[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAŁ PIERWSZY
To był męczący semestr. Tellie Maddox uzyskała wyma­
rzony dyplom z historii, ale nie to było najważniejsze. Czu­
ła się zdradzona. On nie pojawił się ani na ćwiczeniach za-
liczeniowych, ani potem.
Marge, która wychowywała Tellie, miała dwie cór­
ki: Dawn i Brandi. Żadna z nich nie była spokrewniona
z osieroconą przed wielu laty Tellie, ale były jej bliskie ni­
czym siostry. Obie zjawiły się tu w tym wyjątkowym dla
niej dniu. J. B. nie. Po raz kolejny jej radość została zmąco­
na, a odpowiedzialność za to ponosił J. B.
Rozejrzała się ze smutkiem po pokoju akademika, któ­
ry przez ostatnie cztery lata dzieliła z koleżanką z wydzia­
łu historii, Sandy Melton, i przypomniała sobie, jak bardzo
czuła się tutaj szczęśliwa. Sandy wyjechała już do Anglii,
gdzie miała kontynuować studia z historii średniowiecza.
Tellie odgarnęła z czoła krótkie ciemne włosy i westchnę­
ła. Usiłowała znaleźć ostatni podręcznik, który zamierzała
sprzedać w uczelnianej księgarni. Będzie jej potrzebny każ­
dy grosz, żeby przetrwać lato. Wraz z początkiem semestru
jesiennego będzie musiała opłacić dalsze studia magister­
skie. Chciałaby w przyszłości uczyć w college'u, a ze stop­
niem licencjata nie miała na to żadnych szans, chyba że
uczyłaby dorosłych jako młodszy asystent.
Diana Palmer
Kiedyś myślała, że J. B. zakocha się w niej i zechce się
z nią ożenić. Te beznadziejne marzenia z każdym dniem
stawały się coraz bardziej mgliste.
J. B. Hammock był bratem Marge, a matka Tellie była
żoną najlepszego stajennego pracującego u J. B., który po
śmierci żony przepadł bez wieści. Tellie, pomimo sprzeci­
wów Marge, znalazła się w rodzinie zastępczej, J. B. stwier­
dził bowiem, że wdowa z dwójką dzieci na utrzymaniu nie
potrzebuje dodatkowych kłopotów w osobie nastolatki.
Wszystko jednak uległo zmianie po tym, jak Tellie została
zaatakowana przez chłopaka, członka rodziny zastępczej,
do której ją skierowano. J. B. usłyszał o tym wydarzeniu od
zaprzyjaźnionego policjanta. Wspólnie nakłonili Tellie do
złożenia zeznań. Opowiedziała, jak obezwładniła napast­
nika, kiedy usiłował ściągnąć jej bluzkę. Przytrzymała go,
siadając na nim i krzycząc aż do momentu, gdy przybiegła
cała rodzina. Pomogło jej to, że chłopak był od niej mniej­
szy i nieco pijany. Miał wówczas zaledwie trzynaście lat.
Umieszczono go w poprawczaku. J. B. jeszcze tej samej no­
cy zabrał Tellie z rodziny zastępczej i przywiózł prosto do
Marge, która niemal natychmiast obdarzyła ją miłością.
Większość ludzi lubiła Tellie. Była uczciwa i prostoli­
nijna, poświęcała innym dużo czasu i nie bała się ciężkiej
pracy. Już w wieku czternastu lat zajmowała się kuchnią
i opiekowała się Dawn i Brandi. Miały wówczas dziewięć
i dziesięć lat i podobało im się towarzystwo starszej kole
żanki. Praca Marge wymagała od niej przebywania poza
domem o różnych porach, mogła jednak polegać na Tellie
która pomagała dziewczynkom ubrać się do szkoły i odro
bić lekcje. Dbała o nie jak siostra.
