[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MAJ SIOWALL
PER WAHLOO
WÓZ STRAŻACKI,
KTÓRY ZNIKNĄŁ
(Jak kamień w wodę)
Przekład
HALINA THYLWE
AMBER 2010
Rozdział 1
Mężczyzna, który leżał martwy na schludnie posłanym łóżku, zdjął
marynarkę i krawat i powiesił je na krześle przy drzwiach. Buty postawił
pod krzesłem, na stopy wsunął czarne skórzane kapcie. Wypalił trzy
papierosy z filtrem, zgasił je w popielniczce stojącej na nocnej szafce, po
czym położył się na plecach i strzelił sobie w usta.
To już nie wyglądało schludnie.
Jego najbliższym sąsiadem był przedwcześnie emerytowany kapitan, który
przed rokiem został przypadkowo postrzelony podczas polowania na łosie.
Po wypadku nie mógł spać i często kładł nocami pasjansa. Właśnie
kończył Lirę, kiedy za ścianą usłyszał strzał. Natychmiast zadzwonił na
policję.
Za dwadzieścia czwarta rano siódmego marca dwaj policjanci patrolowi
wyrwali bolce w drzwiach i weszli do mieszkania, w którym mężczyzna
leżący na łóżku nie żył od trzydziestu dwóch minut. Dosyć szybko uznali,
że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością popełnił
samobójstwo. Zanim wrócili do radiowozu, by poinformować centralę o
zejściu śmiertelnym, rozejrzeli się po mieszkaniu, czego właściwie nie
powinni byli robić. Oprócz sypialni składało się z jeszcze jednego pokoju,
kuchni, przedpokoju, łazienki i garderoby. Nie
zauważyli żadnej wiadomości ani listu pożegnalnego. Tylko na bloczku
przy telefonie w dużym pokoju widniały dwa słowa. Imię i nazwisko. Obaj
dobrze je znali.
„Martin Beck".
Tego dnia imieniny obchodziła Otylia.
Tuż po jedenastej przed południem Martin Beck opuścił budynek komendy
południowej* i stanął w kolejce w sklepie monopolowym przy
Karusellplan po butelkę nutty solera. W drodze do stacji metra kupił tuzin
czerwonych tulipanów i puszkę angielskich herbatników. Ponieważ mamę
obdarowano na chrzcie sześcioma imionami, wśród których była Otylia,
postanowił ją odwiedzić i złożyć życzenia.
Mama Martina Becka od roku mieszkała w dużym wiekowym domu
starców. Zdaniem personelu zbyt wiekowym i nienowoczesnym. Mimo
siedemdziesięciu ośmiu lat była samodzielna, żwawa i praktycznie na nic
się nie uskarżała. Zdecydowała się na dom starców, ponieważ nie chciała
być ciężarem dla swojego jedynego dziecka. Zawczasu zarezerwowała
miejsce i kiedy zwolnił się pokój, co było równoznaczne ze śmiercią
pensjonariusza, pozbyła się większości swoich rzeczy i przeniosła tutaj.
Od dziewiętnastu lat, od śmierci męża, miała oparcie tylko w Martinie
Becku, którego od czasu do czasu nękały wyrzuty sumienia, że sam się nią
nie zaopiekował. W głębi duszy był jej wdzięczny, że wzięła sprawy w
swoje ręce, nie prosząc go o radę.
Idąc ciemnym korytarzem, minął małą ponurą świetlicę, w której ani razu
nikogo nie widział, zatrzymał się przed drzwiami do pokoju matki,
zapukał i wszedł. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Miała przytępiony
słuch, nie usłyszała pukania. Rozpromieniona, odłożyła książkę i zaczęła
się podnosić.
* Potoczna nazwa komendy policji w okręgu Sóderort, obejmującym
południowe przedmieścia Sztokholmu (wszystkie przypisy tłumaczki).
Martin Beck szybko do niej podszedł, pocałował w policzek i delikatnie
usadził na krześle.
-
Nie będziesz się teraz krzątać z mojego powodu. - Położył kwiaty na
jej kolanach, na stole postawił butelkę wina i puszkę herbatników. -
Wszystkiego najlepszego, mamusiu!
Rozwinęła bukiet z papieru.
-
Ach, jakie piękne kwiaty! I herbatniki. I wino, prawda? Tak, sherry.
Mój kochany. - Wstała i mimo protestów Martina Becka podeszła do
szafki, wyjęła srebrny wazon i napełniła go wodą z kranu nad umywalką. -
Nie jestem jeszcze taka stara i niedołężna, żebym nie mogła utrzymać się
na nogach. Siadaj. Napijemy się sherry czy kawy?
Zdjął kapelusz i jesionkę i usiadł.
-
Co wolisz.
-
Wobec tego zrobię kawę. A na sherry zaproszę koleżanki, żeby się
pochwalić, jakiego mam wspaniałego syna. Każdy powód do radości jest
dobry.
Martin Beck przyglądał się jej w milczeniu. Włączyła elektryczną
kuchenkę, nalała wody, wsypała kawę. Drobna i krucha, za każdym razem,
kiedy ją odwiedzał, wydawała się mniejsza.
-
Nie nudzisz się, mamo?
-
Ja? Skąd, nigdy się nie nudzę.
Odpowiedziała zbyt szybko i gładko, więc jej nie uwierzył. Zanim usiadła,
postawiła dzbanek na kuchence i wazon z kwiatami na stole.
-
Nie martw się o mnie - dodała. - Mam mnóstwo zajęć. Czytam,
rozmawiam z koleżankami, robię na drutach. Czasami jeżdżę do miasta.
Aż przykro patrzeć, co oni wyburzają. Wiesz, że rozebrali budynek, gdzie
tata miał firmę?
Martin Beck pokiwał głową. Ojciec prowadził niedużą firmę przewozową
w parafii Klary. Teraz wznosił się tam kompleks handlowy ze szkła i
betonu. Zerknął na fotografię ojca,
stojącą na komodzie obok łóżka. Została zrobiona w połowie lat
dwudziestych, kiedy Martin Beck miał kilka lat. Ojciec był jeszcze
młodym mężczyzną o jasnym spojrzeniu, lśniących czarnych włosach,
które czesał z przedziałkiem, i wystającym podbródku. Rzekomo Martin
Beck był do niego podobny, ale on sam nie dopatrzył się żadnych
podobieństw No, może nie licząc wyglądu. Zapamiętał ojca jako szczerego
i beztroskiego, powszechnie lubianego, skorego do śmiechu i żartów
Siebie określiłby jako nieśmiałego nudziarza. Ojciec pracował wtedy na
budowie. Potem zaczął się kryzys, ojciec stracił pracę i dosyć długo był
bezrobotny. Matka Martina Becka nigdy nie zapomniała o latach nędzy i
wyrzeczeń. Mimo że później nieźle im się powodziło, nie przestawała się
martwić o finanse. Nadal kupowała sobie coś nowego tylko wówczas,
kiedy naprawdę musiała; ubrania i parę mebli, które zabrała z domu,
nadgryzł ząb czasu.
Martin Beck próbował dawać matce pieniądze, regularnie proponował, że
będzie opłacał jej pobyt w domu starców, ale odmawiała. Była dumna i
uparta, chciała sama sobie radzić.
Kawa się zagotowała. Zdjął dzbanek z kuchenki i pozwolił się obsłużyć.
Mama zawsze mu dogadzała i wyręczała we wszystkim. Nie oczekiwała
od niego pomocy w zmywaniu ani w ścieleniu jego łóżka. Pojął złe strony
tej troskliwości dopiero wtedy, kiedy się wyprowadził. Okazało się, że ma
dwie lewe ręce.
Z rozbawieniem patrzył na matkę, jak wkłada do ust kostkę cukru i
łyczkami pije kawę. Nigdy dotąd tego nie robiła.
Pochwyciła jego spojrzenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zawrat.opx.pl
  • Archiwum
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Nie można obronić się przed samym sobą.