[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Na podstawie: Henryk Sienkiewicz, Ogniem i mieczem, t. , Pań- stwowy Instytut wydawniczy, Warszawa Wersja lektury on-line dostępna jest Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza, że możesz go swobodnie wy- korzystywać, publikować i rozpowszechniać. HENRYK SIENKIEWICZ Ogniem i mieczem Ogniem i mieczem TOM I Rok był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały Omen, Natura jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia. Współcześni kronikarze wspominają, iż z wiosny szarańcza w niesłychanej ilo- ści wyroiła się z Dzikich Pól¹ i zniszczyła zasiewy i trawy, co było przepowiednią napadów tatarskich. Latem zdarzyło się wielkie zaćmienie słońca, a wkrótce potem kometa pojawiła się na niebie. W Warszawie widywano też nad miastem mogiłę i krzyż ognisty w obłokach; odprawiano więc posty i dawano jałmużny, gdyż niektó- rzy twierdzili, że zaraza spadnie na kraj i wygubi rodzaj ludzki. Nareszcie zima nastała Zima tak lekka, że najstarsi ludzie nie pamiętali podobnej. W południowych wojewódz- twach lody nie popętały² wcale wód, które podsycane topniejącym każdego ranka śniegiem wystąpiły z łożysk i pozalewały brzegi. Padały częste deszcze. Step rozmókł i zmienił się w wielką kałużę, słońce zaś w południe dogrzewało tak mocno, że — dziw nad dziwy! — w województwie bracławskim³ i na Dzikich Polach zielona ruń⁴ okryła stepy i rozłogi⁵ już w połowie grudnia. Roje⁶ po pasiekach poczęły się burzyć i huczeć, bydło ryczało po zagrodach. Gdy więc tak porządek przyrodzenia zdawał się być wcale odwróconym, wszyscy na Rusi⁷, oczekując niezwykłych zdarzeń, zwracali niespokojny umysł i oczy szczególniej ku Dzikim Polom, od których łatwiej niźli skądinąd mogło się ukazać niebezpieczeństwo. Tymczasem na Polach nie działo się nic nadzwyczajnego i nie było innych walk i potyczek jak te, które się odprawiały tam zwykle, a o których wiedziały tylko orły, jastrzębie, kruki i zwierz polny. Bo takie to już były te Pola. Ostatnie ślady osiadłego życia kończyły się, idąc ku południowi, niedaleko za Czehrynem⁸ od Dniepru, a od Dniestru — niedaleko za Humaniem⁹, a potem już hen, ku limanom¹⁰ i morzu, step i step, w dwie rzeki jakby w ramę ujęty. Na łuku Dnieprowym, na Niżu¹¹, wrzało jeszcze kozacze życie za porohami¹², ale w samych Polach nikt nie mieszkał i chyba po brzegach tkwiły gdzieniegdzie „polanki¹³” jakoby wyspy wśród morza. Ziemia była e nmine ¹⁴ Rze- ¹ iie — stepowa kraina nad dolnym Dnieprem, w XVII w. prawie niezamieszkana, schro- nienie dla Kozaków, zbiegów i koczowników, pas ziemi niczyjej między Rzecząpospolitą a tatarskim Chanatem Krymskim. ² — powiązać; tu: skuć. ³ e cie — w XVII w. województwo należące do Małopolski, sąsiadujące z woj. kijowskim i podolskim; c — miasto na środkowej Ukrainie. ⁴ — tu: roślinność, trawy. ⁵ zg — dolina nieckowata o łagodnych zboczach. ⁶ — rodzina pszczół. ⁷ — wschodnia Słowiańszczyzna; tu: Ukraina. ⁸ zen a. ze (ukr. zn ) — miasto na środkowej Ukrainie, położone nad Taśminą, dopływem środkowego Dniepru, jedna z najdalej wysuniętych twierdz Rzeczypospolitej. ⁹ m — miasto na środkowej Ukrainie, w XVII w. rezydencja magnatów Kalinowskich, twierdza polska. ¹⁰ imn — zatoka u ujścia doliny rzecznej do morza. ¹¹ i a. e — kraina poniżej porohów Dniepru, zamieszkana przez społeczność Kozaków zaporoskich. ¹² (ukr.: próg) — naturalna zapora skalna na rzece, uniemożliwiająca swobodną żeglugę; kraina poniżej porohów Dniepru nazywała się Niżem albo Zaporożem i była zamieszkana przez społeczność Kozaków zaporoskich. ¹³ n — obóz kozacki. ¹⁴ e nmine (łac.) — z nazwy. Ogniem i mieczem czypospolitej, ale pustynna, na której pastwisk Rzeczpospolita Tatarom pozwalała, wszakże gdy Kozacy często bronili, więc to pastwisko było i pobojowiskiem zarazem. Ile tam walk stoczono, ilu ludzi legło, nikt nie zliczył, nikt nie spamiętał. Orły, Ptak, Trup jastrzębie i kruki jedne wiedziały, a kto z daleka dosłyszał szum skrzydeł i krakanie, kto ujrzał wiry ptasie nad jednym kołujące miejscem, to wiedział, że tam trupy lub kości niepogrzebione leżą… Polowano w trawach na ludzi jakby na wilki lub suhaki¹⁵. Polował, kto chciał. Człek prawem ścigany chronił się w dzikie stepy, orężny pasterz trzód strzegł, rycerz przygód tam szukał, łotrzyk łupu. Kozak Tatara, Tatar Kozaka. Bywało, że i całe watahy¹⁶ broniły trzód przed tłumami napastników. Step to był pusty i pełny zarazem, cichy i groźny, spokojny i pełen zasadzek, dziki od Dzikich Pól, ale i od dzikich dusz. Czasem też napełniała go wielka wojna. Wówczas płynęły po nim jak fale czam- Walka Wojna buły¹⁷ tatarskie, pułki kozackie, to chorągwie polskie lub wołoskie¹⁸; nocami rżenie koni wtórowało wyciom wilków, głos kotłów i trąb mosiężnych leciał aż do Owi- dowego jeziora i ku morzu, a na Czarnym Szlaku, na Kuczmańskim — rzekłbyś: powódź ludzka.Granic Rzeczypospolitej strzegły od Kamieńca aż do Dniepru stani- ce, „polanki” i — gdy szlaki miały się zaroić, poznawano właśnie po niezliczonych stadach ptactwa, które, płoszone przez czambuły, leciały na północ. Ale Tatar, byle wychylił się z Czarnego Lasu lub Dniestr przebył od strony wołoskiej, to stepem równo z ptakami stawał w południowych województwach. Wszelako zimy owej ptactwo nie ciągnęło z wrzaskiem ku Rzeczypospolitej. Na stepie było ciszej niż zwykle. W chwili gdy rozpoczyna się powieść nasza, słońce zachodziło właśnie, a czerwonawe jego promienie rozświecały okolicę pustą zupeł- nie. Na północnym krańcu Dzikich Pól, nad Omelniczkiem, aż do jego ujścia, naj- bystrzejszy wzrok nie mógłby odkryć jednej żywej duszy ani nawet żadnego ruchu w ciemnych, zeschniętych i zwiędłych burzanach. Słońce połową tylko tarczy wyglą- dało jeszcze zza widnokręgu. Niebo było już ciemne, a potem i step z wolna mroczył się coraz bardziej. Na lewym brzegu, na niewielkiej wyniosłości podobniejszej do mogiły niż do wzgórza, świeciły tylko resztki murowanej stanicy, którą niegdyś jesz- cze Teodoryk Buczacki¹⁹ wystawił, a którą potem napady starły. Od ruiny owej padał długi cień. Opodal świeciły wody szeroko rozlanego Omelniczka, który w tym miej- scu skręca się ku Dnieprowi. Ale blaski gasły coraz bardziej na niebie i na ziemi. Z nieba dochodziły tylko klangory²⁰ żurawi ciągnących ku morzu; zresztą ciszy nie przerywał żaden głos. Noc zapadła nad pustynią, a z nią nastała godzina duchów. Czuwający w stani- cach rycerze opowiadali sobie w owych czasach, że nocami wstają na Dzikich Polach cienie poległych, którzy zeszli tam nagłą śmiercią w grzechu, i odprawują swoje ko- rowody, w czym im żaden krzyż ani kościół nie przeszkadza. Toteż gdy sznury wska- zujące północ poczynały się dopalać, odmawiano po stanicach modlitwy za umarłych. Mówiono także, że one cienie jeźdźców, snując się po pustyni, zastępują drogę po- dróżnym, jęcząc i prosząc o znak krzyża świętego. Między nimi trafiały się upiory, ¹⁵ — ssak krętorogi, spokrewniony z gazelami, dziś żyje tylko w Azji Środkowej, w XVII w. można go było spotkać na terenie całej dzisiejszej Ukrainy. ¹⁶ — tu: zbieranina uzbrojonych, groźnych ludzi. ¹⁷ czm (z tur. cz : zagon) — oddział tatarski, dokonujący najazdów w głębi terytorium prze- ciwnika, w celu odwrócenia jego uwagi od działań sił głównych. ¹⁸ i — z Wołoszczyzny; zczzn — państwo na terenach dzisiejszej płd. Rumunii, rzą- dzone przez hospodara i zależne od Imperium Osmańskiego. ¹⁹ czci zieci e (zm. ) — kasztelan halicki i kamieniecki, starosta podolski, obrońca Podola przed Tatarami. ²⁰ ng — krzyk żurawia. Ogniem i mieczem które goniły za ludźmi, wyjąc. Wprawne ucho z daleka już rozeznawało wycie upio- rów od wilczego. Widywano również całe wojska cieniów, które czasem przybliżały się tak do stanic, że straże grały larum. Zapowiadało to zwykle wielką wojnę. Spotka- nie pojedynczych cieniów nie znaczyło również nic dobrego, ale nie zawsze należało sobie źle wróżyć, bo i człek żywy zjawiał się nieraz i niknął jak cień przed podróżnymi, dlatego często i snadnie za ducha mógł być poczytanym. Skoro więc noc zapadła nad Omelniczkiem, nie było w tym nic dziwnego, że zaraz koło opustoszałej stanicy pojawił się duch czy człowiek. Miesiąc wychynął właśnie zza Dniepru i obielił pustkę, głowy bodiaków²¹ i dal stepową. Wtem niżej na stepie ukazały się inne jakieś nocne istoty. Przelatujące chmurki przesłaniały co chwila blask księżyca, więc owe postacie to wybłyskiwały z cienia, to znowu gasły. Chwilami nikły zupełnie i zdawały się topnieć w cieniu. Posuwając się ku wyniosłości, na której stał pierwszy jeździec, skradały się cicho, ostrożnie, z wolna, zatrzymując się co chwila. W ruchach ich było coś przerażającego, jak i w całym tym stepie, tak spokoj- nym na pozór. Wiatr chwilami podmuchiwał od Dniepru sprawując żałosny szelest w zeschłych bodiakach²², które pochylały się i trzęsły, jakby przerażone. Na koniec postacie znikły, schroniły się w cień ruiny. W bladym świetle nocy widać było tylko jednego jeźdźca stojącego na wyniosłości. Wreszcie szelest ów zwrócił jego uwagę. Zbliżywszy się do skraju wzgórza począł wpatrywać się w step uważnie. W tej chwili wiatr przestał wiać, szelest ustał i zrobiła się cisza zupełna. Nagle dał się słyszeć przeraźliwy świst. Zmieszane głosy poczęły wrzeszczeć prze- Walka raźliwie: „Hałła! Hałła! Jezu Chryste! ratuj! bij!” Rozległ się huk samopałów²³, czer- wone światła rozdarły ciemności. Tętent koni zmieszał się ze szczękiem żelaza. Nowi jacyś jeźdźce²⁴ wyrośli jakby spod ziemi na stepie. Rzekłbyś: burza zawrzała nagle w tej cichej, złowrogiej pustyni. Potem jęki ludzkie zawtórowały wrzaskom strasz- nym, wreszcie ucichło wszystko: walka była skończona. Widocznie rozegrywała²⁵ się jedna ze zwykłych scen na Dzikich Polach. Jeźdźcy zgrupowali się na wyniosłości, niektórzy pozsiadali z koni, przypatrując się czemuś pilnie. Wtem w ciemnościach ozwał się silny i rozkazujący głos: — Hej tam! skrzesać ognia i zapalić! Po chwili posypały się naprzód iskry, a potem buchnął płomień suchych oczere- tów²⁶ i łuczywa, które podróżujący przez Dzikie Pola²⁷ wozili zawsze ze sobą. Wnet wbito w ziemię drąg od kaganka i jaskrawe, padające z góry światło oświe- ciło wyraźnie kilkunastu ludzi pochylonych nad jakąś postacią leżącą bez ruchu na ziemi. Byli to żołnierze ubrani w barwę²⁸ czerwoną, dworską, i w wilcze kapuzy²⁹. Z tych jeden, siedzący na dzielnym koniu, zdawał się reszcie przewodzić. Zsiadłszy z konia zbliżył się do owej leżącej postaci i spytał: ²¹ i (ukr.) — oset. ²² i (ukr.) — oset. ²³ m — prymitywna broń palna, używana przez Kozaków w XVI i XVII w. ²⁴ ece — dziś popr. forma M. lm: jeźdźcy. ²⁵ zeg — dziś popr.: rozgrywała. ²⁶ czee (ukr.) — trzcina. ²⁷ iie — stepowa kraina nad dolnym Dnieprem, w XVII w. prawie niezamieszkana, schro- nienie dla Kozaków, zbiegów i koczowników, pas ziemi niczyjej między Rzecząpospolitą a tatarskim Chanatem Krymskim. ²⁸ — umundurowanie lub element stroju, świadczący o przynależności noszącego. ²⁹ z (z łac. c : głowa) — futrzana czapka-uszanka. Ogniem i mieczem — A co, wachmistrzu? żyje czy nie żyje? — Żyje, panie namiestniku, ale charcze; arkan³⁰ go zdławił. — Co zacz jest? — Nie Tatar, znaczny ktoś. — To i Bogu dziękować. Tu namiestnik popatrzył uważnie na leżącego męża. — Coś jakby hetman — rzekł. — I koń pod nim tatar zacny, jak lepszego u chana³¹ nie znaleźć— odpowiedział wachmistrz. — A ot, tam go trzymają. Porucznik spojrzał i twarz mu się rozjaśniła. Obok dwóch szeregowych trzymało rzeczywiście dzielnego rumaka, który tuląc uszy i rozdymając chrapy wyciągał głowę i poglądał przerażonymi oczyma na swego pana. — Ale koń, panie namiestniku, będzie nasz? — wtrącił tonem pytania wach- mistrz. — A ty, psiawiaro, chciałbyś chrześcijanowi konia w stepie odjąć? — Bo zdobyczny… Dalszą rozmowę przerwało silniejsze chrapanie zduszonego męża. — Wlać mu gorzałki w gębę — rzekł pan namiestnik — pas odpiąć. — Czy zostaniemy tu na nocleg? — Tak jest, konie rozkulbaczyć³², stos zapalić. Żołnierze skoczyli co żywo. Jedni poczęli cucić i rozcierać leżącego, drudzy ruszyli po oczerety³³, inni rozesłali na ziemi skóry wielbłądzie i niedźwiedzie na nocleg. Pan namiestnik, nie troszcząc się więcej o zduszonego męża, odpiął pas i rozcią- gnął się na burce przy ognisku. Był to młody jeszcze bardzo człowiek, suchy, czar- niawy, wielce przystojny, ze szczupłą twarzą i wydatnym orlim nosem. W oczach jego malowała się okrutna fantazja i zadzierżystość³⁴, ale w obliczu miał wyraz uczci- wy. Wąs dość obfity i niegolona widocznie od dawna broda dodawały mu nad wiek powagi. Tymczasem dwaj pachołkowie zajęli się przyrządzaniem wieczerzy. Położono na ogniu gotowe ćwierci baranie; zdjęto też z koni kilka dropiów³⁵ upolowanych w cza- sie dnia, kilka pardew³⁶ i jednego suhaka³⁷, którego pachoł wnet zaczął obłupywać ze skóry. Stos płonął, rzucając na step ogromne, czerwone koło światła. Zduszony człowiek począł z wolna przychodzić do siebie. Przez czas jakiś wodził nabiegłymi krwią oczyma po obcych, badając ich twarze; następnie usiłował powstać. Żołnierz, który poprzednio rozmawiał z namiestnikiem, dźwignął go w górę pod pachy; drugi włożył mu obuszek w dłoń, na którym niezna- jomy wsparł się z całej siły. Twarz jego była jeszcze czerwona, żyły jej nabrzmiałe. Na koniec przyduszonym głosem wykrztusił pierwszy wyraz: — Wody! Alkohol, Woda Podano mu gorzałki, którą pił i pił, co mu widocznie dobrze zrobiło, bo odjąwszy wreszcie flaszę od ust, czystszym już głosem spytał: ³⁰ n — bicz, sznur, używany przez Tatarów do walki; lasso. ³¹ cn — władca tatarski. ³² zcz — rozsiodłać, przygotować do odpoczynku; — rodzaj siodła. ³³ czee (ukr.) — trzcina; tu: suche liście na podpałkę. ³⁴ zie — skłonność do zaczepki, do szukania zwady, zadziorność. ³⁵ — najcięższy latający ptak na świecie, gatunek ginący, w Polsce objęty ścisłą ochroną. ³⁶ — ptak z rodziny kurowatych, podobny do kuropatwy lub bażanta, obecnie w Polsce właściwie nie występuje. ³⁷ — ssak krętorogi, spokrewniony z gazelami, dziś żyje tylko w Azji Środkowej, w XVII w. można go było spotkać na terenie całej dzisiejszej Ukrainy. Ogniem i mieczem [ Pobierz całość w formacie PDF ] |