[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marie De Witt OSZUSTWO 1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Daniel O. Simmons przestał stukać w klawiaturę i zdjął okulary w lekkiej czarnej oprawce. Miał za sobą ciężki dzień. Ale był w swoim żywiole. Kochał bez zastrzeżeń taką pracę. Pracował dwanaście godzin na dobę w firmie ubezpie- czeniowej pełniąc funkcję kierownika sieci komputerowej, a w wolnych chwilach układał I własne programy. Komputery odkrył dopiero w wieku trzydziestu lat. Za- smakował w nich tak, jak kowboj po miesiącach celibatu za- kochuje się w dziewczynie z miejscowego saloonu. Po pięciu latach pracy był jednym z najbardziej cenionych specjalistów komputerowych w stanie i, chociaż pracował w małej firmie, często wzywano go gdzie indziej, jak tylko pojawiały się ja- kieś trudne problemy. Daniel włożył z powrotem okulary i powrócił do klawiatu- ry. Jakkolwiek praca sprawiała mu przyjemność, marzył, aby znaleźć się we własnym mieszkaniu. Dziś wieczorem zamie- rzał właśnie ukończyć swoją pierwszą grę komputerową. 2 Żywił nadzieję, że program kupi od niego pewna międzynaro- dowa firma dystrybucyjna. Uśmiechnął się w duchu z uczuciem wielkiej satysfakcji. A więc lada moment narodzi się nowa gra, jego ukochane dziecko! Życie jest piękne! Nagle rozległ się ostry sygnał telefonu. Daniel przygładził rudawe włosy i sięgnął po słuchawkę. - Dan Simmons. - Dan? Tu Becky. - Cześć! - Dan oparł słuchawkę o ramię, nie przestając pa- trzeć w ekran komputera. - Jakieś problemy? Becky odkaszlnęła: - Chyba tak. - O co chodzi? - zapytał. Problemy z komputerami w se- kretariacie nie były niczym nowym. - Co się stało? - powtó- rzył ostrzej, nie mogąc opanować zniecierpliwienia. - Czy mógłbyś zejść do nas na chwilę? - W głosie Becky słychać było zdenerwowanie. Jęknął w duchu, spoglądając na zegarek. Akurat dziś chciał wyjść wcześniej. Do końca dnia pracy pozostało zaled- wie piętnaście minut. Może to wystarczy? Mógł powiedzieć, że jest bardzo zajęty. Gdyby chodziło o kogoś innego, Dan odłożyłby to chętnie do jutra. Becky była jednak bardzo su- mienną pracownicą i jeśli zadzwoniła do niego o tej porze, musiało zajść coś poważnego. 3 - Zaraz u was będę. - Odłożył słuchawkę i wyłączył kom- puter z sieci. Po schodach wszedł na pierwsze piętro do sekretariatu, który nazywał w duchu „warsztatem naprawczym". Otworzył drzwi do wielkiej hali i rozejrzał się. Czterna- ście stanowisk ustawionych tyłem do siebie w dwóch rzę- dach. Czternaście stanowisk, co mogło oznaczało sto czterna- ście problemów. Nie, raczej tysiąc czternaście. Dziesięć ty- sięcy... Becky stojąca przy ostatnim komputerze pomachała ręką. Pomyślał, że i tak od razu by ją zauważył. Różniła się bardzo od innych kobiet. W tym pokoju, pełnym młodych dziewcząt, panowała istna rewia mody. Nie dotyczyło to jednak Becky. Odkąd Dan ją poznał, zawsze ubierała się w wygodne kostiu- my i tradycyjne sukienki. Jej ulubionym kolorem zaś był sta- teczny niebieski. Dziś było podobnie. Zauważył prostą, sięgającą za kolana spódnicę i dopasowany kolorem żakiet. Pod rozpiętym żakie- tem widoczna była biała bluzka z kołnierzykiem z falbankami. Pomimo owego statecznego, niemal staroświeckiego wyglądu dziewczęta szanowały ją, albowiem była najszybszą maszy- nistką po tej stronie Missisipi. Miały rację, widział jak pisze. Danowi jednak obojętny był jej wygląd. Nie zwracał uwagi na kobiety. No, może nie była to całkowita prawda. Dostrzegał kobiety. Oceniał je jak każdy inny facet. Ich włosy, oczy, no- 4 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |