŝe juŜ dostał nauczkę. Zrozumiał swój błąd, kiedy musiał z nas zrezygnować... Mike zacisnął zęby, Ŝeby nie zakląć. Naiwność Beth Ann doprowadzała go do rozpaczy. – On wcale nie musiał z was rezygnować, Beth Ann. Zrobił to z własnej i nieprzymuszonej woli. Przestał odwiedzać własne dzieci, nie łoŜył na ich utrzymanie. Zwinął manatki i wyjechał. Po prostu zwiał. – No cóŜ, postąpił niewłaściwie. – Podziwiam twoją bystrość. – Mówi, Ŝe jest mu przykro – odparła chłodno. – Wzruszające. – Mike, nasze małŜeństwo trwało dwanaście lat. – Beth Ann, ty i ja mamy się pobrać w najbliŜszą niedzielę. Czy to nic dla ciebie nie znaczy? Zrobiła minę godną antycznej tragedii. – Mike, czuję się taka zagubiona. Nie wiem, co robić... – Nie wiesz? – To nie takie proste – prawie chlipnęła. – On chce, Ŝebyśmy z nim zostali i zaczęli wszystko od nowa. – Chyba nie bierzesz tego pod uwagę?! – zawołał zdumiony, Ŝe w ogóle pyta. Ale w tym momencie zdał sobie sprawę, Ŝe Beth Ann powaŜnie traktuje propozycję byłego męŜa. – Dzieciaki są zadowolone. To przecieŜ ich ojciec. – Jasne, ojciec roku! – mruknął z goryczą Mike. Dostrzegł w oczach Beth Ann udrękę. – A więc zastanawiasz się nad jego propozycją – dodał oskarŜycielsko. Beth Ann westchnęła cięŜko. – Steve jest częścią mojego Ŝycia od niepamiętnych czasów. Mamy za sobą wiele wspólnych lat. – Owszem, ale ty, ja i dzieci mamy przed sobą przyszłość – odparł, starannie dobierając słowa. – Przyszłość, która rozpocznie się w niedzielę o drugiej po południu. Beth Ann ścisnęła palcami skronie, jakby nagle potwornie rozbolała ją głowa. – Och, Mike! – jęknęła. Jej głos zabrzmiał piskliwie. – Za pół godziny jadę na lotnisko – oznajmił krótko. – A ty wybieraj. Albo wracacie ze mną na Florydę, albo zostajecie tutaj z tym rewelacyjnym tatą. – Mike, proszę cię. Bądź fair. Fair? – pomyślał. Wysterylizował jej kota, zmienił hamulce w jej samochodzie, przyciął gałęzie drzew w ogrodzie i przeczyścił rynny domu. Podtrzymywał ją na duchu, gdy w szpitalu składano złamaną rękę córeczki, a synka naukowo uświadomił w zakresie bezpiecznego seksu, opowiadając o ptaszkach i pszczółkach. Do licha, tylko ze względu na jej dzieci wygłosił w ich szkole mowę z okazji Dnia Kariery Zawodowej. A w tym czasie były mąŜ zapominał o przysyłaniu alimentów i odwiedzaniu własnych dzieci. – Zawsze postępowałem fair w stosunku do ciebie. – Ale nie moŜesz oczekiwać, Ŝe... – Nie przypuszczałem, Ŝe pójdziesz z nim do łóŜka. – JuŜ ci mówiłam. Tak jakoś... wyszło. – Właśnie. I to na tydzień przed naszym ślubem. – Ujął jej nadgarstki, odsunął ręce od twarzy i spojrzał jej badawczo w oczy. – Dlaczego? – zapytał. – Dlaczego nie wróciłaś na Florydę i mi o wszystkim nie powiedziałaś? Jakoś rozwiązalibyśmy ten problem. – Było mi wstyd – przyznała. – I zastanawiałam się... – Czy wolisz mieszkać na Zachodnim WybrzeŜu ze Steve’em, czy teŜ na Wschodnim – ze mną? – Nad... wszystkim – odparła, pociągając nosem. – Och, Mike, muszę o tym spokojnie pomyśleć. – Byle nie dłuŜej niŜ pięć sekund. W