Tellie upatrzyła sobie J. B., który był bardzo bogaty i miał
Skrywana miłość 7
ognisty temperament. Był właścicielem setek akrów pastwisk
w okolicy Jacobsville, gdzie hodował bydło czystej rasy San­
ta Gertrudis i zabawiał sławnych gości na wielkim, stulet­
nim ranczu. Jeszcze z czasów, kiedy był mistrzem rodeo, znał
sławnych polityków, gwiazdy filmowe i różne zagraniczne
osobistości. Zatrudniał wspaniałego szefa kuchni, Francuza,
oraz gospodynię o imieniu Neli, która potrafiła kilkoma ru­
chami oskubać kaczkę z piór. Neli prowadziła dom, a do pew­
nego stopnia kontrolowała także samego J. B. Jego maniery
były nienaganne: spuścizna po babce Hiszpance i bogatym
dziadku Angliku o arystokratycznym pochodzeniu. Pomi­
mo rdzennie amerykańskiego zajęcia, jakim było hodowanie
bydła, korzenie J. B. były w Europie.
J. B. miał wiele zalet, ale onieśmielał ludzi. Słynął z tego,
że kiedyś przegnał Ralpha Barrowsa, wymachując repli­
ką miecza z Władcy Pierścieni. Barrows upił się i postrze­
lił ukochanego owczarka J. B. za to, że na niego warczał
i szczekał, kiedy nad ranem, podczas obchodu, usiłował
dostać się do szopy. Na ranczu picie było zabronione. I nikt
nigdy nie krzywdził tu zwierząt. Ponieważ J. B. nie mógł się
od razu dostać do szafki, w której trzymał broń, chwycił ze
ściany miecz i ruszył do szopy, gdy tylko mu doniesiono,
co się stało. Pies wyzdrowiał, chociaż od tamtej pory kulał.
A Barrowsa więcej nie widziano.
J. B. nie był zbyt towarzyski i trzymał się raczej na ubo­
czu, choć wydawał na ranczu huczne przyjęcia. Nie uni­
kał jedynie towarzystwa pięknych kobiet, które masowo go
odwiedzały, przylatując jego prywatnym samolotem. Miał
nieposkromiony charakter i arogancję, do której prawo da­
wały mu bogactwo i pozycja.
Tellie znała go najlepiej. Lepiej nawet niż Marge, ponie-
8
Diana Palmer
waż jako czternastoletnia dziewczynka zaopiekowała się
nim po śmierci jego ojca. Kiedy zadzwoniła spanikowana
Nell i powiedziała, że J. B. upił się okrutnie, szaleje i nisz­
czy cały dom, kazała się do niego zawieźć. Uspokoiła go
i zaparzyła mu kawy cynamonowej, aby wytrzeźwiał. J. B.
nauczył się tolerować jej interwencje, a ona uważała go za
swojego mężczyznę. Nikt nie ośmielił się tego tak nazwać,
nawet ona sama, traktowała go jednak z zaborczością i kie­
dy dorosła, stała się zazdrosna o inne kobiety, które licznie
przetaczały się przez jego życie. Starała się nie dać tego po
sobie poznać, ale i tak było to oczywiste.
Gdy miała osiemnaście lat, jedna z jego dziewczyn wy­
powiedziała pod adresem Tellie kąśliwą uwagę. W odpo­
wiedzi usłyszała od niej, że J. B. nie będzie jej tolerował,
jeśli będzie
niemiła dla jego rodziny. Po wyjeździe
dziew­
czyny J. B. wezwał Tellie na rozmowę. Jego zielone oczy cis­
kały błyskawice, a czarne włosy niemal się zjeżyły z wściek­
łości. Uświadomił jej wówczas, że nie jest jej własnością
i nie wolno jej się w ten sposób zachowywać. Nie omiesz­
kał też przypomnieć przykrego faktu, że nawet nie jest jego
rodziną, nie ma zatem prawa dyktować mu, co ma robić.
Tellie wypaliła, że wszystkie jego dziewczyny są takie
same: długie nogi, wielkie biusty i mózgi nietoperzy. J. B.
zerknął na jej biust i stwierdził, że zdecydowanie nie pa­
suje do tego opisu. Spoliczkowała go za to. Zrobiła to od­
ruchowo i natychmiast pożałowała, ale zanim zdążyła coś
zrobić, J. B. chwycił ją, przyciągnął do siebie i pocałował
w taki sposób, że nawet teraz, po czterech latach, robi­
ło jej się słabo na samo wspomnienie tamtej chwili. Była
pewna, że chciał ją w ten sposób ukarać. Otworzyła usta
w niemym proteście, a iego ciałem wstrząsnął lekki dreszcz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.