[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anne Hebron Wolfe
Skrzydła
miło
ści
Rozdział 1
W
ptaszarni Kalii zapanowało piekło. Gwałtownie trzepotały skrzydła, a
ary, kakadu i żako skrzeczały i paplały w tuzinach olśniewająco białych klatek,
wypełniających dawny pokój jej siostry. Rozpłodowe papugi Kalii głośno
protestowały, gdy krople wody kapały z sufitu prosto w ich gniazda.
Najwyraźniej nie były tym zachwycone. Podobnie jak Kalia. Prawdę mówiąc
dziewczyna była bliska furii.
- Awwwrk! – darła się Sumadji, jej ulubiona ara błękitna. Jego klatka
stała na samym środku pokoju. – Czas spać! Czas spać!
Kalia porzuciła na chwilę ciężkie drewniane klatki lęgowe, które starała
się przesunąć spod przeciekającego sufitu w suchszy kąt, i podeszła do swojej
ulubionej papugi.
- Możesz wyjść Sumadji - powiedziała spokojnym głosem, otwierając
drzwiczki. Wielki niebiesko-złoty ptak powoli, z godnością wysunął się z klatki,
po czym wspiął się po zewnętrznych prętach na swą ulubioną grzędę na jej
szczycie, skąd, jak król z wysokości tronu, mógł górować nad otoczeniem. W
języku cygańskiej rodziny Kalii sumadji znaczy „dziedzictwo rodowe”, jednak
dziewczyna zazwyczaj nazywała ulubieńca zdrobniałym imieniem Sumee.
Odziedziczyła tę papugę po swojej prababci Lyubie. Obecność ptaka pomagała
jej przetrwać ciężkie chwile po śmierci babci, dzięki arze w pamięci dziewczyny
ciągle żywe były chwile, kiedy babcia uczyła ją gotować i szyć.
Umiejętności krawieckie Kalii nieco już odeszły w przeszłość, ale lubiła
pomagać matce w gotowaniu posiłków dla całej rodziny, co zresztą należało do
jej obowiązków jako najstarszej, nadal mieszkającej z rodziną córki.
Przyrządzała pożywne posiłki dla najbliższych i mieszanki owocowo-warzywne
dla ptaków. Większość wśród ptaków stanowiły pisklęta, potrzebujące diety
bogatej w proteiny i witaminy. Kalia musiała mieć pewność, że dostają
wszystko, czego potrzebują, nie tylko dlatego, że je kochała, ale także ze
względu na wymagania ludzi, którzy je od niej kupowali. Ci interesowali się
siliymi i zdrowymi pisklętami.
- Hej, Kalio! - zawołał z dołu Milo Masone. Milo mieszkał po sąsiedzku i
ostatnio zaczął wpadać coraz częściej, odrywając dziewczynę od pracy
w ptaszarni.
- Wejdź na górę i pomóż mi opanować to piekło, Milo! - krzyknęła Kalia.
Może dla odmiany będzie z niego jakiś pożytek, bo postara się
przeciągnąć ciężkie klatki pod drugą ścianę, z dala od mokrej plamy na suficie.
Padało przez cały dzień, ale Kalia nie była pewna, czy sufit przecieka z powodu
dziury w dachu, czy też jakiejś pękniętej rury gdzieś nad głową.
Po chwili w drzwiach pojawiła się potężna sylwetka Mila.
- Co się stało? - zapytał.
Od kilku miesięcy, gdy zaczął częściej do niej wpadać, dziewczyna
zauważyła, że na jej widok w oczach chłopaka zapalają się jakieś iskierki.
Pojawiły się i teraz, ale starała się o tym nie myśleć. Milo był jej przyjacielem
nigdy nie będzie nikim więcej.
- Jakiś ocean zalewa moją ptaszarnię i nie wiem, co robić - stwierdziła
Kalia. - Ojciec poprosił właściciela domu, żeby przysłał kogoś do naprawy
dachu, ale zanim to nastąpi i ja, i ptaki na pewno się potopimy! Dziesięć papug
wysiaduje jajka, pisklęta mają się wylęgnąć lada dzień. Jeśli rodzice nadal będą
tak niespokojni, ich małe padną.
Milo położył rękę na ramieniu dziewczyny. Odczuwał nieustanną
potrzebę dotykania Kalii, co krępowało ją, szczególnie gdy robił to na szkolnych
korytarzach. Był niesłychanie zaborczy, co sprawiało, że inni chłopcy trzymali
się od niej z dala. Miało to także swoje dobre strony. Gdyby nie to, pewnie
oczekiwaliby od niej innej reakcji na podrywanie niż obojętność, jaką im zwykle
okazywała, a Kalia po prostu nie miała czasu na żadne romantyczne bzdury.
- Proszę, pomóż mi przenieść klatki pod tamtą ścianę. Ale bardzo
ostrożnie - poinstruowała, odsuwając się od Mila. - Mam nadzieję, że gniazda
wewnątrz są suche. - Chłopak nie ruszył się z miejsca, więc go ponagliła. - No,
Milo, rusz się. Nie ma czasu do stracenia.
Kiedy chłopak przechodził obok klatki Sumeego, papuga zaskrzeczała i
nastroszyła lśniące pióra. Milo wyciągnął palec, żeby szturchnąć ptaka, lecz
ara błyskawicznie, całą siłą dopadła go swym potężnym dziobem.
- Och! Głupie ptaszysko! - zawył Milo.
- Zostaw Sumeego w spokoju. - Kalia westchnę – Przecież wiesz, że on
nie przepada za tobą. Dlaczego zawsze się z nim drażnisz?
- Bo ja też za nim nie przepadam – oznajmił nadąsany chłopak - Nie będę
chodził na paluszkach wokół jakiejś papugi. Nie powinnaś poświęcać życia tym
ptaszyskom, Kalio. Pewnego dnia będziesz musiała spojrzeć prawdzie w oczy.
Zajmujesz się nimi, aby ukryć się przed światem.
Krew napłynęła do twarzy dziewczyny. Odwróciła się na pięcie i stanęła
oko w oko z Milem.
- Wcale nie! Prowadzę interes. Możesz sobie myśleć, że zwariowałam, że
jestem jakąś półdziką dziewczyną-ptakiem albo pochodzę z innej planety. Nie
dbam o to. Kocham swoich podopiecznych. Dają mi mnóstwo radości, ale
przynoszą też mnie i mojej rodzime pieniądze, kiedy sprzedaję ich pisklęta!
- Tak, wiem. Przyjdzie jednak taki dzień, gdy nie będą ci już potrzebne -
stwierdził Milo.
- To nie ja ich potrzebuję, Milo. To one potrzebują mnie.
- Ja też cię potrzebuję - mruknął chłopak.
- Jasne! - Kalia roześmiała się. – Potrzebujesz mnie jak dziury w całym.
- Czy możesz być przez chwilę poważna? - zapytał Milo, marszcząc
czoło.
- Nie czujesz, że jesteś śmieszny? Mieszkamy tu już prawie rok, a
przecież każdego dnia ojciec może powiedzieć mnie i mamie, że jutro się
wynosimy. Że jedziemy na jakiś pogrzeb lub wesele i zostaniemy gdzieś przez
parę miesięcy, a może i rok. Albo ktoś z rodziny straci pracę i wprowadzi się do
nas. Wszystko jest możliwe, Milo. Jak mogłabym cokolwiek traktować
poważnie, skoro ciągle wszystko wokół mnie się zmienia?
- Istnieją także zmiany na lepsze – stwierdził Milo. - Pomyśl tylko,
wszyscy nieustannie się doskonalą. Teraz jesteśmy licealistami, a za kilka
lat, kto wie. Nie chciałabyś wyjść za mąż i mieć dzieci?
- Może kiedyś, ale na pewno nieprędko. – Kalia wzruszyła ramionami. -
Najpierw chciałabym zrobić mnóstwo rzeczy. Mam dopiero szesnaście lat! Jeśli
kiedykolwiek naprawdę zapragnę wyjść za mąż, ojciec pewnie zaplanuje moje
małżeństwo z jakimś dalekim kuzynem, tak jak w przypadku mojej siostry
Rupy. Gdybym wyszła za ciebie, to w wieku dziewiętnastu lat wyglądałabym
jak pomarszczona staruszka, krzątająca się od rana do nocy po domu pełnym
krewniaków - Kalia po przyjacielsku poklepała Mila po ramieniu.
Ilekroć widziała jego matkę, ta zawsze albo pochylała się nad rozgrzanym
piekarnikiem, albo szorowała podłogi, albo karmiła tabun przybyłych z Włoch
krewnych, których wizyty nierzadko przeciągały się do kilku tygodni. Kalia nie
miała wątpliwości, że Milo tego samego będzie oczekiwał od swojej żony. A
ona nie miała zamiaru spędzić w ten sposób życia.
Chłopak był tak przygnębiony jej słowami, że złagodziła ton.
- Oboje musimy jeszcze dorosnąć - powiedziała łagodnie. - Na razie nie
jesteśmy wiele mądrzejsi niż te papużki. Patrzą na swoje odbicie w lustrze i
całują szklaną taflę w przekonaniu, że to drugi ptak. Ty robisz to samo, Milo. Z
tą tylko różnicą, że nie patrzysz w lustro; patrzysz na mnie, ale widzisz jedynie
to, co chcesz zobaczyć.
