[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->SERIA ZE STRACHEMJuż w księgarniach:Darek Foks Wielkanoc z tygrysemW serii ukażą się także:Jan Seghers Zbyt piękna dziewczynaThomas Kanger Człowiek, który przychodzi w niedzielęJohan Theorin Nocna śnieżycaJan Seghers Panna młoda w śnieguThomas Kanger PograniczeJan Seghers Partytura śmierciJohan Theorin:Zmierzch:Przełożyła Anna Topczewskawydawnictwo-! zarneiWięcej informacji: czarne.com.plWołowiec 2008Tytuł oryginału szwedzkiego SKUMTIMMENOlandzkiemu rodowi GerlofssonówProjekt okładki i rysunek na okładce © by łukasz mieszkowskiZdjęcie Autora © by cato leinCopyright © by johan theorin, 2007. First published by Wahlström& Widstrand, Stockholm, Sweden. Published in the Polishlanguage byarrangement with Bonnier Group Agency, Stockholm, SwedenCopyright © for the Polish edition by wydawnictwo czarne, 2008Copyright © for the Polish translation by anna topczewska, 2008Redakcja andrzej MASSÉKorekta barbara sieradzka / d2d.planna mroczka / d2d.plProjekt typograficzny robert OLEŚ / D2D.plDziękujemy statens kulturrad za sfinansowanie przekładu książkiisbn 978-83-7536-045-5Wołowiec 2008Wydanie iOlandia, wrzesień 1972Mur był zbudowany z dużych okrągłych kamieni pokry-tych sinawymi porostami i kończył się dokładnie na równiz czubkiem głowy chłopca. Żeby zobaczyć, co jest po dru-giej stronie, maluch musiał wspiąć się na palce. Przednim ścieliła się tylko szarość i mgła. Tu, gdzie teraz stał,równie dobrze mógł być koniec świata, ale przecież do-skonale wiedział, że jest odwrotnie: za murem świat siędopiero zaczynał. Ów wielki świat, który rozciąga siępoza granicami ogrodu. Przez całe lato kusiło chłopca,żeby go odkryć.Dwukrotnie próbował wdrapać się na mur i dwukrot-nie jego ręka zsunęła się z chropowatych kamieni, a onupadł do tyłu w wilgotną trawę.Nie poddawał się jednak i za trzecim razem dopiąłswego.Wziął głęboki wdech, podciągnął się na rękach, wczepiłsię w zimne kamienie i znalazł się na szczycie.Było to dla niego nie lada osiągnięcie - ma niecałe sześćlat i oto po raz pierwszy w życiu przechodzi przez mur.Przez chwilę siedział na krawędzi niby król na tronie.Świat po drugiej stronie był wielki i bezkresny, ale przytym szary i niewyraźny. Mgła, która tego popołudnia za-snuła wyspę, nie pozwalała wiele zobaczyć, lecz u pod-nóża muru chłopiec widział niewielką łączkę porośniętą7żółtobrunatną trawą. Kawałek dalej rysowały się niskiekrzaki jałowca i wystające z ziemi omszałe kamienie.Grunt okazał się równie płaski jak w ogrodzie za jegoplecami, a jednak wszystko wydawało się znacznie dzik-sze; obce i kuszące.Chłopiec oparł prawą stopę na tkwiącym w ziemi głaziei zszedł na łąkę za murem. Po raz pierwszy w życiu znalazłsię sam poza obrębem ogrodu i nikt nie wiedział, gdziejest. Tego dnia jego mama pojechała poza wyspę. Dzia-dek chwilę wcześniej poszedł nad morze, a babcia spała,kiedy wkładał sandały i wymykał się z domu.Mógł robić, co chciał. Zaczęła się przygoda.Zdjął rękę z kamieni muru i zrobił krok w dziką trawę.Była rzadka, łatwo się przez nią szło. Posunął się jeszczekawałek do przodu, a świat przed nim powoli stawał sięwyraźniejszy. Chłopiec zobaczył, że krzaki jałowca na-bierają konturów, i ruszył w ich stronę.Miękka ziemia tłumiła wszystkie odgłosy, jego krokiodzywały się tylko cichym szelestem w trawie. Nawet gdypodskakiwał na obydwu nogach i mocno tupał, słychaćbyło jedynie głuche dudnienie, kiedy zaś podnosił stopy,trawa natychmiast się prostowała, a jego ślady znikały.Pokonał w ten sposób kilka metrów: Hop, bum. Hop,bum.Wszedłszy między wysokie jałowce za