przeciwnym razie uznam, Ŝe juŜ podjęłaś decyzję. Nie minęła godzina, gdy leciał samolotem do domu. Sam. Teraz, przeraźliwie samotny, Ŝłopał szampana w dzień swojego ślubu, który nie doszedł do skutku. Odrętwienie stopniowo przechodziło w niezdrową mieszaninę przykrych emocji. Odezwał się gniew na Beth Ann, bo okazała się niewierna. Dał o sobie znać Ŝal po utraconej bliskości. Mike nie zdołał jej uratować i dlatego czuł się sfrustrowany. Zaczynał teŜ nienawidzić samego siebie za to, Ŝe znów popełnił błąd. – Toast za ciebie, Calder – oświadczył, wysoko podnosząc kufel. – Kolejny raz w wielkim stylu udowodniłeś, Ŝe mili faceci zostają na lodzie. Wypił duszkiem szampana i sięgnął po następną porcję. Dobrze, Ŝe wesele zaplanowano jako skromną uroczystość, pomyślał z pijacką logiką. Gdyby zaprosili więcej gości, zapiłby się teraz na śmierć. Natomiast przy tej ilości alkoholu, jaka jeszcze pozostała, wchodził w grę najwyŜej potęŜny kac. Mike właśnie otwierał butelkę, gdy zabrzęczał telefon. Uznał, Ŝe będzie lepiej, jeśli włączy się automatyczna sekretarka. Tylko zaraza groŜąca zagładą całej kociej populacji w Ameryce mogłaby go w tej chwili skłonić do rozmowy. – Nie wiem, czy dzwonię do właściwej osoby, ale skoro przedstawia się pan jako Mike... Zastanawiał się, kto go niepokoi. Kobieta umilkła na moment, po czym kontynuowała: – Telefonuję z Kalifornii. Mam taki sam numer jak pański, tylko inny kod. Nie byłam pewna, czy zawracać panu głowę, ale trzęsę się ze zdenerwowania i mój mąŜ uznał, Ŝe powinnam skontaktować się z panem. – Nagrywasz się na sekretarkę? – wtrącił się jakiś męŜczyzna, ale zaraz najwyraźniej został uciszony przez swoją roztrzęsioną Ŝonę. – Bez przerwy dzwoni do nas dziewczynka imieniem Shelly. Pyta o Mike’a. Twierdzi, Ŝe się nie pomyliła, wybierając numer. Mike zamarł z ręką na korku. Zaczaj uwaŜnie wsłuchiwać się w słowa nieznajomej. Córeczka Beth Ann miała na imię Shelly. – W końcu spytałam ją, gdzie ten Mike mieszka. Powiedziała, Ŝe w Orlando. Jeśli zna pan tę małą, to proszę się do niej odezwać. Chyba bardzo jej na tym zaleŜy. I jeŜeli jest pan tym Mike’em, którego szuka, będę zobowiązana za wiadomość, czy wszystko w porządku. To moŜe być głupi dowcip, ale kto wie... Mike zaklął siarczyście, odstawił butelkę i chwycił słuchawkę. Podziękował kobiecie za informacje, zapewnił, Ŝe porozmawia z Shelly, i przerwał połączenie. Jeszcze raz zaklął. Dlaczego, do diabła, nie chodzi o coś łatwiejszego – na przykład o straszną plagę zagraŜającą domowym kociakom? Gdyby sporządzał listę rzeczy, których na pewno nie chciałby robić w ten szczególny wieczór, pogawędkę z Shelly umieściłby na pierwszym miejscu. Westchnął cięŜko. Stworzeniem bardziej Ŝałosnym od siedmioletniej dziewczynki bez tatusia mógł być jedynie trzydziestoośmioletni weterynarz bez rodziny. On i Shelly od razu przypadli sobie do gustu. Mike wypełnił lukę po ojcu, który zniknął z Ŝycia Shelly, ona zaś zajęła w sercu Mike’a to miejsce, które bywa przeznaczone [ Pobierz całość w formacie PDF ] |