- Czasami mówisz całkiem bez sensu, Kalio. Słucham cię i ani w ząb nie
rozumiem, o co ci chodzi. - Chłopak westchnął.
Kalia zaczęła chichotać. Milo nie zauważył, że Sumee przysuwa się do
niego coraz bliżej i bliżej, przyciągany z nieodpartą siłą przez złoty kolczyk
lśniący w uchu chłopaka. Papuga walnęła potężnym dziobem w ucho Mila.
- Rozpaskudzone ptaszysko! - Poirytowany chłopak wściekle
Wymachiwał rękami.
Sumee wskoczył szybko na swoją grzędę, uchwycił ją łapką i, zwisając
głową w dół, wrzeszczał wniebogłosy:
- Bang! Nie żyjesz!
- Niegrzeczny chłopczyk. - Kalia pogłaskała ulubieńca, nie mogąc się
powstrzymać od śmiechu. Podłożyła dłonie pod ptaka, a ten puścił grzędę
i spoczął ufnie na plecach, łapkami do góry, na rękach opiekunki. Dziewczyna
pocałowała papugę w szyję i posadziła ją sobie na ramieniu, a uszczęśliwiona
ara zaczęła miłośnie skubać pukiel czarnych długich, kręconych włosów Kalii.
- Gdzie chcesz przesunąć te klatki? – zapytał zrezygnowany Milo.
Dziewczyna wskazała miejsce.
- I błagam, bądź ostrożny - odpowiedziała, uśmiechając się słodko.
- Dla ciebie wszystko, wiesz przecież. - Spojrzenie jego dużych ciemnych
oczu wywołało w Kalii jakieś dziwne uczucie. Ale tylko na krótką chwilę.
- Puk, puk. Jest tam kto? - Z holu na dole dobiegł męski głos. -
Przyszedłem załatać dziurę.
- Proszę wejść! - zawołała Kalia, stojąc plecami do drzwi i podnosząc
wilgotne kartonowe pudło z ziarnem dla ptaków. - Proszę spojrzeć, co tu się
dzieje. Jeśli stracę choć jedno pisklę, to...
Odwróciła się do drzwi, spojrzała i znieruchomiała niczym posąg. Wysoki
młody blondyn z torbą pełną narzędzi miał na sobie dżinsy, flanelową koszulę i
ciężkie buty robocze. Wyglądał dziko i swobodnie, jak nieujarzmiony
wędrowiec z kolorowych magazynów. Najbardziej uderzył Kalię głęboki błękit
oczu chłopaka, barwy Morza Karaibskiego, idealnie harmonizujący z
ciemnoniebieskimi piórami Sumee' go.
- Cześć, Milo. - Ten mruknął coś w odpowiedzi, a nowoprzybyły zwrócił
się do Kalii: - Przepraszam za spóźnienie. Jestem Tom Wickford.
Chłopak wyciął do niej rękę, ale dziewczyna nie podała mu swojej.
- Tom Wickford, właściciel domu? – zapytała zaskoczona.
- Nic! - Zachichotał. - Jestem jego synem. Mało znam się na hydraulice,
ale zerknę na to.
- Świetnie! Chociaż szkoda, że nie jesteś fachowcem'? Spójrz, mamy tu
poważny problem.- Kalia uniosła rękę i wskazała na sufit.
Oczy chłopaka zrobiły się duże na widok rzędów klatek i pudeł z karmą,
porozstawianych po pokoju.
- Co tu się dzieje? Co to jest, kurza ferma?
Dziewczyna poczuła jak żar ogarnia jej twarz. Bardzo powoli policzyła w
myślach do trzech, a kiedy odezwała się, jej głos brzmiał bardzo spokojme. I
- To jest ptaszarnia. Opiekuję się ptakami, które właśnie mokną. Może
byś wreszcie załatał tę dziurę? Woda kapie stamtąd.
Tom przeszedł przez pokój, żeby przyjrzeć się wskazanej przez
dziewczynę brązowawej powiększającej się plamie na suficie. Kiedy mijał
klatkę Sumeego, papuga nastroszyła pióra i szeroko rozłożyła skrzydła.
- Sumee, nie! - ostrzegła arę Kalia.
Tom dostrzegł ptaka i przykucnął, osłaniając się ręką.
- Jaki niegrzeczny chłopiec - zaskrzeczała papuga.
Kalia i Milo zaczęli się śmiać, ale śmiech chłopaka był nieco za głośny.
Twarz Toma zaczerwieniła się mocno. Wyprostował się i spojrzał wilkiem na
Mila. Po chwili doszedł jednak do wniosku, że najmądrzej będzie zignorować
go i odwrócił się do Kalii.
- Czy my nie spotkaliśmy się już w szkole? - zapytał. - Jesteś w sekcji
Honors English, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.