łąką, przestałskakać. Odetchnął chłodnym powietrzem i rozejrzał sięwkoło.Kiedy skakał po trawie, unosząca się przed nim mgłacicho podkradła się do niego od tyłu. Kamienny mur naskraju łąki rozmazał się w oparach, a ciemnobrązowy do-mek zupełnie zniknął.Przez chwilę chłopiec zastanawiał się, czy nie zawró-cić, nie pójść z powrotem przez łąkę i nie wdrapać się namur. Nie miał zegarka i nazwy godzin nic mu nie mówiły,ale niebo nad jego głową było teraz ciemnoszare, a powie-trze dookoła zrobiło się jeszcze chłodniejsze. Wiedział, żedzień ma się ku końcowi i wkrótce nadejdzie noc.Chciał przejść po miękkiej ziemi jeszcze tylko kawałek.Wiedział przecież, gdzie jest: dom, w którym śpi jego bab-cia, został z tyłu, chociaż teraz on stracił go z oczu. Ru-szył ku niewyraźnej ścianie mgły - dało się ją zobaczyć,ale nie uchwycić: wciąż odsuwała się w magiczny sposób,jakby się z nim drocząc.Chłopiec stanął. Wstrzymał oddech.Świat dookoła zastygł w zupełnej ciszy, on jednak po-czuł nagle, że nie jest sam.Czyżby usłyszał we mgle jakiś odgłos?Odwrócił się. Za sobą nie widział już łąki z murem,tylko trawę i jałowce. Krzaki wokół niego stały nieru-chomo. Wiedział, że nie są żywe - w każdym razie nietak samo żywe jak on - a mimo to nie mógł przestać my-śleć o tym, że są bardzo duże. Otaczały go ich milcząceczarne sylwetki i, kto wie, czy nie przysuwały się bliżej,kiedy nie patrzył.Odwrócił się znowu i zobaczył kolejne jałowce. Jałowcei mgłę.Nie wiedział już, z której strony został letni domek, alestrach i poczucie osamotnienia kazały mu ruszyć z miej-sca. Zacisnął pięści i puścił się biegiem przez pustkowie.Chciał odnaleźć kamienny mur i ogród za nim, ale widziałtylko trawę i jałowce. W końcu nie widział już nawet tego:świat przysłoniły łzy.Chłopiec stanął, wziął głęboki wdech, a łzy przestałypłynąć. We mgle nadal widział jałowce, lecz teraz jedenz nich miał dwa grube pnie. Nagle malec zobaczył, żekrzak się rusza.89To człowiek.Jakiś pan.Wyłonił się z szarej mgły i stanął w odległości zale-dwie dziesięciu kroków od niego. Był wysoki i barczysty,miał na sobie bure ubranie i ciężkie kalosze. Zauważyłgo. Stał nieruchomo w trawie i patrzył. Na czoło naciąg-nął czarną czapkę. Wyglądał staro, choć jeszcze nie takstaro jak dziadek.Chłopiec nie drgnął. Nie znał mężczyzny, a mamamówiła, że obcych należy się strzec. Jednak teraz przy-najmniej nie był już we mgle sam z jałowcami. Zawszemoże się odwrócić i uciec, gdyby ten pan okazał sięniemiły.- Cześć - odezwał się mężczyzna cicho. Oddychał cięż-ko, jakby przyszedł we mgle z bardzo daleka albo szybkobiegł.Chłopiec nie odpowiedział.Mężczyzna szybko obejrzał się za siebie. Potem znówpopatrzył na niego i bez uśmiechu spytał:- Jesteś sam?Chłopiec w milczeniu pokiwał głową.- Zgubiłeś się?- Chyba tak - odparł.- Nie bój się... Znam alvaret jak własną kieszeń - męż-czyzna zrobił krok w jego stronę. - Jak masz na imię?- Jens - odrzekł chłopiec.- A dalej?- Jens Davidsson.- Dobrze - nieznajomy skinął głową, a po krótkim wa-haniu dodał: - Ja mam na imię Nils.- A dalej? - spytał Jens.Trochę przypominało to grę. Mężczyzna zaśmiał siękrótko.- Nazywam się Nils Kant - odparł i zrobił jeszcze je-den krok do przodu.Jens stał nieruchomo, przestał rozglądać się dookoła.We mgle była tylko trawa, kamienie i krzaki. No i ten nie-znajomy pan, Nils Kant, który teraz zaczął się do niegouśmiechać, jakby już byli przyjaciółmi.Mgła ich obiegła, było zupełnie cicho. Nawet ptaki nieśpiewały.- Nie bój się - powiedział Nils Kant i wyciągnął rękę.Stali teraz bardzo blisko siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |